https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak milioner został nędzarzem

Grażyna Ostropolska
Firma Jarosława Tudorowskiego przez pięć lat była na topie. Dekorowała studia telewizyjne, miała sieć kontrahentów w całym kraju. Dziś biznesmen pozostaje na garnuszku opieki społecznej, bo... - Gdy byłem za granicą, moja wspólniczka wraz z księgową zlikwidowały firmę. Bezprawnie! - twierdzi Tudorowski i usiłuje tego dowieść.

<!** Image 3 align=none alt="Image 219241" sub="Jarosławowi Tudorowskiemu trudno się pogodzić z tym, że obiekt (na zdjęciu), który wybudował 12 lat temu, komornik skarbowy sprzedał za 170 tys. zł [Fot. Tomasz Czachorowski]">

Firma Jarosława Tudorowskiego przez pięć lat była na topie. Dekorowała studia telewizyjne, miała sieć kontrahentów w całym kraju. Dziś biznesmen pozostaje na garnuszku opieki społecznej, bo... - Gdy byłem za granicą, moja wspólniczka wraz z księgową zlikwidowały firmę. Bezprawnie! - twierdzi Tudorowski i usiłuje tego dowieść.

Ta historia pokazuje, jak łatwo można stracić cały dorobek życia i jak trudno udowodnić, że przyczynili się do tego urzędnicy, którzy nie dopełnili swoich obowiązków.

W latach 90. ubiegłego wieku Jarosław Tudorowski uważał się za człowieka sukcesu. Spółka cywilna „Protos”, którą założył wspólnie z żoną, rozwijała się znakomicie. - Wpasowaliśmy się w handlową lukę na rynku, sprowadzaliśmy do Polski artykuły wyposażenia wnętrz i upominki, wysyłaliśmy na eksport krajowe szkło. Mieliśmy wzorcownię, magazyny i punkty handlowe na największych kwiatowych giełdach, kończyliśmy budowę nowej reprezentacyjnej siedziby dla firmy i to wszystko bez zaciągania kredytów - wspomina były przedsiębiorca, który w ciągu miesiąca stał nędzarzem i jest teraz na garnuszku MOPS.<!** reklama>

Majątek, który utracił, szacuje na pięć milionów złotych i takiego też odszkodowania domaga się od urzędu skarbowego, ale ten powołując się na przedawnienie, wygrywa w sądzie.

- Nadzieja umiera ostatnia - oświadcza Tudorowski i liczy na kasację wyroku. - Przecież nie może być tak, że likwiduje się firmę bez mojej wiedzy i zgody, a księgowa, która nie ma wymaganego prawem pełnomocnictwa tzw. szczególnego od obojga wspólników, przesyła do urzędu skarbowego dokumenty NIP, VAT oraz dotyczące remanentu likwidacyjnego spółki, a urzędnicy przymykają oczy na bezprawie i wydają niszczącą mnie decyzję - tłumaczy cel swoich sądowych zmagań.

Wydarzenia sprzed 13 lat, które

doprowadziły go do ruiny

Tudorowski wspomina tak: - W 2000 roku nie najlepiej działo się w naszym małżeństwie. Zaczęło się od kłótni o kontrahenta z Poznania, który chciał brać od nas cały towar. Żona bardzo za tym optowała, a ja twierdziłem, że taka polityka ma krótkie nogi, bo gdy ten klient się od nas odwróci, zostaniemy na lodzie. Potem pojawiły się wzajemne podejrzenia o zdradę - opowiada i zapewnia, że przynajmniej te wobec niego były bezpodstawne. Chciał oszczędzić dzieciom domowych scen, więc wyprowadził się na jakiś czas z domu. Sądził, że nie ucierpi na tym ich spółka, ale się mylił.

- Wyjechałem służbowo do Niemiec, Holandii i Francji, by podpisać nowe kontrakty, a gdy wróciłem po trzech tygodniach, nie miałem już firmy, bo żona postanowiła ją zlikwidować. W porozumieniu z księgową załatwiła wszystkie formalności w urzędach i puściła mnie z torbami - zapewnia.

Twierdzi, że był w szoku, bo wspólniczka bez jego wiedzy i zgody sprzedała towar z magazynu oraz pawilon, w którym mieli wzorcownię, swojemu ojcu, a ten założył firmę o profilu podobnym do spółki „Protos” i zatrudnił w niej córkę. Pokazuje kopie umów sprzedaży tych wspólnych dóbr, pozyskane z sądowych akt.

