<!** Image 2 align=left alt="Image 217072" >Zamyślił się. Wyłączył. Mówił, że myślał, że jest w innym miejscu trasy - tam, gdzie można jechać znacznie szybciej. I zabił prawie 80 osób.
Porażające, niewiarygodne wyznanie hiszpańskiego maszynisty, który doprowadził kilka dni temu do makabrycznej katastrofy kolejowej pod Santiago de Compostela. A wcześniej był kapitan wielkiego włoskiego statku wycieczkowego, który w miłym towarzystwie jadł obiad, podczas gdy mówiąca słabo po angielsku cudzoziemska załoga prawie zatopiła wielką „Costę Concordię” z setkami turystów.
<!** reklama>
A codziennie drogami w kierunku wschodnich granic mkną pod prąd, wyprzedzając na trzeciego, znacznie przekraczając prędkość, kierowcy tirów z byłych republik radzieckich. Mówi się o nich, że i tak im wszystko jedno, a do ceny przewozu ładunku i tak mają wliczone mandaty. Czy „w koszta” wrzucają sobie także śmiertelne ofiary spowodowanych przez siebie wypadków?
W artykule na sąsiedniej stronie pokazujemy zabezpieczenia i wynalazki służące podniesieniu bezpieczeństwa, które stosuje na przykład bydgoska PESA, lider wśród producentów składów kolejowych. I cóż, gdy tak zwany „czynnik ludzki” bywa głuchy na różne zalecenia i wnioski płynące z wcześniejszych tragedii. Gdy czasem się zamyśli, a czasem w ogóle nie myśli, że jest odpowiedzialny za dziesiątki, setki innych ludzi. A choćby i jednego człowieka. Żadna z tych osób, które doprowadziły do niewyobrażalnych dramatów w Hiszpanii, Włoszech i na granicy polsko-wschodniej, nie zasłabła, ani nie zawiódł jej przyrząd. Zawiodła „tylko” głowa.