Przez pół roku pani Józefa bezskutecznie próbowała uzyskać niezależną ekspertyzę. Chciała w ten sposób udowodnić, że nie jest złodziejką prądu.
Pani Józefa prowadziła nieduży sklepik na Szwederowie. We wrześniu 2006 roku została oskarżona - jak kilku naszych Czytelników, których historię opisywaliśmy - o kradzież prądu. Kontrolujący ją pracownicy zakładu energetycznego zakwestionowali stan plomb zabezpieczających licznik. Pani Józefa odwoływała się od nałożonej na nią kary. Niestety, nieskutecznie m.in. dlatego, że reprezentujący ją w sądzie adwokat złamał zasady etyki.
<!** reklama>- Adwokat (...) zachowaniem swoim naruszył paragraf 8 Zbioru zasad etyki adwokackiej i godności wykonywania zawodu - orzekł dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Bydgoszczy i wymierzył adwokatowi karę... upomnienia.
Pani Józefa nadal starała się o oczyszczenie z zarzutów. Postanowiła więc poszukać niezależnych ekspertów, którzy dowiedliby jej niewinności. Zwróciła się więc do bydgoskiego oddziału Stowarzyszenia Elektryków Polskich.
- Rzeczoznawcy byli u mnie dwa razy, w lutym tego roku - wyjaśnia pani Józefa. - Miałam zapłacić za ekspertyzę ponad 600 złotych. Zgodziłam się na to.
Pani Józefa czekała do końca lutego, a ponieważ zamierzała opuścić sklepik, zadzwoniła do stowarzyszenia, domagając się realizacji obietnicy.
- Zapewniano mnie, że otrzymam fakturę razem z ekspertyzą. Niczego nie dostałam - twierdzi pani Józefa i dodaje, że wysłała pismo, prosząc o pomoc.
Minęły kolejne tygodnie, miesiące, aż wreszcie 19 sierpnia pani Józefa otrzymała pismo, w którym poinformowano ją, że... nie spisała umowy. Zatem, rzeczoznawcy uznali, że sprawa nie jest już aktualna.
- Jeśli jest aktualna, to proszę zwrócić się do dyrektora Ośrodka Rzeczoznawstwa - proponuje Edmund Rybiński, wiceprezes stowarzyszenia i przeprasza panią Józefę za to, że nie otrzymała wcześniej pisemnych informacji.
Okazuje się jednak, że wiceprezes się pomylił, bo wykonanie nowej ekspertyzy nie jest możliwe.
- Ta pani mogła otrzymać opinię, gdyby podpisała umowę - potwierdza Andrzej Szeremeta, kierownik ośrodka. - Nie zrobiła tego. W tej chwili nie możemy iść na obiekt, bo ona już nim nie dysponuje. Zatem nie ma przedmiotu, który moglibyśmy poddać badaniu.
Pani Józefa uważa, że w sklepiku nadal jest tak, jak było kilka miesięcy temu.
- Stoi pusty, nic się tam nie zmieniło - mówi. - Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby chcieli mi pomóc. Mam nawet zdjęcia, można porównać to, co było z tym co jest.
Nasza Czytelniczka nie zamierza rezygnować z walki i zapowiada złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
- Nie dano mi możliwości do obrony - oświadcza.
Nasza Czytelniczka czeka na ostatnie dokumenty z sądu, a potem chce zgłosić się do Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Zakłady Energetyczne.
- Pomożemy w napisaniu skargi - deklaruje Paweł Zajchowski, prawny opiekun stowarzyszenia.
Fakty
- Trybunał w Strasburgu przyjął już podobną skargę, złożoną przez inną bydgoszczankę, panią Mirosławę.
- Jej także odmówiono prawa do obrony przed oskarżeniami.
- Pani Mirosławie również zarzucono kradzież prądu i wymierzono jej karę 5 tys. złotych.