Zasądzenie na korzyść Zbigniewa Romaszewskiego kwoty 240 tys. zł jako odszkodowanie za pobyt w PRL-owskim więzieniu wywołało lawinę komentarzy.
<!** Image 3 align=none alt="Image 203978" >
Niektórzy działacze dawnej opozycji zwrócenie się długoletniego senatora RP o odszkodowanie ocenili jako nieetyczne, a nawet naganne, inni je poparli.
<!** reklama>
Romaszewskiego bronił np. najbardziej znany działacz bydgoskiej „Solidarności” z lat 80. ub. wieku, obecny senator Jan Rulewski.
Słów potepienia nie usłyszeliśmy również od Stefana Pastuszewskiego, znanego działacza „Solidarności” i więźnia politycznego, jednej z nielicznych postaci dawnej opozycji, który dotąd o odszkodowanie za doznane represje nie wystąpił.
Ochotnik, nie najemnik
- Znam dobrze senatora Romaszewskiego - powiedział nam Pastuszewski. - Jestem głęboko przekonany, że przekaże on zasądzone pieniądze na jakiś ważny cel społeczny.
Zdaniem Pastuszewskiego, każdy przypadek należy od strony etycznej rozpatrywać indywidualnie.
- Trzeba zrozumieć tych - twierdzi - którzy znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej, bez perspektyw zarobkowych, a takich osób jest w kręgu dawnych działączy opozycji całkiem sporo. Ponadto coraz częściej spotykam się z nowego rodzaju podejściem do państwa, z twierdzeniami rozczarowanych ludzi, że dzisiejsza Polska to nie jest „ich państwo”. Że nie tak miało być po zwycięstwie, jak jest dziś. A jeśli tak, to można temu państwu zabrać, co się komu prawnie należy.
Pastuszewski, jak dotąd, o odszkodowanie za czas spędzony za murami więzienia nie wystąpił.
- Uważałem i nadal uważam, że tego robić się nie godzi, ponieważ byłem wówczas takim „żołnierzem-ochotnikiem”, a nie najemnikiem. Wszystko, co robiłem, robiłem dla Polski z własnej woli.
Bardzo długo o odszkodowanie nie występował obecny przewodniczący Klubu Gazety Polskiej w Bydgoszczy, Krystian Frelichowski. W 1984 roku za kratami spędził dokładnie 82 dni.
- Przez wiele lat nie myślałem o jakimkolwiek odszkodowaniu - mówi Frelichowski - bo uważałem, że wszystko, co zrobiłem, zrobiłem dla idei, a nie dla pieniędzy. Potem jednak, widząc wysokie emerytury byłych esbeków i działaczy komunistycznych, marnotrawienie ogromnych sum z budżetu państwa, postanowiłem pójść wzorem innych i w 2010 roku wystąpiłem o odszkodowanie, które otrzymałem, choć w porównaniu z podobnymi przypadkami, w bardzo małej wysokości.
Frelichowski uważa, że Zbigniew Romaszewski postąpił słusznie, choć i on jest przekonany, że kwotę przyznaną przez sąd były senator przeznaczy na cel społeczny.
- Tak robiło wielu moich znajomych - dodaje Frelichowski. - Nie upubliczniali tego, żeby nie wywierać presji na swoich następców.
Teraz poparł, wtedy nie pomógł
Zdania w tej sprawie są bardzo podzielone. Jedno wszak wydaje się pewne. Etos walki dla Polski, dla przyszłych pokoleń, etos poświęceń, nieodłącznie związany z kręgiem opozycji solidarnościowej przegrał z pragmatyką i wizją choć trochę lepszego życia dzięki zasądzonemu odszkodowaniu. Zwykle są to kwoty od kilku do 25 tys. zł. Casus Romaszewskiego jest przypadkiem szczególnym.
- Nigdy nie wziąłbym nawet grosza od tego państwa - powiedział nam jeden z dawnych opozycjonistów - bo nie ono odpowiada za represje, jakie mnie spotkały. Dla mnie takie gesty jak Romaszewskiego są i zawsze będą niemoralne, nie do przyjęcia.
Do redakcji naszej wpłynął list sygnowany przez dawnych działaczy związkowych z zakładów „Formet” w Bydgoszczy, Stanisława Matyasika i Wacława Pyszkę, w którym wyrażają oni w imieniu „starej załogi” swoje oburzenie stanowiskiem Zbigniewa Romaszewskiego i poparciem go przez Jana Rulewskiego, nawiązując do sprawy nie mającego szans na odszkodowanie b. dyrektora „Formetu” Ryszarda Wiese, o której swego czasu obszernie pisaliśmy. Brak pomocy w tej sprawie ze strony Rulewskiego dawni związkowcy postrzegają jako „niechęć z przeszłości” i przypominają również, że senator nie uczynił nic, albo prawie nic dla ratowania „Formetu” przed likwidacją.