Żadna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła, na razie wiemy tylko, że zaplanowany na 24 marca mecz na pewno nie odbędzie się w Moskwie i nie zagra w nim Rosja. Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej w końcu ugięła się pod naciskiem opinii publicznej, bo oprócz Polski grania z reprezentacją kraju Władimira Putina odmówiło jeszcze dziesięć państw (Anglia, Albania, Czechy, Dania, Irlandia, Norwegia, Szkocja, Szwajcaria, Szwecja, Walia). Federacje tych krajów zdecydowanie odrzuciły również niedzielny pomysł FIFA, by Rosja rozgrywała swoje mecze na neutralnym terenie, pod inną nazwą, bez hymnu, swojej flagi i kibiców.
W tej sytuacji nie było już innego wyjścia. "FIFA i UEFA wspólnie postanowiły, że wszystkie rosyjskie drużyny, klubowe i reprezentacyjne, do odwołania zostają zawieszone w rozgrywkach pod egidą naszych organizacji. Świat futbolu w pełni jednoczy się z ludźmi dotkniętymi wydarzeniami w Ukrainie. Prezydenci FIFA i UEFA wyrażają nadzieję, że sytuacja jak najszybciej zmieni się tam na lepsze, by futbol znów mógł przynosić jedność i pokój między ludźmi" - przeczytaliśmy w poniedziałkowym oświadczeniu władz światowej i europejskiej piłki nożnej.
Co dalej? Zdaniem angielskich mediów wykluczenie Rosjan oznacza, że reprezentacja Polski awansuje bezpośrednio do finału baraży, gdzie zmierzy się ze zwycięzcą meczu Szwecja - Czechy. Taką informację podało już m.in. angielskie "Sky Sports".
Innym rozwiązaniem może być to sugerowane już kilka dni temu przez piłkarskiego statystyka Wojciecha Frączka, który poinformował, że jeśli FIFA ostatecznie wyrzuci Rosję z rozgrywek to jej miejsce na 99 procent zajmie reprezentacja Węgier i to ona będzie rywalem Roberta Lewandowskiego i spółki. Stanie się tak w oparciu o ranking zwycięzców grup Ligi Narodów.
Z Węgrami mierzyliśmy się już w ubiegłym roku, w naszej grupie eliminacyjnej do mistrzostw świata. W Budapeszcie nasza kadra zremisowała 3:3, a w Warszawie przegrała nieoczekiwanie 1:2, co sprawiło, że nie byliśmy rozstawieni w barażach. Był to zarazem ostatni mecz Biało-Czerwonych pod kierunkiem Paulo Sousy, który obecnie prowadzi brazylijskie Flamengo. Jednym z powodów rejterady Portugalczyka miała być fala krytyki, jaka spadła na niego za niewystawienie wówczas do gry Lewandowskiego.
