W tym wypadku data przydatności rzeczywiście była datą przyszłą. Ba, produkt, o którym mowa, wyeksponowano na półce dla prominentów. Powodem zdumienia znajomego stały się relacje cenowe – konkretnie jedna.
Czas zdradzić, że półkowym prominentem w tym wypadku była znana i mile kojarząca się starszym Polakom „konserwa turystyczna”. Puszkę tego przysmaku sklep oferował w cenie 2,95 zł. Na sąsiedniej, mniej eksponowanej półce skromnie spoczywały natomiast żarełka dla kotów – od 3,25 do 4,05 zł za puszkę. „Wagomiar konserw był identyczny” - niczym rasowy inspektor odnotował i zaraportował znajomy. Następnie zadumał się nad tym, jak to jest, że żarcie dla kota produkowane z odpadów i zwierząt padłych jest droższe niż konserwa dla ludzi, na której było napisane, że środku jest „mięso wieprzowe 67 proc., mięso wieprzowe oddzielone mechanicznie, woda, tłuszcz” i wiele jeszcze składników o nazwach niewiele mówiących inspektorowi amatorowi. Na kocim jedzonku napisano zaś tylko: „mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego”.
Cenową zagadkę pomógł wyjaśnić eksperyment, przeprowadzony przez znajomego wkrótce po zakupach. Tak oto zapisał jego przebieg: „Konserwę ludzką Kot Wewnętrzny tylko powąchał, Kot Zewnętrzny zdegustował w jednej trzeciej. Pokurcz (to znaczy pies kurdupel, który zaczął mnie nawiedzać) zżarł wszystko. Natomiast konserwę kocia wszyscy wymienieni wciągnęli w stu procentach”. Eksperymentator sam nie odważył się na pełną degustację zawartości żadnej z zakupionych puszek. Zdał się wyłącznie na świadectwo nosa: „Obwąchana przeze mnie konserwa kocia pachniała o wiele ładniej (rzecz można: apetyczniej) niż ta dla ludzi” - skonstatował.
Nie chciałbym, by eksperyment – było nie było jednostkowy i przeprowadzony na ograniczonej, niewyłonionej na naukowych zasadach próbie badawczej – spowodował utratę zaufania do mięsa wieprzowego i „konserwy turystycznej” w szczególności. Nie mam żadnych podstaw, by podejrzewać na przykład, że w przybytkach, do których w ostatniej swej drodze docierają świnie, dzieje się to samo, co w pewnej krowiej przetwórni na Mazowszu. Nie jestem też dywersantem, przygotowującym zamach na rynek żywności w Polsce w interesie obcego kapitału. Przeciwnie, wierzę, że polskie świnie są zdrowe i zadowolone, a w postaci przetworzonej – także niezafałszowane.
Zastanawia mnie natomiast, jak w 2,95 zł za „konserwę turystyczną” zmieścił się koszt pracy wielu ludzi, w tym pracowników sklepów. Przeczytałem niedawno, że mimo jednej już tylko niedzieli handlowej w miesiącu, pracownicy sieciowych marketów zarabiają – w zależności od regionu – od 3,5 do 4 tys. zł brutto. Marża dla żywności w handlu detalicznym w Polsce wynosi około 20 proc. Zachodzę w głowę, jak oni to robią, żeby konserwa za 2,95 zł utrzymała hodowcę świń, przetwórcę, sprzedawcę, państwo (podatki) i kapitalistę: właściciela sklepu. Uwierzy ktoś, że taki biznes może się kręcić bez świństw?
Flash Info odcinek 2 - Tragiczny wypadek na A1, komisariat obrzucony koktajlami mołotowa!