Dziś nie bombardujemy

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Trzecia wojna światowa w Redzikowie pod Słupskiem nie wybuchnie. Na razie. Wicepremier Rosji, Siergiej Iwanow oświadczył, że: „Moskwa nie planuje ataków nuklearnych przeciwko Polsce i Czechom w odpowiedzi na rozmieszczenie elementów tarczy antyrakietowej”.

To oczywiście świetna informacja, że ktoś nie zamierza zarzucić nas atomowymi głowicami, ale też nie ma się z czego cieszyć. Nie łudźmy się. Nie wierzę, żeby rosyjscy sztabowcy nie mieli najróżniejszych, ciągle aktualizowanych, wariantów ataku nuklearnego i konwencjonalnego na potencjalnego wroga. Także na nas, bo jesteśmy członkiem NATO, dla Moskwy obozu wrogiego. Jesteśmy więc potencjalnym celem i właściwie nie ma w tym nic dziwnego. Wszyscy generałowie wszystkich armii świata tworzą plany wojen i wojenek. Na tym polega ich zawód. I nie może być inaczej. Gdyby Polska była poza NATO, to takich planów byłoby jeszcze więcej, bo siłowy wariant rozwiązania polskiego problemu byłby wtedy obarczony mniejszym ryzykiem. Natomiast nostalgikom tęskniącym do poprzedniej epoki warto przypomnieć, że największe ryzyko zamiany Polski w kupę radioaktywnych gruzów mieliśmy w czasach Układu Warszawskiego. Wtedy tylko pozostawał wybór, czy zbombardują nas Rosjanie broniąc się atomowym kordonem przed atakiem Zachodu, czy może zrobią to samo Amerykanie broniąc Europy Zachodniej przed pancernym walcem ze Wschodu.

<!** reklama>Cóż, położenie geopolityczne od wieków mamy paskudne. Bardziej niepokoi coś innego. Wypowiedź Iwanowa przypomina jak bardzo zmienił się język dyplomacji. Jeszcze kilka lat temu, bardzo wysoko postawiony polityk atomowego mocarstwa wywołałby szok, choćby wspominając o „opcji rakietowej”. Po upadku komunizmu wydawało się, że taki język na zawsze odszedł do przeszłości. Dziś wraca.