MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Droga 254 stąd do wieczności

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Jarosław Reszka Filip Kowalkowski
Są w naszym kraju tematy proste jak podanie ręki. Na przykład przepisy dotyczące Trybunału Konstytucyjnego, mediów publicznych czy korpusu służby cywilnej. Te proste tematy dotyczą rzeczywistości tak krzywej, że należy i trzeba wyprostować ją w parę dni.

Jednak przed ojczyzną stoją też zadania trudne, złożone, wymagające głębokiego namysłu i długich konsultacji. Do najtrudniejszych należy remont drogi wojewódzkiej nr 254. Tych, którzy zatracili kontakt ze zwykłym życiem i szynszyle czy norki wietrzą tylko na infantylnych manifestacjach z podskokami niczym na zajęciach aerobiku, uświadamiam, że droga nr 254 rozpoczyna się w podbydgoskiej Brzozie i zmierza do powiatowego Mogilna, via Łabiszyn i Barcin.

Już na pierwszych stu metrach tej strategicznej arterii substancja nią płynąca regularnie, kilkadziesiąt razy na dobę zatrzymuje się podczas zawałów. Wywołuje je przejazd kolejowy. Suną nim składy osobowe do Inowrocławia, Poznania, Wrocławia, Katowic. Suną niezidentyfikowane składy towarowe, a czasem sunie pojedyncza lokomotywa, zatrzymując strumień aut nie krócej niż skład z tyloma wagonami, ilu doliczyć się można w wierszu Tuwima („... a tych wagonów jest ze czterdzieści, sam nie wiem, co się w nich wszystkich mieści”).

Problematyka remontu drogi nr 254 nie obejmuje jednakże zawałów pod przejazdem w Brzozie. Już parę lat temu wątek ów autorytatywne ucięto, wyjaśniając, że jedynym rozwiązaniem kwestii zawałów jest budowa wiaduktu. A na ten cel pieniędzy nie ma i nie będzie. Dedukuję, że pod tym względem nic nie zmieniły październikowe wybory. Droga wojewódzka to droga samorządowa, czyli oczko w głowie marszałka, który mając ją we wdzięcznej uwadze, wypowiedział ostatnio bardzo światłe zdanie: „Chcemy, by modernizowane drogi spełniały oczekiwania mieszkańców oraz sprzyjały rozwojowi gmin”.

Po takim zagajeniu nie tylko człowiek z gminy, ale i z gminu zrozumie, że bez frasunku i dylematów prawie 50 kilometrów asfaltowej nitki naprawić się nie da. W tym tygodniu ruszyły więc społeczne konsultacje. Na pierwszy ogień poszła społeczność Łabiszyna. Gospodarskie rozmowy wzdłuż drogi nr 254 zajmą… równy rok. Analizę ich przebiegu Zarząd Dróg Wojewódzkich ma nadzieję otrzymać na początku 2017 r. Będzie to zatem trzeci rok kadencji obecnego samorządu województwa. Nawet więc jeśli potem prace ruszą z kopyta, to do wyborów się nie zakończą. Nikt też nie da dziś gwarancji, że po wyborach stary samorząd bezboleśnie stanie się nowym samorządem, ochoczo kontynuującym zadania z poprzedniej czterolatki.

Rozskakane szynszyle i norki winny też wiedzieć, że droga nr 254 to wąski trakt, pozbawiony pobocza. Suną nim pociągi drogowe, skracające sobie szlak do zachodniej granicy albo rozwożące cement z kombinatu Lafarge w Barcinie, czy wreszcie wyładowane kamieniami z kopalni kruszywa w Kobylarni. Gdyby PO chciała skompromitować panią premier Szydło podczas słynnego wystąpienia przed Parlamentem Europejskim, to fotkę tej drogi powinna wyświetlić w tle, podczas gdy premier wypowiadała zdanie: „Polska to piękny kraj”.

Podobny efekt dałaby taka fototapeta podczas wystąpienia wicepremiera Morawieckiego, zapewniającego że polska gospodarka jest w świetnym stanie. Uczciwie dodam, że za stan drogi 254 nie odpowiada w szczególny sposób ani PiS, ani też PO. Gdy ją poprzedni raz gruntownie uzdatniano, były to pewnie czasy Jaruzelskiego albo i Gierka. Nikt wtedy nie spodziewał się, że wzdłuż chłopskich opłotków ciągnąć będą karawany tirów.

Niemniej systematycznej dewastacji asfaltu zbyt słabego, by przyjmować na klatę po kilkanaście ton, biernie przyglądały się, poza PiS i PO, samorządowe władze w barwach SLD, PSL, AWS i być może kogoś jeszcze, kogo zapomniałem. Takich i gorszych nawet dróg jest w Polsce bez liku. Jeśli nad remontem każdej z nich będziemy debatować przez rok, to nie skończymy przed dniem Sądu Ostatecznego.

Gdy słyszymy o pomocy dla Polski z Zachodu, automatyczne kojarzymy ją z latami stanu wojennego. Tymczasem trzej Holendrzy (pracownik domu towarowego, mały przedsiębiorca i emeryt), dobrodzieje Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowaczych, swe serce zaczęli pokazywać już po upadku Peerelu - i pokazują do dziś, przez ćwierć wieku.

Na wieść o jubileuszu, który na szczęście ktoś w Bydgoszczy zauważył i zaprosił sympatyczną trójkę do ratusza, postawiłem sobie pytanie. Czy wśród bydgoszczan jest ktoś, kto bezinteresownie pomaga mieszkańcom któregoś z krajów Wspólnoty Europejskiej? Niekoniecznie zasobnym raczej Holendrom, ale na przykład Rumunom czy Bułgarom? I to nie pomaga poprzez włączenie się do akcji jakieś organizacji charytatywnej, lecz z własnej inicjatywy? Nie znam nikogo takiego. Moim Czytelnikom byłbym zatem wdzięczny za wskazanie cichych bohaterów europejskiego domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!