Z jednej strony Cracovia, która wygrała trzy poprzednie mecze (z Arką, Lechem i Piastem), z drugiej Legia, która w dwóch ostatnich nie potrafiła strzelić gola (0:0 z Jagiellonią i 0:1 z Wisłą Płock). Zgodnie z prawidłami ekstraklasy, obie serie powinny zostać przerwane.
I zostały. Początek meczu nie porywał, ciekawie zrobiło się po pół godziny. W tym czasie doszło do dwóch wymuszonych zmian (Domagoj Antolić za Cafu w Legii i David Jablonsky za Niko Datkovicia w Cracovii). Jalblonsky nie zdążył dobrze się spocić, a już sprokurował rzut karny faulem na Jarosławie Niezgodzie. Jedenastkę pewnie wykorzystał sam poszkodowany.
Legia przeważała, Pasy nie były w stanie zagrozić bramce 19-letniego Radosława Majeckiego (poza nim w podstawowych jedenastkach znalazło się dwóch nastolatków: 18-letni Michał Karbownik w Legii i rok młodszy od niego Michał Rakoczy z Cracovii). Przez pierwsze 45 minut gospodarze nie zdołali oddać ani jednego celnego strzału.
Po zmianie stron legioniści szybko podwoili przewagę. Duża w tym zasługa obrońców Cracovii, którzy dwukrotnie kopali piłkę prosto w Luquinhasa. Za drugim razem odbiła się od pośladów Brazylijczyka, trafiła pod nogi Waleriana Gwilii, a Gruzin nie miał problemów z wykończeniem akcji strzałem z ostrego kąta.
Jak żart brzmiały wówczas słowa właściciela Cracovii prof. Janusza Filipiaka o tym, że niedzielny mecz z Legią pokaże, czy Pasy są gotowe na walkę o mistrzostwo Polski. Piłkarze Pasów pokazali jednak, że stać ich na przebłyski znakomitej gry. W 66. minucie „rozklepali” obronę Wojskowych jak juniorów. Składną akcję wykończył Mateusz Wdowiak, który posłał piłkę do siatki pomiędzy nogami bezradnego Majeckiego.
W końcówce nie brakowało emocji. Gospodarze uwierzyli w szansę na choćby remis i zaatakowali odważniej. Legioniści też polowali jednak na trzecią bramkę. Sporo szumu robił wprowadzony za Niezgodę Jose Kante. Ani reprezentantowi Gwinei, ani żadnemu z pozostałych zawodników na boisku nie udało się jednak trafić do siatki.
– Pogratulowałem piłkarzom zwycięstwa na trudnym terenie. Ciężko dziś wyobrazić sobie bardziej wymagający wyjazd niż na Cracovię – przyznał po meczu trener Legii Aleksandar Vuković. – Widać było, że drużyna chciała zmazać plamę po ostatnich występach. Mieliśmy trochę szczęścia, ale w poprzednich meczach nam go brakowało – dodał.
– Jeżeli traci się z Legią takie bramki jak my, to nie ma o czym rozmawiać. To były kuriozalne gole, pretensje możemy mieć tylko i wyłącznie do siebie – podsumował z kolei szkoleniowiec Cracovii Michał Probierz.
Dzięki zwycięstwu legioniści awansowali na trzecie miejsce w tabeli. Mają tyle samo punktów co Śląsk, a tylko jeden mniej od liderującej Pogoni. W następnej kolejce podejmą Lechię. Wcześniej czeka ich jednak wyjazd do Niepołomic. W środę zmierzą się tam z Puszczą w meczu I rundy Pucharu Polski. Ich rywale na co dzień grają w I lidze, zajmują miejsce w środku tabeli.
Tego, by nie lekceważyć drużyn z zaplecza ekstraklasy legionistów powinien nauczyć marcowy ćwierćfinał PP. Wtedy po dogrywce pokonał ich Raków Częstochowa, który później awansował do ekstraklasy.
ZOBACZ TEŻ:
- Vuković: Wszołek w meczu z Cracovią jeszcze nie zagra
- Ronaldo: Seks z moją dziewczyną jest lepszy od goli
- Niesamowite oprawy kibiców Borussii i Olympiakosu
- Tylko trzech Polaków w Lidze Europy
- Snajperzy i niewypały - napastnicy Legii ostatniej dekady
- Co robią legioniści, którzy pięć lat temu rozbijali Celtic?
Jarosław Niezgoda: Nie byłem wyznaczony do karnego, koledzy mi pomogli
