Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głośno mówić o raku – rozmowa z Wandą Dyrdą, bohaterką akcji Siła KobieTY

Lena Szuster
Lena Szuster
Dzisiaj jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Silniejsza niż przed rakiem – mówi Wanda Dyrda, trenerka personalna, bohaterka akcji Siła KobieTY.

Rak piersi w trzecim stadium zaawansowania, potrójnie ujemny, złośliwy. Co czułaś, kiedy usłyszałaś tę diagnozę?
Byłam przerażona. Moja córeczka dopiero skończyła cztery lata, chciałam żyć, miałam plany – i nagle świat mi się zatrzymał, zawalił. Utożsamiałam raka ze śmiercią, wyrokiem, czymś nieodwołalnym. Teraz wiem, że nie musi tak być, mamy różne opcje, możliwości leczenia, żeby z nowotworu wyjść albo żyć z nim przez wiele lat w dobrym komforcie. Ważne jednak, żeby wykryć go jak najszybciej.

Jak to wyglądało u ciebie? Kiedy zorientowałaś się, że coś jest nie tak?
Od pewnego czasu czułam się słabo. Najpierw myślałam, że to skutek uboczny covidu, który niedawno przechodziłam, później jednak wymacałam guza u podstawy prawej piersi. Od razu był bardzo duży, dlatego na początku nie podejrzewałam raka, raczej jakąś łagodną zmianę. Był maj. W NFZ terminy na USG okazały się tak odległe, że zdecydowałam się wykonać badanie prywatnie, a i tak musiałam czekać kilka tygodni. Potem kilka kolejnych na biopsję. Diagnozę usłyszałam w lipcu, a pierwszą dawkę chemioterapii przyjęłam w październiku.

To strasznie dużo czekania – od wykrycia pierwszych objawów, przez diagnozę, do leczenia…
Niestety, tak wygląda nasz system. To był dla mnie bardzo trudny okres, miałam czas, żeby czytać, sprawdzać, wyszukiwać w internecie informacje o chemii, skutkach ubocznych, powikłaniach. Nakręcałam się i sama tym sobie szkodziłam. W efekcie zaczęłam chemioterapię jako wrak człowieka, byłam psychicznie wyczerpana.

Na tym etapie nie znajdowałaś się jeszcze pod opieką psychoonkologa?
Jak wiele osób w podobnej sytuacji bardzo długo uważałam, że sama doskonale sobie poradzę. I rzeczywiście poradziłam – ale olbrzymim kosztem. Dopiero przed mastektomią za namową przyjaciół poszłam do psychoonkologa. Trafiłam na genialną, mądrą kobietę, która mnie poprowadziła, przygotowała do tej operacji. Od tego czasu spotykamy się regularnie. Ona pomaga mi zrozumieć to, czego doświadczam, nauczyć się poruszać po świecie, który dla mnie jest już inny i nigdy nie będzie taki, jak przed chorobą. Chciałabym, żeby podobne wsparcie otrzymywała każda osoba walcząca z rakiem. Bo ostatecznie nie chodzi o to, żeby się przeczołgać przez chorobę, przez chemię, przez operacje, ale żeby żyć dalej, z mądrą, zdrową głową. Kiedy zaczynałam leczenie, nie miałam takiej świadomości, takiego spokoju w sobie.

Było bardzo źle?
Na start dostałam tak zwanego „czerwonego diabła”. To najsilniejszy rodzaj chemioterapii z najgorszymi skutkami ubocznymi. Miałam silne mdłości, traciłam włosy, brwi, rzęsy, zmagałam się z owrzodzeniami jamy ustnej, z ogromnym bólem i słabością.

Co dało ci siłę do walki?
Pierwszą, najważniejszą motywacją była moja córa – Anielka. Nie było opcji, żeby się poddać. Kiedy tylko dopadały mnie czarne myśli, skupiałam się na niej. Wiedziałam, że muszę wstać z łóżka, ogarnąć się, być dobrą, wesołą mamą. Bardzo pomagali mi w tym rodzice, ciocia i wujek, babcia, która gotowała dla mnie pożywne obiady, wreszcie przyjaciele. Po prostu miałam dla kogo walczyć.

