Mogła to być pomyłka, ale tak się nie stało
– W Barcelonie miałem wszystko. Gdyby nie Real Madryt, może bym nie odszedł. To było wyzwanie, decyzja oparta na poczuciu, że jestem doceniony, przekonująca mnie, że będę niezwykle ważną postacią. Mogła to być pomyłka, ale dzięki Bogu tak się nie stało. poradziłem sobie z presją; to utrzymywało mnie w czujności. Zawsze miałem tę rywalizację, tę „krew”: chciałem wygrywać, wygrywać, wygrywać. Nie wszyscy mnie lubili, ale jak wszyscy mogą mnie lubić. Jedynym moim zmartwieniem było gdyby coś mi się stało fizycznie, coś szalonego. Ale bać się grać w piłkę? Nie! W piłce nożnej nie ma się czego bać – zacytował Figo „The Guardian”.
Figo przeniósł się z Barcelony do Realu Madryt za rekordową jak na ten okres kwotę 62 milionów euro. Temu transferowi towarzyszyła niezwykle negatywna reakcja fanów katalońskiego klubu, a sam piłkarz został nazwany zdrajcą.
Portugalczyk stał się ważnym elementem „Los Blancos”
– [Czułem się odpowiedzialny] za wygraną Florentino Pereza w wyborach. Może dałem początek nowemu projektowi, ale nie klubowi. Były oczekiwania. Znałem pomysły prezesa. Na tamtym etapie dużo rozmawialiśmy. Byłem jego obietnicą, jego „insygniami”. Nie zawsze wiedziałem, kto przyjdzie, ale znałem plan – przypomniał Figo.
Opowiedział również o swoim niedoszłym transferze do Liverpoolu.
Liverpool zwodził Figo, więc wylądował w Interze
– Chciałem pojechać do Liverpoolu, rozmawialiśmy o tym. Ale pewnego tygodnia poprosili, abym poczekał, a potem podpisali kontrakt z innym graczem. Potem powiedzieli: „Poczekaj jeszcze kilka dni, musimy sobie z tym poradzić”. I znowu podpisali kontrakt z innym zawodnikiem. Pomyślałem: „Żartujecie?”. Wtedy na horyzoncie pojawił się Inter. Przyjechałem do Mediolanu, spotkałem się z prezesem klubu, Massimo Moratti i podjąłem decyzję. Kochałem Inter i to było dokładnie to, czego potrzebowałem – wypowiedź Figo zacytował serwis prasowy Liverpoolu.
Figo grał w Interze od 2005 do 2009 roku. Wcześniej występował w Sportingu Lizbona, Barcelonie i Realu Madryt.