- Zostałem bez pracy i grosza w kieszeni. Zniknęły wspólne pieniądze z bankowego konta, nie miałem dostępu do dokumentów firmy, a żona zamknęła przede mną drzwi do mieszkania - dodaje. Nie miał pieniędzy na adwokata, a małżonka wystąpiła o alimenty i wytoczyła mu kilka sądowych spraw. Rozwód otrzymali po trzech latach, ale sprawy o podział majątku spółki toczą się do dziś. W międzyczasie były wzajemne oskarżenia o kradzież towaru z firmy, umarzane przez prokuraturę, ale tym, o co Jarosław Tudorowski zamierza walczyć do końca jest

unieważnienie decyzji

II Urzędu Skarbowego w Bydgoszczy, który w styczniu 2001 roku przyjął dokumenty rozliczeniowe firmy „Protos”, m.in. te dotyczące likwidacyjnego remanentu, nie żądając od księgowej, która przesłała je pocztą, wymaganego prawem pełnomocnictwa od obojga wspólników.

- Konsekwencją takiego działania było wezwanie do natychmiastowej zapłaty ok. 90 tys. zł podatku VAT za niesprzedany towar z naszego magazynu - tłumaczy Tudorowski.

Ma kopie pism, w których informował skarbówkę o nieprawidłowościach w rozliczeniu i likwidacji firmy, traktując je jako zażalenie na skarbową decyzję. Pisał, że nie ma dostępu do dokumentów spółki. - Urząd moje pisma zignorował i w maju 2001 roku wydał ostateczną decyzję zapłaty, a potem wszedł na hipotekę świeżo wybudowanego budynku - twierdzi. W styczniu 2002 roku komornik sądowy zlicytował ten obiekt. - Za... 170 tys. zł - oburza się Tudorowski. Uważa, że była to cena rażąco niska, bo... - Dwa lata temu rzeczoznawca wycenił tę nieruchomość na ponad 4,3 mln zł - pokazuje ten dokument. Wspomina też, że miał kupca, który chciał kupić ów obiekt za dużą wyższą cenę, ale urząd się nie zgodził.

- Nie znałem dobrze prawa, nie miałem adwokata ani pieniędzy na dalszą walkę w urzędem - przyznaje. Opowiada, jak przez trzy lata tułał się w poszukiwaniu dachu nad głową i chleba, aż znaleźli się przyjaciele, którzy obudzili go z letargu. - „Jarek,

obudź się i walcz o swoje”,

wbijali mi do głowy, a w końcu zaprowadzili do znajomego prawnika i ten nie miał wątpliwości. „Urząd nie miał prawa przyjąć likwidacyjnych rozliczeń od księgowej spółki, która nie miała pańskiego pełnomocnictwa, a jeśli to zrobił, wydana przez US decyzja jest nieważna”, usłyszałem i to zachęciło mnie do walki - wspomina biznesmen.

W 2005 roku składa w prokuraturze doniesienie na księgową, której zarzuca bezprawne zamknięcie spółki i narażenie go na straty. - Prokuratura nawet pani W. nie przesłuchuje i odmawia wszczęcia postępowania, a sąd oddala moje zażalenie - mówi rozgoryczony. Prowadzi też korespondencję z naczelnikiem II US w Bydgoszczy. Jednostronną, bo, jak twierdzi, bez odpowiedzi. Dopiero w 2011 roku wymiana pism między nim i naczelnikiem jest ożywiona. Tudorowski ma już w ręku ważne dokumenty i domaga się odszkodowania za niezgodne z prawem działania skarbówki.

- Jeden z nich to pismo z 10 marca 2009 roku - Tudorowski pokazuje urzędową odpowiedź, która brzmi tak: „W odpowiedzi na pana pismo, naczelnik II US w Bydgoszczy informuje, że do zgłoszeń NIP-2, NIP-C i VAT-Z, dot. spółki „Protos”, które wpłynęły 2.01.2001 za pośrednictwem poczty, nie złożono pełnomocnictwa”.

W posiadanie kolejnego dokumentu wszedł podstępem. - Usiłowałem pozyskać od dyrektora Izby Skarbowej indywidualną interpretację mojego przypadku, ale spotkałem się z odmową, więc poprosiłem o interpretację podobnej sytuacji, która miałaby się wydarzyć w przyszłości i ją dostałem - pokazuje dokument z lutego 2012 roku.

