Ostatni finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym?
Oprócz PZPN w pomoc kibicom Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa włączył się m.in. wojewoda wielkopolski, Michał Zieliński. Wszystko jednak na nic, o czym poinformował w komunikacie PZPN:
W związku z powyższym informujemy, że służby informacyjne i porządkowe w trakcie finału PP będą zobowiązane do odmówienia wniesienia na stadion banerów lub flag o wymiarach większych niż 2m x 1,5m zgodnie z decyzją organu wydającego zezwolenie na przeprowadzenie imprezy masowej.
Strażacy i urzędnicy obawiają się, że w sektorówkach zostaną ukryte środki pirotechniczne, których odpalenie będzie później stanowić zagrożenie dla uczestników widowiska i samego obiektu. Jako przykład podaje się finał Arka - Legia z 2018 roku, gdy rakietnice uszkodziły konstrukcję dachu.
Tuż przed pierwszym gwizdkiem finału na Twitterze grzmiał prezes PZPN-u, Cezary Kulesza. "Stanowisko Kom. Miejskiej PSP o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku. Zmieniono zasady obowiąz. od lat. Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie" - napisał.
W podobnym tonie wypowiedział się minister sportu, Kamil Bartniczuk. "To powinno być święto piłki i kibiców. Elementem kibicowania są też oprawy - bardzo często patriotyczne. Nieodpowiedzialne decyzje mogą to święto zepsuć, a dodatkowo sprowadzić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Trzeba z tej sytuacji wyciągnąć wnioski na przyszłość" - stwierdził za pośrednictwem mediów społecznościowych.
A prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, który wcześniej wydał zgodę na imprezę masową, winę za zamieszanie z flagami i tym samym kibicami niewypuszczanymi na stadion przeniósł na... Państwową Straż Pożarną.
PUCHAR POLSKI w GOL24