A druga motywacja?
Sport. Z zawodu i pasji jestem trenerką personalną. Odkąd pamiętam trenowałam, ćwiczyłam, dbałam o swoje ciało, szczególnie interesował mnie sport siłowy, wytrzymałościowy, intensywny, CrossFit. To była nie tylko moja praca, ale ważna cześć tożsamości, tego, kim jestem. Do czasu diagnozy. Wtedy od lekarzy usłyszałam, że powinnam się oszczędzać, nie mogę się przemęczać, nie wolno mi trenować, a już zwłaszcza siłowo. Nagle odebrano mi możliwość bycia sobą, działania. Dopiero po miesiącu chemioterapii znalazłam za oceanem grupę dziewczyn zrzeszoną w organizacji non-profit „Barbells for Boobs” – i to zmieniło wszystko.

Sztangi dla cycków? Dobrze tłumaczę?
Tak (śmiech). To taka ostra, przewrotna nazwa, bez owijania w bawełnę. Pasuje do dziewczyn z „Barbells for Boobs”. Ich celem jest wspomaganie, aktywizowanie osób chorych na raka poprzez wspólne treningi. Spotykamy się online dwa-trzy razy w tygodniu, razem ćwiczymy, motywujemy się, wyznaczamy sobie cele. Do tego mamy tzw. community connection, czyli zebrania, na których buduje się społeczność, relacje. Dzięki temu zaczęłam znowu trenować. Okazało się, że nadal mogę być sobą, że intensywny wysiłek fizyczny mi nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie, pomoże, wzmocni na wielu poziomach. Dzisiaj jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Silniejsza niż przed rakiem. Po chemioterapii, po obustronnej mastektomii, pojechałam do Nowego Jorku i wykonałam trening swoich marzeń, tak zwane „grace”, czyli trzydzieści zarzutów sztangi z ziemi nad głowę.

Dlaczego musiałaś szukać takiego wsparcia aż za oceanem, w Nowym Jorku? W Polsce nie mamy podobnych organizacji?
Działania dziewczyn z „Barbells for Boobs” zaliczają się do tak zwanego leczenia wspomagającego. W jego zakres wchodzi wszystko to, co dzieje się poza oddziałem onkologii: fizjoterapia, treningi, terapia psychologiczna, dietetyka. Celem jest z jednej strony zadbanie o zdrowie fizyczne, z drugiej – psychiczne. To budowanie bazy, silnego szkieletu, który pomoże chorym utrzymać się w pionie podczas nierównej walki z nowotworem, wyjść z niej naprawdę obronną ręką, mieć dobre, udane życie po chorobie. Na całym świecie leczenie wspomagające jest stosunkowo nowym tematem, w Ameryce może pojawiło się trochę wcześniej niż na przykład w Polsce, wciąż jednak zostało wiele do zrobienia.

Tylko czy ktoś to rzeczywiście zrobi?
Ja zrobię! Od nowego roku planuję ruszyć z fundacją, która zajmie się kompleksowym, holistycznym wspieraniem kobiet z diagnozą raka piersi. Moim celem jest poprawianie standardu pozamedycznej opieki nad chorymi. To jest coś, co mnie napędza, nakręca, dodaje energii. Poznałam mnóstwo wspaniałych kobiet, specjalistek w swoich dziedzinach, które chcą razem ze mną współtworzyć fundację, pomagać chorym. Razem będziemy głośno mówić o raku. Bo im głośniej mówimy, im lepiej nas słychać, tym więcej możemy zdziałać. Przede mną wprawdzie jeszcze jedna operacja, ale to nie znaczy, że będę cierpieć. Przejdę przez leczenie z wysoko podniesioną głową, z uśmiechem na ustach. Bo mam cel, mam wspaniałą córkę, mam rodzinę. Bo pokonałam raka piersi i mam siłę.

PAŹDZIERNIK TO MIESIĄC WALKI Z NOWOTOWREM PIERSI

Poznaj kobiety z Kujaw i Pomorza, które pokonały (lub nadal walczą) z nowotworem piersi. Zobacz niezwykłą wystawę zdjęć, której bohaterki pokazują siłę, nadzieję i wytrwałość oraz to, że mimo walki z chorobą, nadal można prowadzić normalne życie, mieć pasje i marzenia.
WYSTAWĘ OBEJRZYSZ W DNIACH 17-30 PAŹDZIERNIKA:

Partnerzy akcji Siła KobieTY

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera