Może nawet nie wiedzieli, o co chodzi, gdy wczoraj przywieziono ich pod halę, która nosi nazwę symbolu Bydgoszczy. Ale pewnie nieźle go zapamiętają, bo naprawdę zrobiliśmy sporo, byśmy się dobrze w ich zielonej ojczyźnie kojarzyli.
Oni sami zresztą bardzo sobie na naszą sympatię zasłużyli. Kiedy przez polskie media przewalała się dyskusja, czy groźniejsi są polscy, czy rosyjscy kibole, Irlandczycy pokazali, jak pięknie można dopingować. Cała Polska oszalała, gdy w Gdańsku, po zdemolowaniu ich piłkarzy przez drużynę Hiszpanii, wielotysięczny zielony tłum wstał i odśpiewał historyczną pieśń „The Fields of Anthery”. Wywołali tak wielką życzliwość, że wielu Polaków gorąco wspierało ich, gdy wczoraj Irlandczycy rozgrywali w Poznaniu swój ostatni, bez znaczenia dla obecności w Euro, mecz.
<!** reklama>
A właśnie na środku drogi między Poznaniem i Gdańskiem, u nas, miała swą bazę hotelową wielka grupa mieszkańców Zielonej Wyspy. Jak wiadomo z licznych relacji, czuli się nad Brdą znakomicie. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni świetnie się bawili, integrowali z tubylcami, zostawiali pieniądze w pubach i restauracjach. Niestety, wiemy też, że raczej nie mieli czasu (nie chcieli?) pochylać się nad dziedzictwem kulturowym Bydgoszczy, za największą lokalną atrakcję uważając rejs tramwajem wodnym. Więc gdy już minie zaskoczenie faktem, że na koniec wywieziono ich pod „Łuczniczkę”, pożegnano ciepłymi słowami wiceprezydenta (mistrza Europy zresztą) i świetnymi ciastkami, może skorzystają z prezentu - promocyjnych voucherów i wrócą jako „zwykli” turyści. Może polubimy się od nowa?