MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fabryki odważnych pomysłów

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
W tym szaleństwie jest metoda - przekonują młodzi ludzie z naszego regionu, którzy skoczyli na głęboką wodę. Założyli własne firmy, wyszukując rynkowe nisze. Nie brali sobie do serca słów: „W Polsce to się nie uda”.

W tym szaleństwie jest metoda - przekonują młodzi ludzie z naszego regionu, którzy skoczyli na głęboką wodę. Założyli własne firmy, wyszukując rynkowe nisze. Nie brali sobie do serca słów: „W Polsce to się nie uda”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 179539" sub="Czy Kamila Maćkowiak odkryła niszę na regionalnym rynku matrymonialnym? Wiele wskazuje na to, że tak. Stworzyła biuro dla singli: młodych, aktywnych, niezależnych. Działa od miesiąca, a już przyciągnęła sporo zainteresowanych bydgoszczan i torunian. Wejście na rynek poprzedziła badaniem na próbie dwóch tysięcy osób. Fot. Grzegorz Olkowski">Przytulny lokal w fioletowej tonacji. Kanapa, biurko, na ścianach - zakochane pary. Gospodyni nie ma jeszcze trzydziestki, ale już po kilku minutach rozmowy człowiek jest pewien, że rozmawia z profesjonalistką. Kamila Maćkowiak, z wykształcenia magister ekonomii i politologii, na koncie ma wiele szkoleń z zakresu psychologii i komunikacji międzyludzkiej oraz dwa lata pracy w biurze matrymonialnym w Warszawie. Od miesiąca prowadzi specjalne biuro zapoznawcze dla singli. Realnie w Toruniu, wirtualnie - także w Bydgoszczy.

To nie agencja, mój panie...

„Impuls” nie jest tradycyjnym biurem matrymonialnym. Ma służyć osobom młodym i tym w średnim wieku, aktywnym, niezależnym, wykształconym („Choć bez przesady, jeśli zgłosi się pani ze średnim wykształceniem, prowadząca np. własną działalność, też będzie mile widziana”), czyli - singlom.

- Po pobycie w Warszawie z zaskoczeniem odkryłam, że takie biuro nie działa jeszcze ani w Bydgoszczy, ani w Toruniu. Ponieważ chęć stworzenia własnego interesu w branży matrymonialnej dojrzewała we mnie od dawna, poczułam, że to jest to - moje pole do działania - wspomina początki Kamila.

<!** reklama>Biznesowy debiut przygotowała perfekcyjnie. Firma marketingowa pomogła jej rozpoznać rynek. Wyniki badań, w których wzięły udział dwa tysiące osób, były optymistyczne. Z pomysłem na biznes przystąpiła do programu „Fabryka młodych firm”, by zawalczyć o unijną dotację. Udało się, choć proces weryfikacji trwał dobre pół roku. Do stałej współpracy zaangażowała dwie inne młode kobiety - Ludmiłę Mrożek i Marzenę Lampasiak. Pierwsza jest psychologiem i trenerem relacji interpersonalnych. Może pomóc wszystkim nieśmiałym, zakompleksionym czy wycofanym na przykład z powodu przeżytej zdrady. Druga to stylistka. Doradzi, jak ubrać się na pierwszą randkę czy zmienić fryzurę, jak wykonać makijaż.

W razie potrzeby do dyspozycji klientów jest też pani fotograf. Do portfolio przygotuje zestaw takich zdjęć, które wydobędą najlepsze cechy poszukujących miłości. - Nie działamy w oparciu o standardową bazę profili. Doświadczenie już dawno nauczyło nas, że taki sposób kojarzenia par jest mało skuteczny. Poszukiwanie właściwej osoby rozszerzamy poza biuro - szukamy wszędzie tam, gdzie możemy spotkać danego mężczyznę bądź kobietę. Wyróżnia nas stała współpraca z klientem, oparta na osobistym kontakcie oraz dokładnym poznaniu jego osoby oraz wymagań w stosunku do przyszłego partnera - podkreśla Kamila Maćkowiak.

<!** Image 3 align=none alt="Image 179539" sub="Z rozmysłem skoczyły na głęboką wodę Dorota Świebodzińska i Karolina Kant (poniżej). Pierwsza startuje w Toruniu z „Piernikową chatką”. Druga od roku wynajmuje biurka wolnym strzelcom. Z powodzeniem. Fot. Grzegorz Olkowski">W planach ma nawiązanie współpracy z młodym mężczyzną, który lada dzień zacznie w Toruniu prowadzić... kursy uwodzenia. A co! Kamila nowocześnie podchodzi do tematu. Największy problem, jaki dotychczas musiała rozwiązać, dotyczył wynajęcia lokalu na biuro. W trzech biurowcach była już o krok od podpisania umowy najmu. Właściciele wycofywali się jednak, gdy usłyszeli, że chodzi o biuro matrymonialne. Mylili z agencją towarzyską...

