Rozmowa z GRAŻYNĄ SZAPOŁOWSKĄ, legendą polskiego kina.
<!** Image 2 align=right alt="Image 75583" sub="Grażyna Szapołowska / Fot. mwmedia"> Czy lubi Pani komedie romantyczne?
Lubię. Na depresję, tak jak wszystkie baby. Widziałam kiepski film z Jane Fondą „Sposób na teściową”. Ale jak ona weszła, jak zagrała! Ona ma już chyba z 70 lat. Wtedy pomyślałam sobie, że jeszcze parę lat mi zostało... Lubię komedie romantyczne, a tę depresję „włączam” pół żartem, pół serio. Już to robiłam w paru wywiadach.
Przez te słowa przebija kokieteria. Wygląda Pani wspaniale i Pani obecność na planie każdego filmu jest dla niego najlepszą reklamą.
Dziękuję za dobre słowo.
Jak naprawdę mam depresję, to wypalam 20 paczek papierosów, potem myję podłogę. A potem włączam film i mówię: „Teraz to ja dopiero im pokażę!”. Tym, co mnie krzywdzą (śmiech), powiedzmy...
Przed wejściem na ekrany „Pana Tadeusza”, gdzie zagrała Pani Telimenę, mówiła Pani, że walczyła o tę rolę „jak lwica”. Czy o role w filmach „Tylko mnie kochaj” i „Magda M.” też Pani walczyła?
Nie. Pan Tadeusz Lampka, producent „Tylko mnie kochaj” zgłosił się do mnie sam. Powiedział, że zaczyna kręcić nowy film. I że jeśli się zgodzę, to ma dla mnie rolę. Pytał bardzo nieśmiało i niepewnie, bo przez gardło nie mogło mu przejść, że mam zagrać rolę babci. „Tadeusz - powiedziałam - ja mogę nawet zagrać rolę prababci, jeżeli jest fajna obsada i dobry film”.
A Tadeuszowi jestem wiele winna za to, że pozwolił mi zagrać w „Innym spojrzeniu”. Walczył wtedy o mnie jak lew. Gdyby nie on, nie zagrałabym w tym filmie i być może moja kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej. Bo po „Innym spojrzeniu” zwariował z kolei Kieślowski na mój temat. W cudzysłowie „zwariował”. Ale powiedział wtedy „Nie wiedziałem, że jesteś taką aktorką”. A w „Magdzie M.” miałam też kawałek dobrej roli.
Jak Pani ocenia sytuację polskiego kina? To, że najwięcej ról jest w serialach, a propozycji ról kinowych dla dojrzałych, zdolnych aktorek nie ma?
Na całym świecie są seriale. W Polsce będzie ich jeszcze więcej, dlatego że będzie powstawało coraz więcej telewizji, kanałów. Ludzie nie będą chcieli w kółko oglądać powtórek serialowych. Bo jeżeli powtarza się „Czterech pancernych i psa” oglądamy to, ponieważ był to dobry serial. Z tego samego powodu ludzie oglądają „Stawkę większą niż życie”. Ale „Złotopolskich” czy „Samo życie” nie da się oglądać po kilka razy. Teraz ambicją producentów i reżyserów powinno być produkowanie dobrych seriali. Nie za długich, ale na dobrym poziomie. Takich, które nadawałyby się do powtórek. To jest pole do popisu dla scenarzystów, żeby te seriale ambitniej pisać, bo inaczej wszyscy kupią HBO i będą oglądali telewizję satelitarną.
Choć trudno w to uwierzyć, prywatnie też jest Pani babcią...
Mam kilkuletnią wnuczkę Karolinę. Przepadam za nią. W naszym kraju pokutuje przekonanie, że babcia nie może być młoda, bo wnuk ją postarza.
<!** reklama>Gdy byłam młoda, wiele kobiet robiło aborcję, bo ich matki mówiły: „Nie możesz urodzić, bo - po pierwsze - ja nie chcę być babcią, a - po drugie - jesteś za młoda”. W scenariuszu „tylko mnie kochaj” ten stereotyp został przełamany. Zresztą na polskiej ulicy widać coraz więcej „babć”, które nie przypominają swym wyglądem stereotypowej babci: zaniedbanej kobieciny w chustce na głowie, z pomarszczoną twarzą. Jest coraz więcej kobiet, które się nie poddają upływającym latom, które realizują swoje pasje, ubierają się modnie, dbają o siebie.
Kiedyś szokowała Pani swoim słynnym jaguarem. Czym dziś Pani szokuje?
Jaguar, którym jeździłam - powstał mit, że jestem tak bogata, że jeżdżę jaguarem - to był stary, dwudziestoparoletni samochód. Dostałam go prawie za darmo od przyjaciół ze Szwajcarii, ponieważ swój samochód musiałam sprzedać, żeby opłacać czynsz... Ale zawsze trzymałam fason. Dziś, kiedy tych jaguarów pełno jeździ po polskich drogach, uważam, że nie należy się popisywać samochodem. To byłoby, moim zdaniem, w złym guście. Ale też wiem, że publiczność kocha mit gwiazdy. Ja go właściwie już przestałam kreować. Pogodziłam się z tym, że jestem babcią...
Nie musi Pani niczego kreować. Wystarczy, że się Pani pojawi, a mężczyźni biegną z aparatami fotograficznymi i zapalniczkami...
To rzeczywiście bardzo miłe. Swoją drogą nie mogę - a może nie chcę - pozbyć się nałogu. W każdym razie zajmuję się też różnymi rzeczami, oprócz bycia gwiazdą.
No tak, kosmetyki „Sza”, dla których Pani wygląd jest najlepszą reklamą, wywiady...
Nie tylko. Kiedyś przyjechała do mnie młoda reżyserka z Niemiec. Powiedziała, że pisze dla mnie scenariusz. To było dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, że ktoś pisze scenariusz specjalnie dla mnie i prosi mnie o poprawki... Zaproponowała mi też rolę. „Sąsiadki” to był jej debiut filmowy. Dostaję cały czas za ten film na festiwalach międzynarodowych liczne nagrody. Ona mi właśnie powiedziała: „Grażyna, musisz grać.”. Bo ja po Telimenie powiedziałam, że nie będę więcej grała. Ale dałam jej się namówić, gram...
Czy teraz na stałe mieszka Pani w Polsce?
Pięć lat mieszkałam w USA, dwa lata spędziłam na Węgrzech kręcąc filmy, półtora roku w Rosji, półtora roku w Rzymie. Trochę pojeździłam. Teraz jestem tutaj.
O czym marzą gwiazdy? A może już nie muszą marzyć, bo mają wszystko?
To nieprawda. Gwiazdy też bywają nieszczęśliwe, mają depresje, stany załamania. I mają też swoje marzenia. Jedno z nich spełniłam: udało mi się napisać książkę „Pocałunki”. Ale tak naprawdę, to wiem, że pisanie to nie jest moje powołanie. Piszę wtedy, kiedy mam czas. Mam też inne marzenie. Chciałabym zrobić film. Mam już scenariusz pt. „Ewa Braun paliła camele”.
Teczka osobowa
- Grażyna Szapołowska, (ur. 19 września 1953 w Bydgoszczy) - polska aktorka filmowa, teatralna i telewizyjna, jedna z czołowych amantek polskiego kina.
- Po maturze przez dwa lata grała we Wrocławskim Teatrze Pantomimy, w 1977 ukończyła warszawską PWST w klasie Henryka Tomaszewskiego, w latach 1977-1984 występowała w stołecznym Teatrze Narodowym (m.in. rola Księżniczki w „Śnie srebrnym Salomei” Słowackiego).
- Jeszcze w czasie studiów grywała epizodyczne role w serialach telewizyjnych (m.in. „Czterdziestolatek”, „Lalka”), jej debiutem na wielkim ekranie była rola Jagody w polsko-jugosłowiańskim dramacie psychologicznym pt. Zapach ziemi (1977).
- Wybitną i odważną rolę lesbijki Livii (u boku nagrodzonej w Cannes Jadwigi Jankowskiej-Cieślak) zagrała w 1982 w węgierskim filmie „Egymásra nézve” (Inne spojrzenie). Także w 1982 roku zagrała w „Wielkim Szu” obok Jana Nowickiego, lecz przełom w jej karierze nastąpił dopiero w 1983 roku wraz z jedną z głównych ról w popularnej komedii muzycznej „Lata dwudzieste... lata trzydzieste...”.
- Lata 80. przyniosły jej również współpracę z Krzysztofem Kieślowskim i ważne role w „Bez końca” (1984) oraz „Krótkim filmie o miłości” (1988), za ten ostatni otrzymała nagrodę Srebrnego Hugo na MMF w Chicago oraz została laureatką nagrody za najlepszą rolę kobiecą na festiwalu filmowym w Gdyni.
- W latach 90. Szapołowska stworzyła ważne kreacje m.in. jako Matka w „Kronikach domowych” Leszka Wosiewicza (1997), oraz Mickiewiczowska Telimena w ekranizacji „Pana Tadeusza” w reżyserii Andrzeja Wajdy (1999).
- Szapołowska występuje również często w filmach produkcji europejskiej, np. węgierskich, włoskich, niemieckich. Została uhonorowana w Alei Gwiazd w swym rodzinnym mieście Toruniu (gdzie się uczyła i mieszkała), gdzie na Rynku Staromiejskim odsłoniła pierwszą z serii „katarzynek” - podpisów słynnych torunian.