Dwie fundacje, spółka, szkoła, radio, telewizja i gazeta. Do tego datki od wiernych i zyski z telefonii komórkowej oraz kasy oszczędnościowo-pożyczkowej.
<!** Image 2 align=right alt="Image 130185" sub="Zdaniem fundacji Lux Veritatis powtórna kontrola jej finansów była nielegalna. Czy premier zajmie się sprawą? / Fot. Tadeusz Pawłowski">Jak na zakonnika, to ojciec Tadeusz Rydzyk zbudował potężne imperium finansowo-medialne. Wszystkie jego podmioty są ze sobą powiązane wzajemnymi pożyczkami, wynajmem lokali czy reklamowaniem swoich działań. Tygodnik „Polityka” spróbował podliczyć, jaka jest wartość dzieł toruńskiego redemptorysty. Majątek Fundacji Nasza Przyszłość szacuje się na 10 mln zł. Natomiast Fundacja Lux Veritatis, do której należy Telewizja Trwam, warta jest 46 mln zł. Spółkę Spes, wydawcę „Naszego Dziennika”, ocenia się na 4 mln zł. Wartość Radia Maryja wynosi od 30 do 50 mln zł, a Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu 40 mln zł. „Polityka” roczne wpływy do kasy imperium oszacowała na prawie 32 mln zł. To dochody z darowizn, działalności handlowej i sprzedaży. To nie wszystko, bo przed laty Radio Maryja zbierało świadectwa udziałowe na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Ich wartość mogła wynieść od 5 do 7 mln zł.
<!** reklama>Nie wiadomo, jakie będą zyski z telefonii komórkowej „wRodzinie”, w którą redemptorysta zaangażował się ze spółką CenterNet, należącą do Romana Karkosika. Na pewno nie straci, bo jego wkład jest bezkapitałowy. Potencjalne dochody mogą przynieść także odwierty geotermalne prowadzone w Toruniu. Mogłoby to być nawet 7 mln zł rocznie. Tajemnicą pozostają inne powiązania finansowe, jak np. z kasami oszczędnościowymi SKOK.
Zarabianie bardzo dużych pieniędzy przez ojca Rydzyka jest często krytykowane. Fundacjom zarzuca się większe skupienie na biznesie niż celach statutowych. Przypominają spółki prawa handlowego. Działalność gospodarcza prowadzona pod szyldem fundacji jest zwolniona z podatków dochodowych, jeżeli przeznacza się zyski na cele statutowe. Jeśli Nasza Przyszłość i Lux Veritatis wykazywały jakiś dochód, to informowały o przeznaczeniu go na zadania zapisane w statucie. Niejasnościami finansowymi w tej ostatniej, które zarzucały media, zajął się niedawno sąd. Zwrócił się do fundacji o wyjaśnienia, a ta poinformowała wymiar sprawiedliwości, że wszystko jest zgodne ze statutem.
W marcu na łamach „Naszego Dziennika” ukazał się list otwarty skierowany do premiera Donalda Tuska, marszałków Sejmu, Bronisława Komorowskiego i Senatu, Bogdana Borusewicza. Autorzy protestują w nim przeciwko dyskryminacji Radia Maryja i inicjatyw z nim związanych. Domagają się interwencji, bo konstytucja nakłada taki obowiązek. Pod listem cały czas są zbierane podpisy.
Wczoraj Lux Veritatis poskarżyła się do premiera na ministra finansów, generalnego inspektora kontroli skarbowej, dyrektora generalnego Ministerstwa Finansów i dyrektora kontroli skarbowej w Białymstoku. Skarga dotyczy zarzutów o zaległości podatkowe. Według fundacji podczas pierwszej kontroli fiskusa nieprawidłowości nie wykryto, a powtórne sprawdzanie dokumentów w tym samym zakresie było nielegalne. Nie wystąpiły bowiem przesłanki, o których mowa w przepisach, by zlecić powtórną kontrolę. Fundacja poskarżyła się też, że do mediów wyciekły dokumenty, które przekazała fiskusowi. Donald Tusk ma ustawowo 30 dni na odpowiedź.
Pytanie - Wiara to stanowczo za mało .
Ojciec Tadeusz Rydzyk inwestuje na kolejnych polach. Czy to ucieczka do przodu, by pokryć nowymi dochodami straty ponoszone w innych obszarach? Może wyjściem byłoby utworzenie jednej spółki i wejście na giełdę?
Próby rozpoczynania nowych działalności skrajnie odmiennych od dotychczas prowadzonych są swego rodzaju ucieczką do przodu. Pozwalają na uzyskiwanie nowych środków ze źródeł, które dotychczas były niedostępne. Inwestycje w geotermię mogły być współfinansowane ze środków unijnych, a z kolei telefonia komórkowa daje możliwości wejścia na rynek reklamowy, który dotychczas w mediach dyrektora Rydzyka był słabo promowany. Różne rodzaje działalności to też dywersyfikacja ryzyka. Sprawa teoretycznej publicznej oferty koncernu na giełdzie byłaby, moim zdaniem, zupełnie nietrafiona. Inwestorzy na spółki patrzą przez pryzmat zysków, które mogą one wygenerować. Sama wiara w przyszłe dochody to dla graczy giełdowych stanowczo za mało, by kupić akcje.
Paweł Cymcyk, analityk A-Z Finanse