Tak pachną psie piękności

Katarzyna Kulpa, trzydziestoletnia bydgoszczanka, zakładając swój biznes też natrafiła na kłopot związany z niezrozumieniem branży przez otoczenie. W 2009 roku postanowiła skończyć z pracą u kogoś (zajmowała się obsługą klienta) i zająć się samodzielnie tym, co kocha, czyli zwierzętami. Wymyśliła sobie „Zwierzomyjnię Azorek”, z której każdy pies i kot wyjdzie ostrzyżony, pachnący i zadowolony. Skorzystała z unijnej dotacji.

- Szukałam lokalu, który będzie blisko mojego domu, do którego łatwo będzie trafić klientowi, i który nie będzie drogi w utrzymaniu - wylicza. - Gdy znalazłam na Bielawach te piwniczne, nieużytkowane pomieszczenia, wydawało mi się, że to miejsce idealne. Okazało się jednak, że potrzebuję zgody 75 proc. mieszkańców bloku. I to było wyzwanie.

<!** Image 4 align=none alt="Image 179539" >„Będzie śmierdzieć”, „psy będą wiecznie ujadać” - powtarzali przeciwnicy. Pani Kasi wspomnianą grupę lokatorów udało się jednak przekonać. - Po kilku miesiącach ci, którzy wcześniej byli najbardziej krytycznie nastawieni, przyznali, że tak u mnie ładnie pachnie, ładnie wygląda - wspomina. - Bo u psiego fryzjera pachnie jeszcze ładniej niż u ludzkiego. A to za sprawą intensywniej i dłużej pachnących środków pielęgnacyjnych.

Biznes się kręci. Choć trzeba być przygotowanym na to, że jednego dnia przyjdzie tylko dwóch klientów, a kolejnego przepracować trzeba 14 godzin non stop.

Freelancerzy to kupili

Gdy rok temu Karolina Kant, studentka farmacji i fotografii, ogłosiła w Toruniu, że rusza z coworkingiem, wielu nie wiedziało, o co chodzi. A gdy już się dowiedzieli, pukali się w głowę. - W Ameryce, na Zachodzie to może ma sens, ale u nas? - powątpiewali.

Coworking to, najkrócej mówiąc, biurka do wynajęcia dla wolnych strzelców (z ang. freelancerów). Na godziny, dni, tygodnie. Biurka na wspólnej sali, z dostępem do komputera, Internetu, urządzeń biurowych. Zainteresowani mogą też pod adresem biura zarejestrować własną działalność albo tylko wypożyczyć biurowy adres, by np. odbierać pocztę.

<!** Image 5 align=none alt="Image 179539" sub="Katarzyna Kulpa w 2009 roku postanowiła skończyć z pracą u kogoś (zajmowała się obsługą klienta) i zająć się samodzielnie tym, co kocha, czyli zwierzętami. Wymyśliła sobie „Zwierzomyjnię Azorek”, z której każdy pies i kot wyjdzie ostrzyżony, pachnący i zadowolony. Fot. Dariusz Bloch">W Toruniu freelancerzy pomysł kupili. - Przez rok naszymi klientami byli graficy, tłumacze, programiści, agenci nieruchomości - wymienia Karolina. - Najwięcej osób wybierało opcję abonamentu za 200 złotych, dającego prawo do pracy u nas przez dziesięć pełnych dni w miesiącu, swobodnie wybranych. Co podkreślali? Komfort, wynikający z rozdzielenia życia domowego, rodzinnego od zawodowego. Gdy człowiek przychodzi popracować do biura, za które w końcu płaci, skupia się na zadaniach do wykonania. Pracując w domu, często przy partnerze i dzieciach, miesza role i ostatecznie ani wyzwań zawodowych, ani rodzinnych nie jest w stanie potraktować satysfakcjonująco.

Na swoją działalność Karolina znalazła naprawdę piękny i klimatyczny lokal. W samym sercu starówki, w zabytkowej kamienicy. Duża sala z biurkami plus mniejsza na spotkania z klientami oraz aneks kuchenny (kawa dla freelancera cenniejsza od wody).

Niestety, lokalizacja się nie sprawdziła. - A to z powodu braku parkingu. Wielu klientów narzekało, że jeśli już na starówce znajdą miejsce dla auta, to słono muszą za nie bulić. Postanowiłam więc zmienić lokal, jestem na etapie poszukiwań i przeprowadzki - wyjaśnia torunianka. W żadnym wypadku z biznesu nie rezygnuje, bo ten po prostu się opłaca.

