W „skarbówkach” poruszenie: podatnicy pytają, jak rozliczyć pracę za granicą. Fiskus dla wielu ma przykrą niespodziankę.
- Mąż pracuje legalnie w Anglii od roku, płaci tam podatki. A teraz okazuje się, że w Polsce jeszcze będzie musiał dopłacić. To skandal. Czy po to człowiek haruje na obczyźnie, żeby opłacać się dwóm krajom? - denerwuje się nasza Czytelniczka Marzena Kwiecińska.
- Z takimi pytaniami zwracają się do nas ostatnio dziesiątki podatników - relacjonuje Mirosława Kuligowska, zastępca naczelnika Pierwszego Urzędu Skarbowego w Toruniu. - Powiedzmy jasno: nie ma mowy o podwójnym opłacaniu podatku. Inną kwestią są rozwiązania przewidziane przez ustawę o unikaniu podwójnego opodatkowania. Ale z tym trzeba by się już zwrócić do jej twórców.
W czym problem? Osoby osiągające dochody w Anglii rozliczać się muszą zgodnie z polską ustawą przy pomocy tzw. metody zaliczenia proporcjonalnego. Dla pracujących tylko za granicą jest ona bardzo niekorzystna. Dlaczego? Bo nakazuje zapłatę w Polsce podatku od całości dochodów - w tym osiąganych za granicą. Co prawda od podatku w Polsce odlicza się podatek zapłacony za granicą, ale stawki stosowane w Polsce (szczególnie próg 40%) powodują, że najczęściej polskiemu fiskusowi trzeba jeszcze dopłacić.
Nie mogą spać spokojnie nawet, pracujący w Anglii np. na trzyletnich kontraktach, legitymujący się czasowym pobytem. - Podstawowym kryterium w prawie skarbowym jest miejsce zamieszkania i centrum interesów życiowych podatnika. Najkrócej mówiąc, oznacza to, że chodzi o zamiar stałego pobytu w obcym kraju - tłumaczy Kuligowska. Nawet kilkuletni wyjazd do Anglii nie oznacza automatycznie, że w tym czasie podatnik przestaje być polskim rezydentem. Szczególnie, gdy w Polsce zostają żona, dzieci i mieszkanie.