Przy pierwszej można jeszcze mówić o przypadku/pechu... Puchacz wyskoczył i "przedłużył" głową dośrodkowanie Zsolta Nagy'ego z rzutu wolnego, a piłka spadła wprost na głowę Andrasa Schafera, który wpakował ją do siatki pomiędzy nogami Wojciecha Szczęsnego. W tym wypadku więcej zastrzeżeń można było mieć do naszego bramkarza...
Szokujące było za to zachowanie naszego wahadłowego przy drugiej bramce dla Węgrów. Puchacz najpierw odpuścił krycie przy akcji rywali. Co gorsza, nie próbował naprawić swojego błędu, tylko spacerowym krokiem wracał pod własną bramkę, obserwując składającego się do strzału Daniela Gazdaga. Trafienie Węgra skwitował machaniem rękami.
"Przecież jego zachowanie od początku do końca tej akcji jest absurdalne. Polecam obejrzeć powtórkę tej bramki, patrząc tylko na niego. I mając w pamięci, że jest 1:1, 10 minut do końca meczu o punkty, korzystny wynik" - analizował Michał Trela z newonce.sport, który szczegółowo przeanalizował całą akcję.
"Ale z tego powrotu Puchacza to będą gify. Kierunek biegu, tempo, wszystko nie tak" - podsumował autor podcastu 9CAMPNOU Michał Gajdek.
"Puchacz asysta pierwsza klasa. Z dośrodkowań się nie udało, to chociaż Węgrom pomógł... Najgorszy element zespołu w pierwszej połowie" - wtórował mu dziennikarz "Piłki Nożnej" Maciej Łanczkowski .
"Patrzę na powtórkę gola na 1:2 i powrót Puchacza… Skandal. Ostatnio usłyszałem takie zdanie, że gra w kadrze wyrządza mu krzywdę, bo przez to zaczyna wierzyć, że nadaje się do wielkiego futbolu i nie rozumie trybun w Unionie. Jakkolwiek to brzmi - coś w tym jest" - ocenił Marcin Borzęcki z TVP Sport.
Piłkarza nie oszczędzili również kibice. "Wart Sousa Puchacza a Puchacz Sousy.... Nieszczęścia chodzą parami..." - to jeden z mniej dosadnych komentarzy.