„Z uwagi na okoliczność podpisania deklaracji przez podmiot nieumocowany, nie wywoła to po stronie spółki cywilnej oraz wnioskodawcy jako jej wspólnika, skutków materialno-prawnych, jak miałoby to miejsce w zakresie podatków od towarów i usług oraz podatku dochodowym od osób fizycznych” - tak dyrektor Izby Skarbowej interpretuje przypadek analogiczny do tego, jaki zdarzył się Tudorowskiemu.

Byłemu przedsiębiorcy wydaje się, że

ma w ręku asy, a jednak... przegrywa.

Powołując się na przepisy ordynacji podatkowej, zdobyte dowody i interpretacje prawne, składa do dyrektora Izby Skarbowej wniosek o stwierdzenie nieważności decyzji wydanej przez II US w Bydgoszczy, ale ten odmawia wszczęcia postępowania. - Twierdzi, że doszło do przedawnienia, bo wniosłem skargę po upływie 5 lat od doręczenia mi zaskarżonej decyzji, a WSA, do którego się odwołuję, podtrzymuje tę decyzję - mówi Tudorowski i wierzy, że skarga kasacyjna w tej sprawie okaże się skuteczna. „Decyzja, objęta wadami prawnymi powinna być wyeliminowana z obrotu prawnego, a tym samym powinny być zniesione skutki prawne, które wywołała” - czytamy w skardze wysłanej do NSA.

Księgowa, którą Tudorowski posądza o bezprawne działanie, nie chce z nami rozmawiać. - Obowiązuje mnie tajemnica - mówi. Kiedy Jarosław Tudorowski wezwał ją do niezwłocznej zapłaty 618 tys. zł, tytułem utraconych wskutek jej działań dochodów za lata 2001-2011 wynajęła prawnika, a ten zagroził mu procesem „za próbę wyłudzenia pieniędzy”.

Była wspólniczka i żona Tudorowskiego też nie ma ochoty na rozmowę i z niecierpliwością czeka na zakończenie sądowych procesów. Uważa, że miała prawo zlikwidować spółkę i skoro prokuratura nie postawiła jej zarzutów, działała lege artis.

Tudorowski nie zamierza spocząć, dopóki nie udowodni, że jego firmę zlikwidowano bezprawnie, a winni poniosą konsekwencje. - Jeśli nie wygram w polskich sądach, sprawa trafi do Strasburga - zapowiada.


Opinia

Maciej Cichański, rzecznik Izby Skarbowej w Bydgoszczy

<!** Image 4 align=left alt="Image 219246" >Działania organów podatkowych w tej sprawie podlegały ocenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który potwierdził ich zasadność. Przypomnę, że na podstawie art. 249 par. 1 ordynacji podatkowej, organ podatkowy podejmuje decyzję o odmowie wszczęcia postępowania w sprawie stwierdzenia nieważności decyzji ostatecznej, jeśli żądanie to zostało wniesione po upływie 5 lat od dnia jej doręczenia lub gdy sąd administracyjny oddalił skargę.

Z powyższego wynika, że postępowanie w sprawie, którą zainteresował waszą gazetę pan T. nie może być wszczęte również w przypadku zaistnienia przesłanek negatywnych, np. wad prawnych decyzji, bo po upływie pięciu lat brak podstaw do merytorycznego rozstrzygania przez Izbę Skarbową zasadności wniosku o stwierdzenie jej nieważności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Komentarze 6

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

b
bydgoszczanka
To bezprawie w urzędach istnieje jeszcze od PRLu tu nic się nie zmieniło. to samo dotyczy policji...
k
kazio
Dla obwodnicy Szubina to nawet doktorzy projektowali /z Wroclawia/
r
rozwalacie kraj
inżynier projektuje most a po 6 latach okazuje się, że obliczenia wytrzymałościowe były błędne - konstrukcja jest zbyt słaba (w projekcie finalnym i tak zwiększa się współczynniki w zależności od stopnia wpływu na zdrowie i życie ludzkie). Ponieważ sprawa się przedawniła most jest nadal użytkowany bez modyfikacji (pomimo zmęczenia materiału i groźby katastrofy) a projektanta nie można pociągnąć do odpowiedzialności ...
a
anitakianitaki
pardon ; miało być nędzarz /co zreszta na jedno wychodzi/
a
anitakianitaki
Podpowiadam temat nastepnego eseju Jak zebrak został milionerem
z
zmartwiony.
Jaki rząd takie prawo . Mafia i tyle . Ten gość z Urzędu Skrbowego powinien już siedzieć .W POlsce prawo nie istnieje !!!!! PO i Tusk stworzyli DZICZ??????
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski