Koński łeb w polskich warunkach ma bardziej związek z powiedzeniem: zamelduj koniowi, ma wielki łeb, to cię wysłucha, a zawinięty jest w gazetę, bo prasa stała się tubą (tylko na czyje zlecenie?) nieprawdopodobnego sporu śmierdzącego od wczoraj mafijną Cosa Nostrą (z włoskiego: nasza sprawa, nasza rzecz).
O tym smrodzie za chwilę. Ojców ma wielka starofordońska rodzina kilku, my skupimy się na dwóch. Ich wpływy - nawiasem mówiąc, przydałaby się mapka z facjatami i z zasięgiem ojców - mają swoje granice, których noga wroga przekroczyć nie może (albo może bardziej nie chce), ale przekroczyć ją za to może wrogi dyktafon.
Dyktafon z cicha pęk podsłuchiwał, ponoć od wielu tygodni, zebranie jednej z rodzin. Włos się jeży, co też się mogło na zebraniu działaczy nagrać. Strategie, plotki? Rzecz może być gruba, jeśli projekty kulturalnych wydarzeń w dzielnicy zależałyby od dużych pieniędzy unijnych, które sprzątnęliby sprzed nosa pomysłodawców podstępni właściciele dyktafonu z wrogiej rodziny (a wtedy koński łeb kłania się naprawdę nisko).
Dyktafon, z cicha pęk, podsłuchiwał, ponoć od wielu tygodni, zebranie jednej z rodzin. Włos się jeży, co też się mogło nagrać...
Jeden z internautów ośmielił się być okrutny i nie tylko wyzwał jedną z familii od leśnych dziadków, ale rzucił też takie zdanie: „ Co to, Biały Dom? Aferę kręcą, jakby omawiali strategię napadu na sąsiedni kraj. Przecież to tylko stowarzyszenie, co tu nagrywać?”.
„Tylko” stowarzyszenie? Ważcie słowa, internauci! Rodzina nigdy nie zapomina. Podobno zawsze chodzi o pieniądze, ale tu pewnie jeszcze bardziej o prestiż i sławę rodzin, a co za tym idzie, o rozkwit ich terytorium. Dlatego tajemniczym dyktafonem zainteresowano prokuratora, ruszyło śledztwo.
Czy wykaże, kto i kiedy podłożył nagrywarkę? A może ujawni też wtyczkę, kreta działającego może na dwa fronty? Wtyczka lubi być elektrykiem, instalatorem TV, albo cichą sprzątaczką z niewidoczną słuchaweczką w uchu. Albo... prawą ręką szefa.
Już się wydawało, że życie w Starym Fordonie po aferze podsłuchowej wróciło do normy, tymczasem jest kolejny cios. Jedna ze zwaśnionych rodzin poszła posprzątać stare ewangelickie nagrobki. Szczytny cel, akcja warta nagłośnienia. I co? I jest odpowiedź iście sycylijska.
Gdy tylko familianci opuścili posprzątaną nekropolię, odkryto na niej... kości! Medycyna sądowa już wkroczyła do gry. I policja. Nie wiadomo, czy to kości ludzkie, czy zwierzęce, ale społecznicy i tak swoje podejrzewają. W dodatku zbrodnicza ręka poskładać miała ze szczątków odwrócone krzyże. Nagle ktoś bąknął coś o satanizmie, i o czarnej mszy, czyli zrobiło się piekło. Niech ich wszystkich ręka pańska broni...