Przedstawicielka kuratorium oświaty na wczorajszej uroczystości, honorującej laureatów olimpiad przedmiotowych, zdradziła ciekawą refleksję. Zauważyła, że wielu nagradzanych uczniów szkół średnich na podobnych galach pojawiało się już wcześniej, w szkołach podstawowych i gimnazjalnych.
Pewne nazwiska przewijają się latami. Wniosek więc bezdyskusyjny - mamy do czynienia w takich sytuacjach z młodzieżą wybitnie uzdolnioną, konsekwentną w pasji do zdobywania wiedzy i rozwijania swych nieprzeciętnych talentów. Nikt jej nie może posądzić o przypadkowo przyznany laur (uczciwszy całe grono wczoraj wyróżnionych, dostatecznie długo przyglądam się organizacji tych konkursów, by nie mieć świadomości pewnych błędów proceduralnych, które czasem doprowadzają do wypaczenia wyników).
<!** reklama>
Moim zdaniem, na tych uczniów już powinni, choćby podczas podobnych uroczystości, polować head hunterzy. Dlaczego profesjonalni łowcy pojawiają się tylko na meczach trampkarzy czy piłkarskich juniorów? Dlaczego nie łowić intelektualnych debeściaków?
W moim ulubionym amerykańskim serialu do najlepszych chirurgicznych stażystów ustawia się kolejka renomowanych szpitali klinicznych z prezentami i licytacją bonusów - od koszów ze słodyczami, przez pomoc finansową, po zagraniczne stypendia. Byle ich tylko złapać dla siebie. Tu mogłoby być podobnie - co to w końcu za bajer dla współczesnych omnibusów: indeks. Oni mogą przecież mieć każdy. Nasze szkoły wyższe ciągle jeszcze, zamiast odpowiednio wcześnie wyciągać rękę po najlepszą młodzież, zwieszają głowy po jej utracie.