Król zamiast Baby Jagi

Dorota Świebodzińska ma dwie wielkie miłości: pierniki i dzieci. Przewodniczką po Toruniu została już na pierwszym roku studiów z zakresu muzealnictwa UMK. Z niewielkimi przerwami oprowadza po gotyckich zaułkach miasta od ponad dziesięciu lat. Przez kilka lat pracowała w Muzeum Okręgowym. Teraz debiutuje w biznesie. Właśnie otworzyła „Piernikową Chatkę”.

- W mojej chatce nie będzie mieszkać Baba Jaga, tylko Piernikowy Król. Żadnego dziecka nie spotka tu przykra przygoda - zapewnia ze śmiechem drobna blondynka. - Chatka to takie trzy w jednym: pamiątki, pierniki i przewodnictwo. Ale nie tradycyjne.

Przewodnicy z „Chatki” oprowadzać będą dzieci przebrani za postaci z toruńskich legend, na przykład - za Flisaka. Nie mają milusińskich zanudzać, tylko bawić i intrygować. Oferta Doroty skierowana jest do najmłodszych - przedszkolaków i dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej. Z bajkowym przewodnikiem mają bawić się w podchody, tropić toruńskie tajemnice, przeżyć dreszczyk emocji.

Natomiast w sklepiku przy ul. Podmurnej dzieci kupić będą mogły pamiątki i pierniki. I to nie tylko toruńskie! Rozkochana w tych wypiekach gospodyni gwarantuje, że niebawem na półkach będzie miała także te norymberskie, rosyjskie i angielskie.

- Szkoda, że startuję pod koniec sezonu turystycznego, a nie na jego początku, ale to nie moja wina. Byłam uzależniona od przyznania unijnej dotacji. Wierzę, że jesienią zdążę jednak zająć się przynajmniej kilkoma szkolnymi wycieczkami, a skrzydła rozwinę wiosną - kończy Dorota.

* * *

Nie każdemu odwaga popłaca. „Pralnia Cafe” w Bydgoszczy (pralki plus kawa) działała tylko przez pół roku. Jej właściciel wrócił do Gdańska, gdzie podobny lokal prowadzi z sukcesem. - Nie trafiłem w bydgoski rynek - przyznaje. Nie wyklucza jednak, że za kilka lat powróci. Może wtedy będzie więcej do prania?

Warto wiedzieć

Najbardziej przeszkadzają skomplikowane przepisy i biurokracja

  • 48 procent młodych Polaków chciałoby założyć własny biznes, ale decyduje się na to tylko dwa procent z nich - wynikało z badań przeprowadzonych przez instytut MillwardBrown SMG/KRC w 2009 roku. Dziś zmieniło się niewiele - odsetek młodych biznesmenów rośnie powoli. Bo problemy zostały te same.
  • Firma startująca dzięki unijnej bądź urzędowej (z pośredniaka) dotacji początkowo działa pod kloszem. Zazwyczaj umowa przewiduje, że młody biznesmen przez rok korzysta z rozmaitych ulg i jego głównym zadaniem jest przetrwać na rynku, zgodnie z warunkami zawartej umowy. Inaczej grozi mu zwrot dotacji.
  • Po wyjściu spod klosza młodzi przedsiębiorczy zderzają się z rzeczywistością. Na co trafiają? Na skomplikowane podatki i przepisy rachunkowe (jako czynnik zniechęcający podało go 25,6 proc. badanych), rozdmuchaną biurokrację (10,3 proc.), dużą konkurencję (9,9 proc.) i trudności w uzyskaniu kredytu (6,9 proc.).
  • Badania instytutu wykazały, że niewielu młodych rodaków traktuje własny biznes jako sposób na ciekawą, kreatywną pracę, która dałaby im satysfakcję. Większość traktuje założenie interesu jako wyjście awaryjne, alternatywę dla bezrobocia po utracie zatrudnienia na etacie. To odróżnia polską młodzież od rówieśników z innych państw Unii Europejskiej.
  • Według ekspertów, osobnym poważnym tematem jest nieprzygotowanie młodych Polaków do prowadzenia własnej działalności. Absolwenci wyższych uczelni, o szkołach średnich nie wspominając, rzadko potrafią samodzielnie przygotować biznesplan, oszacować ryzyko biznesowe. Tego polska szkoła nie uczy.
  • Nieliczni potrafią wyszukiwać nisze rynkowe, co mogłoby znacząco poprawić warunki rozpoczynania nowego przedsięwzięcia finansowego. Młodym brakuje też profesjonalnego, nieodpłatnego wsparcia. Światełkiem w tunelu są uczelniane inkubatory przedsiębiorczości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!