
Jeśli o gotowanie idzie, to większą popularnością zaczęły cieszyć się kursy gotowania online, ale prawdziwa rewolucja nastąpiła w zamawianiu jedzenia online. Portale typu pyszne.pl, glodny.pl, zjemy.co, takeaway.com czy uber.eats, do których zgłaszało się coraz więcej restauratorów, przeżywały istny atak klientów. Żeby nie było jednak tak kolorowo, trzeba zaznaczyć, że zdaniem samych restauratorów, ale i ekspertów ekonomicznych, sytuacja branży, wartej jeszcze przed kryzysem prawie 40 mld zł, jest i tak katastrofalna. Ostatnio przedstawialiśmy na łamach „Pomorskiej” listę kilkunastu pubów i restauracji z samej tylko Bydgoszczy, które właśnie z powodu pandemii zniknęły z krajobrazu miasta.
Sterylizacja i dezynfekcja. Te złowieszczo brzmiące terminy zyskały nagle ogromną popularność. A jeszcze pod koniec ubiegłego roku można było przeczytać o tym, że jest nieco prawdy w powiedzeniu, iż „częste mycie skraca życie”. Już w 2016 roku, np. FDA (amerykańska Agencja Żywności i Leków) zakazała sprzedaży mydeł bakteriobójczych zawierających 19 najczęściej stosowanych preparatów. Koncerny farmaceutyczne już od lat zachwalały swoje kremy i przeróżne serum do najróżniejszych rodzajów skóry niezawierające alkoholu. I bach! Wiosna 2020 przyniosła renesans spirytusu mającego przecież właściwości antyseptyczne. Nagle alkohol wrócił do łask. Niektórzy zabójczą (dosłownie!) moc wysokich procentów wzięli do siebie i zaczęli również częściej niż zwykle stosować go wewnętrznie. Oczywiście, profilaktycznie.
Jednak nikt nie próbował pić długo oczekiwanego przez Polaków płynu zabijającego wirusa produkcji Orlenu, który miał trafić na stacje benzynowe i do sklepów już w połowie marca. Ostatecznie pod koniec tamtego miesiąca prezes państwowej spółki paliwowej chwalił się na twitterze, że na stacje paliw trafiło 820 tysięcy litrów płynu dezynfekującego, a do sklepów kolejne 200 tysięcy.

Jedna z naszych Czytelniczek zadzwoniła do redakcji i nie mogła wyjść z szoku, kiedy opisywała swoje wrażenia z e-porady specjalistycznej, którą dostała od lekarza chorób wewnętrznych szpitala MSWiA w Bydgoszczy.
- W grudniu miałam gastroskopię, potem przyszła pandemia i wizytę u lekarza zamieniono mi na teleporadę. Siedziałam u siebie w kuchni i łamałam język przez telefon czytając lekarce opis badania stwierdzającego, iż brak jest „metaplazji jelitowej”.

Kto przed pandemią wiedział, co to jest pulsokrymetr? Ciśnieniomierz, termometr, nawet glukometr wcześniej były urządzeniami znanymi i powszechnymi. Przed Covid-19 mało kto zawracał sobie głowę poziomem natlenienia krwi w organizmie. Na początku listopada, w #szczycie zachorowań drugiej fali pandemii okazało się, że w kraju wykupiono niemal wszystkie te urządzenia. W sprzedaży wysyłkowej pojawiły się od razu nowe rodzaje - mniejsze i niewiele większe od zegarka elektronicznego. Ceny też spadły - z około 150 zł do… 36 zł. Tani model można zamówić z Chin. Pozostaje jednak pytanie o wartość diagnostyczną tego gadżetu.
Wiosną w szpitalach zabrakło maseczek. Rozkręcił się rynek rzemieślników szyjących je nie tylko dla lekarzy, ale i dla Kowalskiego. Pojawiły się w najróżniejszych kolorach, zaczęły je szyć sportowe giganty. Są i tacy - jak pewien chiński miliarder - którzy postanowili uczynić z tego elementu stroju przedmiot świadczący o statusie społecznym. #Izraelski jubiler uszył dla niego maskę wysadzaną 250 karatowymi diamentami wartą 1,5 mln dolarów. Pytanie tylko... jak to prać?!

Jest i coś dla tych, którzy mają dość masek (przy okazji, w branży kosmetycznej pojawiła się nisza z kremami dla klientek o cerze - uwaga! - maseczkowej). Inżynierowie kanadyjskiego startupu VYZR Technologies doszli do wniosku, że z koronawirusem nie pożegnamy się szybko. Postanowili zatem uwolnić ludzkość od maseczek proponując zakładanie na ramiona... kapsuły antywirusowj z pleksiglasu i poliestru wyposażonej w system napowietrzania.