https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gorzkie saksy u Wolfa

Małgorzata Oberlan
Praca w zakładach mięsnych Wolf w Niemczech miała być finansowym ratunkiem dla 92 miesz- kańców naszego regionu. Zamiast euro zobaczyli jednak figę. Tylko prokuratura może wyjaśnić, kto ich okradł z setek tysięcy złotych.

Praca w zakładach mięsnych Wolf w Niemczech miała być finansowym ratunkiem dla 92 miesz- kańców naszego regionu. Zamiast euro zobaczyli jednak figę. Tylko prokuratura może wyjaśnić, kto ich okradł z setek tysięcy złotych.

<!** Image 2 align=right alt="Image 148773" sub="Na reklamówkach praca w zakładach mięsnych Wolf w Bawarii to czysta przyjemność. - W praktyce ani czysta, ani przyjemność, ani żaden zysk - mówi Marcin Urbański z Torunia, który wciąż czeka na pieniądze. / Fot. Adam Zakrzewski">- Oszuście, oddawaj nasze pieniądze! - wylewają żale na internetowych forach i bezpośrednio do telefonu Sylwestra Lipińskiego, polskiego pośrednika.

- Jestem niewinny i zrujnowany przez Niemców, którzy nie przelewali mi obiecanych pieniędzy - odpowiada torunianin. Sprawa trafiła w kwietniu do sądu pracy. Niebawem trafi do prokuratury. Historia związana z Wolfem zaczęła się jednak dużo wcześniej.

Łańcuszek pośredników

Schwandorf - 29-tysięczne miasto w Niemczech, w Bawarii, położone nad rzeką Naab, przy autostradzie A93. Najbliższe duże miasto to oddalona o jakieś 80 kilometrów Norymberga. Zakłady mięsne Wolf cieszą się opinią szanowanego producenta mięs i wędlin, z tradycjami. Firmę założył w 1925 roku Alois Wolf. Do dziś pozostaje biznesem rodzinnym. Od lat posiłkuje się pracownikami ze Wschodu: z Polski i dawnych republik radzieckich.

<!** reklama>Zatrudnienie ich firma Wolf powierzyła niemieckiemu pośrednikowi - Ullrichowi Robertsowi, prowadzącemu firmę Pro-Flex w Neuss. Dlaczego akurat jemu, urzędującemu kilkaset kilometrów dalej, w landzie Nadrenia - Północna Westfalia? Nie wiemy. Nie znamy też metody, jaką Pro-Flex wyszukuje firmy w Polsce, które mają werbować Polaków. Wiadomo tylko, że mają ich u siebie zatrudniać, a do pracy w Wolfie oddelegowywać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓

<!** Image 3 align=left alt="Image 148773" sub="Fot. www.wolf-wurst.de">Skazą na dobrej opinii Wolfa okazała się afera, która wybuchła na łamach regionalnych gazet jesienią 2009 roku. Harówka po 12 godzin dziennie, wulgaryzmy ze strony brygadzistów, kary za każdy sprzeciw - tak wspominali pracę w zakładzie mieszkańcy Kujawsko-Pomorskiego, którzy zerwali umowy. Przykre doświadczenia mieli, m.in., pracownicy z Chełmna, Nakła, Bydgoszczy, Gostycyna. W Polsce zatrudniła ich i oddelegowała do Bawarii firma Euro-Dab z Leszna, mająca filię w Świeciu.

Hanna Skrabuła (37 lat) z Bydgoszczy podkreślała, że pieniądze dostawali w kopertach, zawsze z poślizgiem. Firma nie chciała przelewać pieniędzy na konta. Bydgoszczanka złożyła wypowiedzenie po niecałych 3 miesiącach pracy. Gdy pewnego dnia zbuntowała się i po 12 godzinach odeszła od taśmy, została ukarana odjęciem od pensji 100 euro.

Renata Marszałkowska z Nakła (49 lat) wróciła do Polski z zapaleniem stawu barkowego i ogólnie wyczerpana. Nie pamięta tygodnia, w którym pracowałaby tylko 40 godzin. Skrzynki z mięsem, które musiała dźwigać, ważyły po 20 kg. Natomiast Marioli i Jackowi Trepkowskim spod Chełmna w pamięci utkwiła postać Sandry - brygadzistki z Litwy. Wulgarnej, niesprawiedliwej, wrzeszczącej. I tak dalej, i tak dalej...

Ktoś zamieścił w Internecie wzór skargi po niemiecku i podał mailowe adresy burmistrza i znaczących postaci publicznych Schwandorfu. Rozpętała się burza. Zakłady Wolfa straciły intratny kontrakt z jedną z wielkich sieci handlowych. W miejsce obwinianej o całe zło firmy Euro-Dab wkroczyła firma remontowo-budowlana Alex z Torunia, prowadzona przez Sylwestra Lipińskiego. To był listopad 2009 roku.

Bez pensji i ZUS

Lipiński podpisał nowe umowy o pracę z przebywającymi już w Schwandorfie rodakami. Obiecał podwyżkę: nie 5, a 6 euro za godzinę. Na życzenie Niemców zrekrutował kolejnych dwudziestu kilku Polaków. Potrzebni byli szybko, bo czekał Weinachtenplan, czyli praca w Boże Narodzenie, sylwestra, Nowy Rok. Torunianin rozesłał wici wśród znajomych i trzy busy rodaków wysłał do pracy przed Wigilią.

