Zabawki mile widziane są wszędzie - u potrzebujących dzieci jak i... zwierzaków. Na szczęście mają na kogo liczyć.
<!** Image 3 align=right alt="Image 62139" sub="Maluchy z Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych nie ukrywają radości ze szkolnych prezentów. /Fot. Tadeusz Pawłowski">- Pomoc jest w różnych formach: od osób przynoszących rzeczy, z których już wyrosły ich dzieci, po firmy i instytucje obdarowujące nas chociażby z okazji świąt. Na rozpoczęcie nowego roku szkolnego dzieci dostały szkolną wyprawkę od jednego z marketów. Dla naszych podopiecznych to bardzo ważne - czują się wtedy na równi z innymi uczniami, zazwyczaj dostają rzeczy po kimś - mówi Natalia Lejbman, zastępca dyrektora Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych.
Dodaje, że prywatnych osób wspierających placówkę nie brakuje. - Czasami odwiedzają nas nowożeńcy, którzy przynoszą maskotki czy słodycze. Ostatnio państwo młodzi są u nas średnio raz na dwa-trzy tygodnie. Zazwyczaj przychodzą wcześniej i pytają, czego nam trzeba. A u nas zawsze mile widziane są słodycze i maskotki, często obdarowujemy nimi dzieci przy okazji konkursów czy uroczystości. Z początkiem roku szkolnego przydają się wszystkie przybory szkolne - opowiada Natalia Lejbman.
Zbiórka w sieci
O wsparcie BZPOW nie musi prosić bydgoskich studentów czy młodych mam, które aby maluchom pomóc, pokonują wszelkie bariery czasowe i przestrzenne. - Panie na forum internetowym wymieniają się uwagami na temat wychowania. Od czasu do czasu w ten sposób umawiają się na zbiórkę rzeczy dla nas. Część jest po ich pociechach, a wciąż w dobrym stanie. Co jakiś czas jedna z nich zbiera rzeczy od wszystkich i przynosi do nas - dodaje Natalia Lejbman.
<!** reklama left>Na wsparcie bydgoszczan mogą liczyć też podopieczni Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Collegium Medicum w Bydgoszczy oraz Schroniska dla Matki z Dzieckiem. - Ostatnio dostaliśmy trzy reklamówki butów, nie były nowe, ale w bardzo dobrym stanie. Przynoszone są do nas najróżniejsze rzeczy: maskotki dla dzieci, ale też telewizor czy meble. A przydaje się u nas wszystko: od ubrań po podstawowe rzeczy z gospodarstwa domowego. Często panie, które się do nas zgłaszają, przychodzą tylko z dzieckiem na ręku. Trzeba ubrać je od stóp do głów - opowiada Bogumiła Koblańska, pracownik socjalny schroniska, w którym przebywają obecnie 133 osoby.
- Zawsze możemy liczyć na pomoc Koła Pomocy Dzieciom z Chorobą Nowotworową, dzięki któremu możemy kupować leki czy zapewniać dojazd do kliniki Wiele instytucji zapewnia też dzieciom pobyt na obozach, dzięki czemu zapobiega ich poczuciu wykluczenia społecznego - opowiada profesor Mariusz Wysocki, kierownik Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Collegium Medicum. Tu również często zaglądają pary młode. - Część z nich przynosi maskotki, przy zaproszeniu na uroczystośc zaznaczają, że zbierają dla nas pieniądze. Bardzo nas to cieszy, sami możemy zaplanować, jak spożytkujemy pieniądze, a potrzeb jest mnóstwo. Nasi pacjenci to nie tylko małe dzieci, ale też młodzież - mówi profesor Wysocki.
Jak się okazuje, bydgoskich nowożeńców cechuje nie tylko wielkie serce, ale też wyobraźnia. Wiedzą, że na pomoc liczą wszyscy, również nasi czworonożni przyjaciele. Dlatego niemalże prosto z wesela pukają do bydgoskiego schroniska dla zwierząt. - Przynoszą najczęściej zabawki i karmę, tego zresztą najbardziej nam brakuje. Zwłaszcza karmy w puszkach dla szczeniąt i kociąt, zabawek: piłek różnej wielkości i papieru formatu A-4, z którego robimy ulotki - wylicza dyrektorka schroniska Izabella Szolginia.
Spokój sumienia
Jak na naszą chęć niesienia wsparcia patrzy socjolog? - Często jest tak, że ta pomoc jest wygodna dla nas, zapominamy wtedy o własnych słabościach. Ponadto świadomość pomagania innym jest sposobem na uspokojenie swojego sumienia. Gdy wiemy, że robimy dobrze, zapewnia nam to wewnętrzny spokój - komentuje doktor Michał Cichoracki, socjolog UKW i WSG. - Ostatnio stało się to swego rodzaju modą: swoim bogactwem dzielą się przecież najwięksi tego świata, więc i my uważamy, że tak po prostu wypada - tłumaczy i dodaje: - Na krzywdę dziecka nikt nie jest jednak obojętny. W obliczu nieszczęścia najmłodszych nie jest ważne, jakiej jesteśmy narodowości i w co wierzymy. Wszyscy pomagamy, bo tak chcemy.