Do przeszłości odeszły czasy, gdy na polskich wsiach ludzie hodowali sobie na głowach kołtuny, które w Europie wdzięcznie nazywano warkoczami znad Wisły.
Ale jeszcze całkiem niedawno sądzono, że obcięcie małemu dziecku pozlepianych włosów może doprowadzić do nieszczęścia. Wierzono bowiem, że taka czynność pomiesza maluchowi w głowie...<!** reklama>
- Ludzie leczyli się we własnym zakresie - opowiada Hanna Łopatyńska, kierowniczka Działu Folkloru Muzeum Etnograficznego im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu. - Wiedza o wykorzystywaniu ziół była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Zajmowano się leczeniem objawów, a nie samej przyczyny choroby, której nie znano. Stosowano dziurawiec, miętę, liście pokrzywy.
„Pończocha” z Gniewkowa
Gdy te metody zawiodły, udawano się do osób, które cieszyły się we wsi pewną renomą. Byli to znachorzy, stosujący zioła oraz owczarze, którzy znali się na leczeniu owiec. Pomocy u niektórych znachorów szukali nawet ludzie z dalekich stron. Taką sławą cieszył się znachor z Gniewkowa, zwany „Pończochą”. Żył on na przełomie XIX i XX wieku i był ponoć bardzo skuteczny.
Bolące zęby często usuwał kowal. Miał potrzebne narzędzia i... krzepę.
Metody lecznicze bywały wyjątkowo skomplikowane - znachor z Radziejowa na przykład złamaną rękę smarował maścią z żywokostu, potem owijał skórą węgorza i dopiero wkładał w łupki, aby ją usztywnić.
Brzuch boli na samą myśl...
Aby dzieci nie miały krzywego kręgosłupa, stosowano tzw. przemierzanie. Polegało ono na tym, że malucha kładziono na brzuszek i na krzyż dotykano rączkę do nóżki. Miało to również zapobiegać powstaniu garba. Niektóre metody naprawdę pomagały, ale gorzej było z takimi, które przynosiły skutek odwrotny.
- W muzealnym archiwum są wspomnienia pielęgniarki, która w okresie międzywojennym praktykowała w okolicach Tucholi - mówi Hanna Łopatyńska. - Stykała się ona z różnymi ludowymi sposobami, które zamiast leczyć, szkodziły i po ich zastosowaniu ludzie musieli szukać pomocy u lekarzy. Jeden ze znachorów na bóle brzucha zalecał łykanie kulek z chleba z żywymi wszami. Od żywotności tych pasożytów miał zależeć szybki powrót do zdrowia.
Prawdziwą furorę robiły kołtuny, które miały chronić przed chorobami i diabłem. Powstawały z braku odpowiedniej higieny albo były hodowane celowo poprzez intensywne pocieranie włosów, co prowadzi do zniszczenia ich struktury i spilśnienia. Można to porównać do współczesnych dredów. Najdłuższy zachowany kołtun znajduje się w Muzeum Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego i mierzy po rozwinięciu aż 1,5 metra. Pochodzi on z XIX wieku.
- Generalnie sądzono, że kołtun to coś dobrego i pomaga pozbyć się choroby - mówi Hanna Łopatyńska. - Aby przyspieszyć jego powstanie, okładano głowę nawet krowimi bądź końskimi odchodami i obwiązywano chustką. Wierzono, że w kołtunie może umiejscowić się do dziewięciu chorób i jeśli w odpowiednim czasie zostanie on obcięty, najlepiej w okolicy Wielkanocy, to można się pozbyć ich wszystkich.
Cudowne kamienie
W medycynie ludowej wykorzystywano nie tylko zioła, ale również minerały. Stosowano hematyty, zwane kamuszkami. Leczono nimi „oberwanie”, czyli przepuklinę.
- Chory pocierał nim o ścianę miski, dolewał mleka lub wódki, a gdy płyn zabarwił się na czerwono, był to dowód, że mamy do czynienia z przepukliną. Trzeba było wypić taką miksturę i kurację powtarzać. Modry kamień, czyli siarczan miedzi, pomagał na świerzb i można go było kupić w aptece. Na odmrożenia i krosty najlepsze były belemnity, nazywane strzałkami piorunowymi.
Przy niedomaganiach różnego rodzaju praktykowano puszczanie krwi. Tak leczono nie tylko ludzi, ale także zwierzęta. Były nawet do tego specjalne przyrządy, niekiedy bardzo skomplikowane i przechowywane w gustownym etui.
Około Wielkanocy
- Metodą leczniczą były również modlitwy – dodaje Hanna Łopatyńska. - Do świętego Walentego modlili się epileptycy. Święty Błażej jest patronem od bólu gardła, dlatego 3 lutego wierni udawali się do kościoła, gdzie ksiądz podkładał im pod brodę związane na krzyż świece, zwane błażejkami. Zwyczaj ten, znany w Polsce od XVI wieku, miał zapobiegać chorobom gardła.
Ludzie przywiązywali wielką wagę do obrzędów, które miały zapewnić zdrowie. Wiele czynności, szczególnie w okresie świąt, miało charakter magiczny. Na przykład w niedzielę wielkanocną wczesnym rankiem należało iść nad rzekę i się w niej umyć. Czynność ta musiała zostać wykonana w absolutnym milczeniu. Woda w tym dniu leczniczo działała na choroby skóry, a pannom gwarantowała urodę i powodzenie.