https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Daj sobie szansę. Zatańcz!

Ryszard Warta, Mariusz Załuski
Rozmowa z AGUSTINEM EGURROLĄ, tancerzem, choreografem, jurorem telewizyjnego show „You Can Dance”

Rozmowa z AGUSTINEM EGURROLĄ, tancerzem, choreografem, jurorem telewizyjnego show „You Can Dance”

<!** Image 2 align=right alt="Image 69792" sub="Fot. TVN/Cezary Piwowarski">Był Pan zaskoczony, kiedy na castingi do „You Can Dance” zgłosiły się prawdziwe tłumy? Okazało się, że są w Polsce tysiące ludzi, dla których taniec to całe życie.

Rzeczywiście, chociaż prowadzę duże szkoły tańca, to nie sądziłem, że mamy aż tylu młodych ludzi, którzy są po prostu tym tańcem opętani.

Pytamy o to, bo przecież taneczne tradycje mamy, mówiąc szczerze, średnie. Każdy, kto kiedyś wyjeżdżał na Zachód i otarł się o tamtejszą kulturę, był zaskoczony rangą tańca - od baletu po musical czy telewizję. U nas było z tym krucho.

Zgadza się, nie mieliśmy tradycji. To na pewno piętno historii - w Polsce taniec był tak naprawdę przez lata „schowany”, bo w poprzednim systemie nie było prawdziwych klubów, tylko dancingi, potem dyskoteki. Całe nasze przekształcenie spowodowało, że taniec wyszedł z podziemia. Powstało mnóstwo klubów, gdzie ludzi zaczęli tańczyć. Pojawił się więc popyt na naukę tańca.

To zainteresowanie sprowokowały też wielkie widowiska telewizyjne...

Na pewno „Taniec z gwiazdami” spowodował pewną modę. Ten program to fenomen - jego twórcy, Anglicy, nie sądzili, że to będzie aż taki sukces na całym świecie, a w Polsce szczególnie. Doszło do jakiejś rewolucji tanecznej. Jest już piąta edycja „Tańca”, a oglądalność jest ogromna.

I powstanie kolejna edycja.

Tak, prawdopodobnie będzie szósta edycja.

Kiedy więc Pan obserwuje ludzi, którzy zgłaszają się do Pana szkoły, co ich tak naprawdę do tego pcha? Moda, potrzeba dobrego samopoczucia na imprezach?

Dawniej do szkół tańca przychodzili ludzie, którzy mieli problem z nawiązywaniem kontaktów, próbujący się w jakiś sposób otworzyć, znaleźć znajomych. Teraz taniec stał się czymś zupełnie innym. Mamy tysiące dzieci, w które rodzice inwestują, bo wiedzą, że dzięki tańcowi dziecko będzie wszechstronnie rozwinięte, że będzie posiadało ważną umiejętność życiową. Przychodzą ludzie z różnych sfer, też tacy, o których trudno byłoby powiedzieć, że mają problemy z nawiązywaniem kontaktów.

Bo nie wypada nie tańczyć.

Tak, w dobrym tonie jest umieć tańczyć. Wesela? Kiedyś nowożeńcy uczyli się w niewielkim stopniu, dziś otwieramy tego typu kursy i one zapełniają się chętnymi w ciągu dwóch tygodni.

„You Can Dance”, w którym jest Pan jurorem, ma zaskakującą oglądalność. Udało się wykreować grupę niezwykle sympatycznych ludzi, którzy bardzo się podczas tego programu rozwinęli. Czy mają szanse „zamieszać” w branży? W „Idolu” też była masa utalentowanych wokalistów, ale wielu zniknęło.

<!** reklama>Ale mimo wszystko wielu zostało! Monika Brodka, Szymon Wydra, Tomek Makowiecki, Ewelina Flinta, Ania Dąbrowska... Ci ludzie wyszli z tego formatu i odnieśli sukces. Bo to był naprawdę niezły, „opiniotwórczy” format. Mam nadzieję, że „You Can Dance” będzie również takim programem. Bardzo dużą rolę przywiązywaliśmy do castingu, spośród tych 16 osób, które wybraliśmy, każda jest zupełnie inna. Chcieliśmy, żeby oni się pięknie różnili między sobą. Tak naprawę uczymy się tego formatu - w Stanach były już trzy edycje, które pobiły popularnością „Taniec z gwiazdami”. My wystartowaliśmy w środę o 21.30 - a więc w nie najlepszym czasie - a oglądalność okazała się rewelacyjna. Masa młodych ludzi żyje tym programem. Liczba wysyłanych SMS-ów jest praktycznie taka sama, jak w „Tańcu z gwiazdami”. A w „You Can Dance” mamy na to 10 minut, a tam cały program. Ludzie nie tylko oglądają, ale chcą w tym uczestniczyć. I to jest największe zaskoczenie.

Rzeczywiście atmosfera jest tak sympatyczna? Mamy grupę ludzi, którzy ścigają się, ale nie sprawiają wrażenia, jakby byli konkurentami. To nienaturalne.

