<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >No, to istnieje, czy jednak go nie ma? Ależ istnieje, choć paru mistrzów szufladkowania twierdzi, że niekoniecznie. Tak zwany „kobiecy kryminał” zakwita ostatnio w księgarniach na całego. Ba, kryminały pisane przez panie przemeblowały już cały gatunek.<!** reklama>
A ta nowa kobieca inwazja na męskie terytoria zaczęła się u nas na dobre razem ze skandynawską falą, bo tamtejsze kryminały od zawsze napakowane były problematyką społeczną czy obyczajową. W bardzo przyzwoicie napisanych powieściach obok zbrodni dostaliśmy więc też masę treści określanej zwykle jako feministyczna. Przemoc wobec kobiet i przestępstwa na tle seksualnym z jednej strony, z drugiej, choćby „płciowy” mobbing w pracy (zawsze w tych książkach przemyka jakiś wredny i smętny matołek w wieku późnośrednim, rzucający seksistowskie uwagi). Z tych najmodniejszych autorek wymienić tu trzeba i przereklamowaną Lizę Marklund, i świetną Asę Larsson, ale największą karierę zrobiła u nas Camilla Lackberg, której supersaga o pannie Erice to absolutny hit. W maleńkiej Fjallbace, o której pisze, mamy więc zabójstwo za zabójstwem, a na dokładkę masę wycieczek obyczajowych i melodramatycznych w tonacji przynależnej zawsze literaturze kobiecej. Bliźniaczą karierę robi też u nas Niemka Charlotte Link.
Poza feministycznymi sygnałami to właśnie akcentowanie perypetii uczuciowych i obyczajowych jest mocnym rysem kobiecych kryminałów. Bo u takiego Henninga Mankella dominują kwestie społeczne, a jego komisarz Wallander, jak się już zajmuje byłą żoną, to raczej walcząc z jej alkoholizmem. Oczywiście w kobiecym gatunku też odmian mamy co niemiara, że wspomnieć choćby podkręcone ciepłą satyrą - trochę jak z opowieści sympatycznej cioci - książki Aleksandry Marininy, szczególnie te ostatnie.
Ale wracając do Skandynawów - ostatnio trafiłem na niezły duński kryminał, „Krzyk pod wodą”, który w Polsce trafi do księgarni 13 czerwca. Jego autorzy to pani Jeanette Obro Gerlow i pan Ole Tornbjerg. I może taka para to jest pomysł? Mamy tu męski nerw czy zabawy z kryminalistyką, ale mamy też fajnie sprzedany kobiecy dodatek, z retrospektywnym, nienachalnym portretem psychologicznym. No i tak, tak, jest nawet ten męski późnośredni typek, nienawidzący zdolnych koleżanek. Tyle że jak mamy parę autorów, to ktoś musi grać pierwsze skrzypce. No i niestety, Pan Ole jest wyraźnie bez szans.