Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cyrk jako terapia? Dzieciom z naszego regionu to pomaga

Mariusz Sepioło
Grupy cyrkowe „Heca” i „Bedekus” z występami jeżdżą po Polsce i po świecie. Dzieci spotykają rówieśników z innych rejonów, kultur, religii. Uczą się języków. Po tygodniu, dwóch, spędzonych na wspólnym obozie, różnice znikają. Dzieci wracają do domów – w Brodnicy, Lipinkach, Nowym Mieście – i opowiadają o świecie, w którym nie istnieją podziały na lepszych i gorszych, w którym krzyż nie jest lepszy od półksiężyca, a biała buzia od buzi czarnej.

Spotkały się kiedyś z Ewą Zalewską, właścicielką słynnego cyrku. Przy kawie Zalewska powiedziała: „Dzięki pani wiem, że cyrk w Polsce nie umrze”.

Rozmawiamy w Brodnickim Domu Kultury, którego pani Ewa jest dyrektorem. W życiu sporo przeszła, ale nawet o najtrudniejszych momentach mówi z uśmiechem. Już niczego się nie boi, nic jej nie złamie. Zapewnia: - Dziś wiem, że cokolwiek by się stało, nie zostanę sama.

W piątek o piątej

Pochodzi z Nowego Miasta Lubawskiego. W młodości jest aktywna, uprawia sport, tańczy, interesuje się teatrem. Na studiach robi kurs instruktorki tańca. W latach dziewięćdziesiątych zaczyna pracę w małej szkole w Lipinkach. Dodatkowo kończy kurs pedagogiki cyrkowej, który zmieni jej życie na zawsze.

Na co dzień pracuje w szkole (po pięciu latach zostaje jej dyrektorką), a po godzinach… uczy się żonglowania. - Na początku szło mi opornie. Kupiłam trzy piłeczki i próbowałam. Pomógł mi słuch muzyczny, wyćwiczona rytmika, która, jak się okazało, w żonglerce jest bardzo przydatna – opowiada.

Już po pierwszych zajęciach zwołuje w szkole apel. Trochę się obawia, co pomyślą dzieci, kiedy powie: „Uczyłam się żonglować i jeździć na monocyklu. Chciałabym nauczyć was tego samego”. Ale dzieci się zapalają. Cyrk to w latach dziewięćdziesiątych inny, kolorowy, atrakcyjny świat, który teraz, za sprawą pani Ewy, wkracza do Lipinek na stałe.

- Od tamtego czasu, w piątki o piątek – prawda, że łatwo zapamiętać? - spotykamy się z dzieciakami i ćwiczymy – mówi Ewa Dembek. Początki są improwizowane: dzieciaki żonglują cytrynami, warzywami. Sprzętu mają mało, parę piłek, zwykłe gimnastyczne materace. Z biegiem lat grupa zgromadzi profesjonalny sprzęt i kostiumy, ale na początku do akrobatyki nie potrzebuje wiele, wystarczą chęci.

Nie jest łatwo do swoich pomysłów przekonać tych, którzy rozdzielają pieniądze. Kultura, zwłaszcza w małych miejscowościach, nie cieszy się największym zainteresowaniem lokalnych włodarzy. Ale Ewa Dembek potrafiła stworzyć swoje grupy - „Heca” w Lipinkach, a później „Bedekus” w Brodnickim Domu Kultury – mimo gorzkich słów. - Założyliśmy stowarzyszenie, które może prowadzić działalność odpłatną – tłumaczy. - Sami utrzymujemy się z pokazów. Dużo jeździmy i występujemy, w ten sposób nie tylko gromadzimy środki na działalność, ale też pokazujemy naszym dzieciakom, że praca przynosi efekty. Uczymy ich odpowiedzialności.

„Heca” wprowadza do Lipinek koloryt, radość, twórczą wolność. Gdyby wcześniej na ulicach miejscowości pojawił się szczudlarz, pewnie ludzie pukaliby się w głowę. Od kiedy jest „Heca”, w Lipinkach to widok codzienny. Mieszkańcy posyłają dzieci do grupy cyrkowej, bo wiedzą, że daje to, czego nie ma w innych małych miejscowościach, może nawet w mieście.

