https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak ożywić dinozaura

Mariusz Załuski
Miał zemrzeć jak ostatni dinozaur, a tu proszę, nie dość, że przetrwał, to jeszcze cudownie się rozmnożył. Jesteśmy już po jednym festiwalu w Sopocie - tym organizowanym przez spryciarzy z telewizji publicznej - a za parę dni rusza prawdziwy Sopot Festival, przejęty przez TVN.

<!** Image 1 align=left alt="Mariusz Załuski" >Miał zemrzeć jak ostatni dinozaur, a tu proszę, nie dość, że przetrwał, to jeszcze cudownie się rozmnożył. Jesteśmy już po jednym festiwalu w Sopocie - tym organizowanym przez spryciarzy z telewizji publicznej - a za parę dni rusza prawdziwy Sopot Festival, przejęty przez TVN. Jeśli dodać do tego polsatowe Top Trendy w Operze Leśnej to okazuje się, że wielkim zwycięzcą bijatyki naszych telewziji o widza jest piękne miasto Sopot. Jego mieszkańcy pewnie żałują, że w Polsce nie ma więcej dużych stacji telewizyjnych.

Nie chciałbym tu jednak biadolić, jak to TVN zainwestował w festiwal, a TVP zrobił konkurenta w konia i wszedł tylnymi drzwiami w starą sprawdzoną markę. Szczególnie, że telewizja publiczna zrobiła to w kiepskim, dinozaurowym stylu. Była jednak na tej imprezie jedna ciekawostka - koncert poświęcony rockowemu boomowi lat 80-tych. Czasom, w których muzyka rozrywkowa była nie tylko rozrywkowa. Ba, czasami zdecydowanie nie chodziło w niej o rozrywkę.

Koncert okraszono ciekawostkami z epoki, czyli przede wszystkim opowiastkami o głupawych cenzorach, którzy dawali sobie wciskać ciemnotę. To taki kolejny element mitologizacji PRL - która zmienia się w sielsko-zabawną krainę nonsensu. A w funkcjonowaniu PRL nonsensy były, ale często nikomu nie było z tego powodu wesoło. Na szczęście imprezę prowadził Wojciech Mann, który nie bawił się w martyrologię - w końcu publiczność miała się dobrze bawić - ale co jakiś czas dawał sygnał, że ten głupawy cenzor z anegdot jedną pieczątką mógł jakiemuś artyście złamać karierę. I zmarnować życie.

Najważniejsze jednak były hity lat 80-tych - te największe, z „Przeżyj to sam”, „Autobiografią”, „Białą flagą”. Co tu dużo gadać - nie one były uważane w schyłkowym PRL za muzykę zbuntowaną, bo zbuntowana to była gigantyczna wówczas scena offowa, a nie supergrupy gwiazdujące w mediach. Tyle że dopiero dzisiaj widać, jaką siłę miały te pokoleniowe teksty. Nie tylko dlatego, że zespoły punkowe wpływały na tysiące, a Perfect czy Republika na miliony młodych Polaków. Przede wszystkim były to utwory o czymś, naładowane emocjonalnie, a niekiedy intelektualnie. W końcu „Biała flaga” to najlepszy utwór o życiowym konformizmie, jaki w Polsce napisano.

No i z każdym wspominkowym utworem widać było miałkość dzisiejszej para-rockowej muzyczki „do puszczania w radiu”. Muzyczki komercyjnych stacji i wygładzonych tekstów o nieszczęśliwej miłości. Cóż, jakie czasy, taka muzyka. Tyle że na pewno nie ma co narzekać, że już nie trzeba pisać pokoleniowych songów.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski