Bydgoski oddział PZU Życie tylko przyjmuje dokumenty. Czas wypłat roszczeń przy kasowym okienku minął bezpowrotnie.
Pan Benedykt po śmierci żony zgłosił się do bydgoskiego oddziału PZU Życie przy ulicy Grodzkiej. - Powiedziano mi, że pieniądze otrzymam za miesiąc z Poznania. To szczyt bezczelności - denerwował się pan Benedykt z Bartodziejów. - Za Gierka, a nie jestem zwolennikiem komuny, było tak, że przychodziło się do oddziału, składało dokumenty. Po chwili następowała wypłata. Ja potrzebuję tych pieniędzy natychmiast. Koszty pogrzebu są wysokie i nikt nie będzie czekał. Nikogo nie obchodzi to, że nie otrzymałem odszkodowania, a ja przecież nie buduję sobie w ogrodzie wodotrysku dla uciechy! Ja muszą godnie pożegnać żonę!
Pan Benedykt przedstawił w PZU Życie polisę ubezpieczeniową swojej żony, tzw. książkę opłat składek ubezpieczeniowych typu D. Po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że nasz Czytelnik otrzymał pieniądze pocztą. Na szczęście po tygodniu, a nie - jak zapowiadano - po miesiącu. Jak takie procedury tłumaczy ubezpieczyciel?
- Zgodnie z obowiązującym w PZU Życie procesem likwidacji, zgłoszenia roszczeń są przyjmowane w jednostkach typu „front-office”, czyli dostępnych dla klientów - w oddziałach (również telefonicznie oraz internetowo) - tłumaczy Artur Dziekański, rzecznik prasowy PZU Życie. - Realizowane są z poziomu jednostek typu back-office, czyli w Regionalnych Centrach Likwidacji Szkód i Świadczeń przez wyspecjalizowane zespoły.
Zatem pracownik bydgoskiego oddziału może udzielać jedynie informacji ogólnych na temat przebiegu procesu likwidacji, na przykład, w jakim terminie, zgodnie z warunkami umowy, realizowane jest świadczenie, jakie dokumenty są wymagane, itp.
Przedstawiciel PZU, zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie mógł skomentować sytuacji, w której znalazł się pan Benedykt. Może to zrobić jedynie rzecznik ubezpieczonych bądź rzecznik praw obywatelskich. Poza tym wszystkich obowiązują przepisy o ochronie danych osobowych.
- Zapewniamy jednak, że zasygnalizowana sprawa została przez nas dokładnie przeanalizowana i możemy zapewnić, że ze strony PZU nie miały miejsca żadne uchybienia - podkreśla Artur Dziekański.
Wypada nam wierzyć na słowo. Zwłaszcza że pan Benedykt pieniądze otrzymał i sprawa zakończyła się dla niego szczęśliwie. O podobnym szczęściu nie mógł jednak powiedzieć pan Jerzy.
<!** reklama>
- Mam polisę na życie sprzed wielu lat. Wtedy jeszcze pracowałem. Mój zakład pracy wykupił polisę ubezpieczenia zbiorowego - twierdzi bydgoszczanin. - Potem, o ile dobrze pamiętam, płaciłem jeszcze jakieś składki. Niedawno zmarła bliska mi osoba, więc poszedłem do PZU.
Pan Jerzy był przekonany o tym, że wysokość jego ubezpieczenia wynosi 7 milionów złotych. Taką kwotę wpisano na polisie. Nie wiedział jednak, że wysokość ubezpieczenia została zmieniona, bo zastosowano denominację. - Po latach płacenia składek otrzymałem tylko 140 złotych! Skandal, nawet wiązanki za to nie można kupić - skarży się pan Jerzy. - Takich ludzi jak ja na pewno jest więcej. Myślę, że nie zdają sobie sprawy z tego, jak niewiele takie ubezpieczenie im daje.
Niestety, pan Jerzy podał nam zbyt mało danych. Zatem...
- Nie można ustalić, o jakie ubezpieczenie chodzi. Suma ubezpieczenia oraz zakres i wysokość świadczeń określone są na polisie - przypomina rzecznik PZU Życie. - W przypadku corocznego podwyższania sumy ubezpieczenia, ubezpieczony otrzymuje pisemną informację na temat aktualnej wysokości świadczeń przypadających na poszczególne ryzyka.