- Chcą ukraść wybory, chcą je sfałszować, nie możemy na to pozwolić – grzmiał podczas swojego pierwszego wystąpienia w Białym Domu po zakończonych wyborach prezydenckich w USA Donald Trump.
Prezydent dodał: Jeśli zliczyć legalnie oddane głosy w wyborach, to łatwo wygrywam. Będzie wiele walk w sądach, bo mamy wiele dowodów i świadectw, prawdopodobnie pójdziemy z tym do Sądu Najwyższego.
Donald Trump nie przedstawił jednak żadnych dowodów na fałszowanie wyborów czy manipulacje podczas oddawania i liczenia głosów. Powtarzał zarzuty o pojawiających się nocami w punktach wyborczych podejrzanych kart do głosowania.
Naszym celem jest obrona uczciwości wyborów, nie pozwolimy wyciszyć głosu naszych wyborców, dodał, powtarzając informacje o "masa niejasności", której nie można tolerować.
Miał na myśli „podejrzane” karty, które miały w tajemniczy sposób pojawiać się w punktach wyborczych oraz rosnącej fali poparcia dla rywala.
Dziennikarze, którzy słuchali na żywo wystąpienie prezydenta byli zniesmaczeni słowami bez pokrycia, jakie padały z ust głowy państwa, Trump nie dał jednak nikomu szans na zadawanie pytań i opuścił salę.
Według Associated Press twierdzenia Trumpa o fałszowaniu wyborów są bezpodstawne, a prezydent nie wsparł ich dowodami.
Niektóre stacje telewizyjne jak MSNBC przerwały relację Trumpa, by- jak wyjaśniały- nie dać mu szans szerzenia nieprawdy. Niektóre od razu na gorąco obalały zarzuty Trumpa jako ewidentne kłamstwa.
Co prezydent powiedział, to w większości była nieprawda. Nie mozemy na to pozwolić, ocenił David Shepard, dziennikarz NBC News i CNBC.
Zupełnie inny był przekaz kandydata Demokratów Joe Biden. Mówił on, że wybory są święte, a mając na myśli drobiazgowe liczenie głosów dodał, że demokracja wymaga cierpliwości.
Tymczasem w wielu stanach nadal trwa liczenie głosów,. Navada zapowiada, ze zakończy liczenie dopiero za kilka dni.
Wydaje się, ze decyzja o tym, kto zdobędzie 270 głosów elektorskich, która oznacza wygraną w prezydenckim wyścigu zapadnie w Pensylwanii..
Do wzięcia jest tam 20 elektorskich głosów. Gdyby udało się „zdobyć” ten stan Bidenowi, nie musiałby się już martwić o wyniki w pozostałych stanach.
Były wiceprezydent, jak podają amerykańskie media, jest coraz bliżej wygranej w Pensylwanii. Do zliczenia jest jeszcze sporo głosów, które oddano korespondencyjnie.
Z badań wynika, że na ten sposób głosowania zdecydowało się 70 proc. zwolenników Demokratów. I to może przesądzić o wygranej Bidena.