Grupa się integruje, uczy odpowiedzialności i regularności. Daje szanse poznania świata, rówieśników z Polski i Europy. Wcześniej czas wolny można było spędzać na podwórku, przed komputerem lub najgorzej – pod sklepem z piwem w ręku. Teraz to „Heca” jest najlepszą ofertą. Na szczęście, grupa cyrkowa ma wśród ludzi duże poparcie. Wystarczy, że ksiądz z ambony zaprosi na wydarzenie – zjawiają się tłumy. Mieszkańcy Lipinek i okolicznych wsi łakną takich atrakcji, łakną kultury i rozrywki na lepszym poziomie.
Nawet, kiedy zostanie starostą powiatu nowomiejskiego, i nawet, kiedy życie weźmie ostry zakręt - piątkowy termin będzie „żelazny”, pani Ewa nigdy go nie opuści.

Cyrk jako terapia? Dzieciom z naszego regionu to pomaga
Tomasz Czachorowski

Trzy raz TAK

„Pedagogika cyrkowa” brzmi tajemniczo. Dla Ewy Dembek to metoda, która przynosiła i przynosi całkiem realne efekty. Dlatego twórczyni „Hecy” z Lipinek, kilka lat później zakłada też grupę „Bedekus” w miejscu nowej pracy – Brodnickim Domu Kultury.
- W cyrku mnogość technik jest tak duża, że każdy znajdzie coś dla siebie – mówi Ewa Dembek. - Nie trzeba mieć specjalnych predyspozycji, nie trzeba być w danej dziedzinie mistrzem. Nie trzeba mieć też najlepszych ocen. Wielu dzieciaków w „Hecy” i „Bedekusie” pierwszy raz może pomyśleć: „Mogę być w czymś dobry”.

Pedagogika to także relacje między pokoleniami, nauka młodszych od starszych. Dla wielu szansa, by poznać dobre przykłady, o swojej przyszłości zacząć myśleć pozytywnie, inspirować się. - Jesteśmy jedną wielką rodziną. Dziś nasi wychowankowie prowadzą zajęcia dla najmłodszych w grupie – mówi Ewa Dembek. - Kiedyś w Lipinkach był chłopak, który co tydzień był w szkole „na dywaniku”. Pojechał z nami na obóz i nie słyszałam na niego żadnych skarg. Okazało się, że zajęć było tyle, że nie miał czasu broić. Jeśli dziecko ma prawdziwą pasję, nie ma czasu i ochoty na głupie zachowania.

Jak tu broić, jak trzeba np. wystąpić w telewizji?

„Kiedy się uśmiechasz, cały świat uśmiecha się razem z tobą” - śpiewa Louis Armstrong w popularnej piosence, a Ewa Dembek mówi do kamery: „W cyrku jest jakaś magia”. Występ się rozpoczyna, grupa dzieci od 5 do 17 lat robi wszystko, co tylko potrafi. Akrobacje łączą się z pokazem jazdy na monocyklu, jest żonglerka, są klowni. Agnieszka Chylińska i Małgorzata Foremniak są zachwycone, Szymon Hołownia oświadcza: „Finał mają w kieszeni”. „Zostałem po raz pierwszy zabity przez smerfy” - komentuje po swojemu Kuba Wojewódzki. „Heca” w programie „Mam Talent” dostanie „trzy razy TAK” i choć do finału się nie dostanie, to przez jurorów zostanie zapamiętana na długo.

W cyrku mnogość technik jest tak duża, że każdy znajdzie coś dla siebie. Nie trzeba mieć specjalnych predyspozycji, nie trzeba być w danej dziedzinie mistrzem. Nie trzeba mieć też najlepszych ocen. Wielu dzieciaków w „Hecy” i „Bedekusie” pierwszy raz może pomyśleć: „Mogę być w czymś dobry”.

Moje miejsce z wami

- Przyszedł do nas pewien chłopczyk. Skromny, cichy, w okularkach. Zaczął uczyć się chodzenia na szczudłach. Jego pasją były zdjęcia. Po latach przyniósł piękny aparat fotograficzny i powiedział: „Pani Ewo, ja w te wakacje, dzięki chodzeniu na szczudłach, na ten aparat sobie zarobiłem”. Dla mnie takie historie to największa nagroda - mówi Ewa Dembek, tłumacząc, jak na co dzień realizuje się idea pedagogiki cyrkowej.

Jest też historia chłopaka, którego życie mogło się potoczyć dużo gorzej. Był w „Hecy”, jak inne dzieci zabawę przekuwał w pasję, pasję w pracę nad sobą, nad własnym lepszym życiem. Ale to gorsze życie odciągało go od „Hecy”: wybrał w końcu kolegów, wieczną nudę, ławkę pod sklepem. Stał właśnie pod tym sklepem, kiedy ulicą przejeżdżał bus z „Hecą” na pokładzie. Chłopak zobaczył i obudziła się w nim lepsza strona. Wrócił i Ewie Dembek zwierzył się: „Pani Ewo, poczułem wtedy, że ja powinienem być wtedy z wami, w tym busie, a nie tam, pod sklepem. Że moje miejsce jest z wami”.