Grażyna spod Torunia z bólem serca, ale zostawiła męża i dwójkę dzieci. Kredyty, opłaty, brak pracy. Mieli nóż na gardle. Do nielekkiej pracy przy pakowaniu mięsa pojechało zresztą więcej kobiet. Wizja 5 tysięcy złotych miesięcznie na rękę jawiła się jak wybawienie z opresji. Na miejscu przełknęła podwyżkę opłaty za hotel. Denerwowała się, gdy spóźniała się wypłata za styczeń. Gdy wraz z drugą koleżanką zażądały spotkania z niemieckim pośrednikiem, zostały oskarżone o podburzanie załogi i wyrzucone z pracy.

Woli nie wspominać, jak pozbawieni przez dwa miesiące wypłat rodacy w Schwandorfie próbowali się wyżywić.

- Zbieranie butelek nie było jedynym sposobem - przyznaje Marcin Urbański z Torunia. On też już wrócił, bo się rozchorował. Też nie może odzyskać części pieniędzy. W ZUS usłyszał, że Sylwester Lipinski nie dostarczył stosownych dokumentów...

Ci, którzy zdecydowali się zostać w Bawarii, najpierw wysłali Lipińskiemu wezwania do zapłaty, potem złożyli pozew zbiorowy w sądzie pracy w Toruniu. Sam pośrednik przyznaje, że pracownikom dłużny jest około 250 tysięcy zł, a ZUS 180 tysięcy.

- Gdy przejęła nas firma Alex, mieliśmy tylko zyskać. Padło wiele obietnic bez pokrycia. W lutym usłyszeliśmy, ze wraca stawka 5 euro za godzinę, bo Alex „się nie wyrabia”. Nawet tych pieniędzy jednak nie zobaczyliśmy. Ponieważ ludzie są tu bardzo zdenerwowani (był nawet strajk) i obwiniają wszystkich wkoło, niemiecki pośrednik pokazał nam rachunki z wypłat, które podpisał pan Lipiński. Dostawał nie tylko przelewy, ale i pieniądze do ręki - mówi Arleta, która została w Schwandorfie.

Sprawa dla prokuratora

- Niemcy mnie oszukali! - grzmi tymczasem Sylwester Lipiński. Jego tłumaczenia sprowadzają się do tego, że Pro-Flex z Neuss nie przelewał mu obiecanych pieniędzy. Godzina pracy Polaka wyceniona została na 12 euro. Sześć miał dostawać rodak, reszta miała zasilić ubezpieczenie i konto Lipińskiego. - Musiałem się zapożyczać, żeby cokolwiek wypłacać ludziom - przekonuje torunianin. - Na te trzy samochody, które mam, i inne dobra, zarobiłem prowadząc firmę budowlaną. Na interesie z Niemcami tylko straciłem.

Pytamy, dlaczego jako ofiara oszustwa nie zgłosił się do prokuratury? Odpowiada, że szukał pomocy niemieckich służb, ale nikt nie potraktował go poważnie. Zapowiada, że złoży doniesienie w Toruniu.

Państwowa Inspekcja Pracy wszczęła kontrolę, ale ma kłopot. Lipiński „zapomina” o umówionym spotkaniu. - Pracownicy są w fatalnym położeniu. Nie otrzymali wypracowanych pieniędzy, nie mają opłaconych składek ZUS, nie wydano im świadectw pracy. Ci, którzy wrócili, mają więc kłopoty z zarejestrowaniem się w urzędzie pracy, odzyskaniem chorobowego i inne - mówi insp. Teresa Bolszakow. - Ktoś tu kogoś oszukał. Kto? To zadanie dla śledczych. Nas interesuje, ile pieniędzy ilu osobom dłużny jest Polak oraz świadectwa pracy. Prawdopodobnie zawiadomimy prokuraturę.

Innym bulwersującym wątkiem, który zna PIP, jest fakt dopuszczania do pracy przy mięsie osób bez podstawowych badań lekarskich. - Nawet jeśli kandydat do pracy zaniedbał ich zrobienie, pan Lipiński nie powinien pozwolić mu pracować - podkreśla Teresa Bolszakow.

Sama nie dowierza, że takie zaniedbania zdarzyć mogą się w niemieckiem przemyśle spożywczym.

Niemcy: my nie zalegamy

„Nie jesteśmy partnerem do rozmowy w tej sprawie. Firma Wolf nie ma żadnych opóźnień w płatnościach. Przekażemy informację firmie Pro-Flex, która musi wypełniać obowiązki wobec pracowników wynikające z umowy” - to treść maila, który otrzymaliśmy od dyrekcji zakładów Wolf.

Mieszkańcy Bydgoszczy, Włocławka, Torunia i innych miast, którzy zdecydowali się jednak zostać w Bawarii, znów zmienili pracodawcę. 4 marca Pro-Flex rozwiązał umowę z Alexem. Polacy wypowiedzieli mu umowy o pracę. Do Polski przysłano jednego z robotników, by zarejestrował tu firmę. To ona przejęła rodaków.

Zagadki do rozwikłania

Gdzie są pieniądze?

Na 12 euro, jak podaje firma Alex, wyceniono godzinę pracy Polaka w zakładzie Wolf. 6 euro miało trafiać do pracownika, a reszta zasilać miała ubezpieczenie i konto Sylwestra Lipińskiego. Gdzie się podziały pieniądze?

„Ktoś tu kogoś oszukał” - nie ma wątpliwości inspekcja pracy. Rozwikłanie tej zagadki to jednak sprawa dla prokuratury.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Morskie farmy wiatrowe napędzają biznes Dominiki Kulczyk

Morskie farmy wiatrowe napędzają biznes Dominiki Kulczyk

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski