Zobacz wideo: Nauczyciele z Bydgoszczy testują się na SARS-CoV2
W dość powszechnej opinii, umożliwienie podjęcia zajęć stacjonarnych w klasach I-III to dla państwa ulga w wypłatach zasiłków opiekuńczych. No, dołóżmy do tego jeszcze oficjalne przesłanie o świadomości, że najmłodszych najtrudniej utrzymać w skupieniu przed ekranem zdalnej szkoły, co skutkuje z pewnością mizerniejszymi efektami nauczania
(i wychowania, i uspołeczniania zresztą też). Dla nauczycieli jednak dominujący wydaje się strach. Wielu z nich podnosi, że nic im po powszechnym testowaniu, dającym przepustkę do powrotu do klas, skoro może się za tydzień okazać, że zdrowo „wróconemu” pedagogowi, koronawirusa podrzuci bezobjawowy podopieczny. Że to przesiewowe badanie odsiewa ich chorobę, ale nie ich zagrożenia. Rodzice tymczasem również podzieleni. I podzielający obawy o większą w zbiorowości możliwość zakażeń, i zadowoleni, że ich pociechy wrócą do normalnej w nienormalności nauki.
A mój koniec kija?… Jednak mała ulga, zważywszy na głośno nudzące się (mimo feryjnej pogody i starań rodziców) dzieci sąsiadów...