„Heca” i „Bedekus” z występami jeżdżą po Polsce i po świecie. Dzieci spotykają rówieśników z innych rejonów, kultur, religii. Uczą się języków. Po tygodniu, dwóch, spędzonych na wspólnym obozie, różnice znikają. Odbywają się wieczory, poświęcone danej kulturze czy religii, podczas których poznają się jeszcze lepiej. Wracają do domów – w Brodnicy, Lipinkach, Nowym Mieście – i opowiadają o świecie, w którym nie istnieją podziały na lepszych i gorszych, w którym krzyż nie jest lepszy od półksiężyca, a biała buzia od buzi czarnej. Taki jest wkład Ewy Dembek w edukację nie tylko dzieci, ale też dorosłych – rodziców.

Dziś, choć z własnych, osobistych dzieci jest dumna i wzrusza się na ich wspomnienie, to z uśmiechem przyznaje: - Mam też dzieci cyrkowe: „Heca” to córka, a „Bedekus” syn.

Cyrk jako terapia? Dzieciom z naszego regionu to pomaga
Tomasz Czachorowski

Nie jestem sama

Dzieci z „Hecy” i „Bedekusa” mówią, że nie mogą się doczekać zajęć, że pani Ewa ma charyzmę, że to ona ich do cyrku przyciąga, że zmienia charaktery, otwiera na nowe i daje w życie nowe cele. To sporo, jak na zapracowaną dyrektorkę miejskiej instytucji.
Ewa Dembek postanawia najpierw wystartować w wyborach samorządowych. Zostaje radną gminy Biskupiec Pomorski. Potem jest delegatką do sejmiku ówczesnego województwa toruńskiego i naczelniczką Wydziału Kultury i Sportu w Starostwie Powiatowym w Nowym Mieście Lubawskim. W 2003 r. zaczyna pracę jako dyrektor Brodnickiego Domu Kultury. W 2010 r. będzie miała czteroletnią przerwę: zostaje wtedy wybrana na starościnę powiatu nowomiejskiego. W BDK zależało jej m.in. na tym, by każda z sekcji (a jest ich kilkanaście) miała swoje małe „święto”, własny festiwal. W starostwie walczyła o kulturę, udało jej się zorganizować wiele imprez. Słyszała komentarze, że „starostwa zrobi cyrk”. Ale nie przejmowała się i nie przejmuje nadal. - Dziś takie słowa po mnie spływają – mówi.

Na chwilę ścisza głos, bo jest z pokolenia, która o takich rzeczach mówi z zawstydzeniem. - Nawet teraz, kiedy jestem w trakcie chemioterapii, nie odpuszczam zajęć z moją grupą - przyznaje. Zachorowała w 2013 r. Przeszła leczenie, ale rak znowu dał o sobie znać. Mimo to, zadziwia pozytywnym nastawieniem. Namawia: nie warto się bać, bo złe, jeśli ma przyjść, to i tak przyjdzie. Po co tracić czas na smutek, depresję?

- Wiem, że powinnam odpoczywać, może trochę odpuścić. Ale zdarzyło się tak, że po chemioterapii jechałam przez całą Polskę, żeby zdążyć na zajęcia z grupą. Już kiedy leżałam odłączona do tych wszystkich rurek, myślałam, że muszę być tam, z nimi. Że trzeba działać – mówi Ewa Dembek.

Przyszedł do nas pewien chłopczyk. Skromny, cichy, w okularkach. Zaczął uczyć się chodzenia na szczudłach. Jego pasją były zdjęcia. Po latach przyniósł piękny aparat fotograficzny i powiedział: „Pani Ewo, ja w te wakacje, dzięki chodzeniu na szczudłach, na ten aparat sobie zarobiłem”. Dla mnie takie historie to największa nagroda.

Zapytana o życiową naukę, wiedzę, którą chciałaby się podzielić, nie ma wątpliwości: - Wiem, że działanie, poświęcanie się dla innych ma sens. Że wokół mnie są ludzie, na których w razie potrzeby będę mogła liczyć. Że nie jestem sama. Mam szczęście, że między pasją i pracą mogę postawić znak równości. Trzeba żyć w zgodzie ze sobą, z własną pasją. Inaczej byłoby nudno, prawda? No i jak kiedyś przeczytałam i co mi się bardzo spodobało: „Zwycięża ten, kto walczy do końca”.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Cyrk jako terapia? Dzieciom z naszego regionu to pomaga - Nowości Dziennik Toruński