W „Tańcu z gwiazdami” to jest pretekst, zabawa - wszystkie gwiazdy mają swoją ugruntowaną pozycję, odniosły już sukces. Mają swoje podłoże, nawet jak im się nie uda, to i tak zostaje im np. rola w serialu. Natomiast tutaj taniec jest całym życiem. Stąd krytyka, jeśli się pojawia, po prostu uderza w samo serce. Oceniamy najważniejszą rzecz, którą ci młodzi ludzie robią w życiu. Tu nie ma ściemy, zabawy. Na początku, na castingach, sam byłem zszokowany, że jedna wypowiedź może ich zdemolować. Dlatego w tym programie nie do końca powinno się mówić wszystko, a jak krytykować, to tylko konstruktywnie. To są młodzi ludzie, nie do końca jeszcze przygotowani do tak ostrego starcia z rzeczywistością.

Michał Piróg chyba już nie jest tak wyrozumiały?

Dlatego mówię mu czasami, że można tych ludzi krytykować, ale trzeba uważać, żeby ich przy tym nie niszczyć.

Jaka ich czeka przyszłość?

Patrzę jak się rozwijają, jaki jest ich potencjał, czy będą gwiazdami, czy trafią do filmu, do musicalu, bo po tym programie powinien powstać musical, który opowie ich historię. To, co przeżyli. Szkoda, żeby ten potencjał ludzi, których już kocha Polska, poszedł na marne.

Mamy „Taniec z gwiazdami”, „You Can Dance”, „Przebojową noc”, która też przecież w dużym stopniu opiera się na tańcu. Czy obserwuje Pan konkurencję, analizuje, co na przykład Januszowi Józefowiczowi wyszło, a gdzie się wyłożył?

To absolutnie normalne, że gdy oglądam jakikolwiek program z choreografią, to natychmiast włącza mi się światełko i patrzę, co jest dobre, a co jest złe. To zupełnie automatyczne. Myślę, że podobnie reagują muzycy, aktorzy, artyści.

Czy istnieje coś takiego jak narodowy talent taneczny? Niektóre narody wydają się szczególnie roztańczone, inne jakby mniej. Polacy akurat nie są postrzegani jako zbyt skorzy do tańca.

Tyle lat już uczę tańca, mogę więc spokojnie powiedzieć, że Polacy absolutnie niczym nie różnią się od Hiszpanów, Kubańczyków czy Brazylijczyków. Teraz, gdy mamy kontakt z całym światem, gdy Polacy jeżdżą, bawią się i nadrabiają historyczne zaległości. A są ogromnie utalentowani i potrafią brylować w towarzystwie. Naprawdę, nie mamy się czego wstydzić. Znam wielu Kubańczyków i Hiszpanów, którzy, wbrew stereotypom, kompletnie nie potrafią tańczyć.

A czy są ludzie, których nie da się nauczyć tańczyć?

Moim zdaniem, nie. Każdy się może nauczyć tańczyć. Oczywiście, nie każdy może zostać mistrzem tańca. Problem jest innego typu: jeśli to konieczne, to trzeba się przed samym sobą przyznać, że nie umiemy tańczyć. A jeśli tak, to warto coś z tym zrobić, na przykład iść na kurs. To dokładnie tak samo jak z językiem obcym. Nie każdy jest w stanie nauczyć się języka jedynie przez osłuchanie się z nim. Większość z nas musi się po prostu zapisać na kurs. Każdy może dobrze tańczyć, trzeba tylko dać sobie szansę. Nie można się załamywać po pierwszym niepowodzeniu, bo także każdy ma prawo czegoś nie umieć. Pamiętajmy, że praktycznie sto procent tych, których podziwiamy na różnych imprezach, którzy wydają się nam wirtuozami tańca, uczyło się gdzieś tańczyć. Jeżeli nie na kursie, to sami przed telewizorem oglądali, naśladowali, ćwiczyli. Ci, którzy się nie boją, chcą się nauczyć i robią to - ci będą dobrze tańczyli.

Zdarza się, że trafiają do Pana ludzie, którzy już wcześniej uczyli się tańca, ale uczono ich źle, wyrabiano złe nawyki?

Oczywiście, wszystko zależy od nauczycieli, sam ucząc się, starałem się docierać do źródeł. Tańca towarzyskiego uczyłem się w Anglii, w Londynie pobierałem lekcje u najlepszych na świecie. Oczywiście, że złe nawyki przeszkadzają, ale zawsze od czegoś trzeba zacząć, choćby od gorszego nauczyciela. Droga do osiągnięcia mistrzostwa może być różna. Każdy nawyk da się ciężką pracą zmienić, trzeba tylko chcieć. W tańcu efekt zależy w 90 procentach od ciężkiej pracy, a tylko w 10 procentach od talentu. Tyle tylko że bez tych 10 procent nie można być mistrzem.

W „Tańcu z gwiazdami” był Pan odpowiedzialny za choreografię, ale pozostawał w tle, teraz w „You Can Dance” jest już pan na pierwszej linii. Jak ta telewizyjna popularność, to, że stał się Pan osobą powszechnie znaną, przekłada się na markę „Egurrola Dance Studio”?

Rzeczywiście, robiłem pięć edycji „Tańca z gwiazdami” i była to niezwykle ciężka praca. Przez trzy lata pracowałem non stop, bez odpoczynku. Skończyła się jedna edycja, od razu rozpoczynały się castingi do następnej. Szczerze mówiąc, byłem już u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Cieszę się więc, że dyrektor Edward Miszczak z TVN docenił moją pracę i dał mi szansę zaprezentować się przed szerszą widownią. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Dla firmy to bardzo ważne, bo dzięki temu marka naszej szkoły zyskała powszechnie znaną twarz. Tak naprawdę, przyszedł mój czas. I muszę go dobrze wykorzystać.

Dziękujemy za rozmowę.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski