Otóż każdy ze sportowców powinien zainstalować sobie aplikację, w której codziennie miał relacjonować to, jak się czuje, jaką ma temperaturę itp. Coś tam u niektórych w aplikacjach nie działało, czegoś nie dopatrzyli i stąd to całe zamieszanie. Wyszło trochę niepoważnie, ale na szczęście samolot ostatecznie poleciał.
Mam nadzieję, że na obiektach sportowych już podczas rywalizacji w Pekinie nasze gwiazdy będą bardziej rozgarnięte. Nie mamy raczej szans na powtórkę z Soczi (cztery złote medale, po jednym srebrnym i brązowym), więc trzeba wykorzystać każdą okazję, jaka tylko się przytrafi. Powrót z Pekinu z zerowym dorobkiem medalowym byłby tragedią, ale nie można go w tej chwili wykluczyć. Dla starszych kibiców, pamiętających lata osiemdziesiąte czy dziewięćdziesiąte ubiegłego stulecia, nie byłby to wielki szok, dla pokolenia pamiętającego tylko czasy Kowalczykówny, Małysza lub Stocha już tak.
Samym zawodnikom nie zazdroszczę dodatkowego stresu przy okazji ciągłych testów na obecność koronawirusa. Już zresztą mamy pierwsze "ofiary". Jeden pozytywny wynik i cztery lata harówy na treningach może pójść na marne. Bo przecież igrzyska olimpijskie to dla nich najważniejsza impreza. I nie chodzi tu tylko o sławę, medale i satysfakcję, ale też o emeryturę, czyli zapewnienie sobie bytu do końca życia. Oby więc wszystko rozstrzygało się w czystej sportowej walce!
