Już wkrótce koniec roku szkolnego. Tradycyjny ceremoniał można połączyć ze szczytnym celem.
„Polski na piątkę, fizyka na szóstkę, a co z filantropią?” Takie hasła przyświecają łódzkiej Fundacji Gajusz, prowadzącej Hospicjum Domowe dla Dzieci Ziemi Łódzkiej. Jej wolontariusze chcą zachęcić społeczności szkolne do kupowania cegiełek, z których dochód zostanie wydany na remont budynku hospicjum. Pomysł polega na tym, by budżet tradycyjnie przeznaczany na zakup kwiatów, wręczanych nauczycielom na zakończenie roku szkolnego, „przekierować” na dobroczynne cegiełki.
<!** reklama>
Trzeba pomagać
Łódzcy nauczyciele odnieśli się do projektu entuzjastycznie. - Chcemy pokazać dzieciom, jak ważne jest pomaganie innym, uwrażliwić je na potrzeby ludzi i dać radość z uczestnictwa we wspólnej akcji charytatywnej - tłumaczy Bogusław Olejniczak, dyrektor Gimnazjum nr 1 w Łodzi.
- Dla mnie to świetny pomysł - mówi nam jedna z nauczycielek fordońskiej podstawówki, która nie chce się przedstawić, bo, jak mówi, jednak obawia się, że w swym zdaniu będzie odosobniona. - Wiem, że dla wielu koleżanek liczba i wielkość bukietów to miernik popularności i środowiskowy powód do satysfakcji, ale - nie ukrywajmy - kwiaty wkrótce stają się kompostem i, można powiedzieć, że to pieniądze wyrzucane niemal dosłownie w błoto. Poza tym, obserwuję wśród uczniów, że z roku na rok tych kwiatków jest naprawdę mniej. Nie brakuje rodziców, którzy wstydzą się, że nie mogą dać nauczycielom niczego specjalnego, bo ich na to nie stać. Filantropijne cegiełki, nawet o różnych nominałach, nie byłyby tak ostentacyjne, a wychowawczo nawet bardziej pożądane.
Wsparli remont
W ubiegłym roku szkolnym „Express” patronował akcji Szkoły Podstawowej Towarzystwa Salezjańskiego. Nauczycielki nauczania początkowego zapowiedziały w swoich klasach, że zamiast tradycyjnych kwiatów, proszą o wsparcie remontu małej wiejskiej szkoły na południu Polski, która ucierpiała w powodzi. „Express” skojarzył SPTS z jedną z placówek na Podkarpaciu. Jej dyrekcja nie posiadała się z radości, gdy w wyniku akcji małych bydgoszczan na konto ich Rady Rodziców wpłynęło 5,5 tys. zł. W mijającym roku szkolnym pozwoliło to wesprzeć jej najbardziej poszkodowanych uczniów.
- W tym roku nie zaplanowaliśmy podobnej akcji - informuje Iwona Fotin, jedna z pomysłodawczyń zeszłorocznej zbiórki. - Z całą pewnością jednak odniosła ona wtedy skutek i w wymiarze pedagogicznym, i humanitarnym, dlatego na pewno do tego wrócimy.
Potrzebna spontaniczność
- To bardzo dobry pomysł - ocenia Iwona Waszkiewicz, dyrektor Wydziału Oświaty UM Bydgoszczy. - Pod warunkiem, że nie będzie narzucony przez urzędników czy przełożonych, że spontanicznie przystąpią do niego autentycznie zainteresowani. Jestem przekonana, że nauczyciele nie pogniewaliby się, gdyby zamiast kwiatów otrzymali dowód takiej wrażliwości społecznej. Świadomość, że się kogoś uszczęśliwia, pomaga, jest bezcenna, warta przełamania tradycji. Wydaje mi się, że Polacy zawsze w sposób życzliwy odnoszą się do takich akcji pomocowych, prym wiodą tu szczególnie ludzie młodzi. Gdyby znalazły się klasy czy szkoły gotowe wspomóc jakiś zbożny cel, na pewno byłby to niezwykle wartościowy gest, także bardzo wychowawczy. Podkreślam jednak, że warunkiem powodzenia tej akcji jest nienarzucanie jej nikomu.
Łódzkiej zbiórce patronują prezydent miasta i prezes okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego. Fundacja Gajusz powołuje się na badania, z których wynika, że blisko jedna trzecia osób wspierających organizacje pozarządowe to uczniowie i studenci.