- Moja córka jest w siódmym miesiącu ciąży - opowiada Czytelniczka. - Wyszła z nosidełkiem dla dziecka, ja niosłam łóżeczko i materac. Miałyśmy to załadować do samochodu zięcia. Nie mógł podjechać pod dom, bo w tym miejscu znajduje się zatoka dla autobusów. Zaparkował pojazd na płatnym parkingu na środku rynku. Ponieważ nic nie jechało, córka weszła na jezdnię. Wówczas pojawił się wóz policyjny, włączył koguta, zajechał córce drogę i, nie wysiadając z samochodu, pan policjant polecił okazać dowód i wypisał mandat za przejście przez jezdnię w niedozwolonym miejscu.
[break]
- Córka mandat przyjęła, zaskoczona sytuacją i przestraszona zachowaniem policjantów - kontynuuje opowieść nasza Czytelniczka. - Ja jednak zapytałam, którędy mamy legalnie dojść na parking. Policjanci poradzili, żebyśmy szły na przejście na światłach przed budynkiem sądu. Na moją wątpliwość, że stamtąd także nie ma dojścia na parking, wymyślili, że mamy iść... krawężnikiem pasa zieleni.
- Trudno mi się z tym zgodzić - dodaje Czytelniczka. - Skoro nie ma wyznaczonego przejścia, to powinno być dozwolone dojście przez jezdnię. Tym bardziej, że jest to parking płatny! Ponadto reakcja policji na zachowanie córki była wyjątkowa. Była łatwą ofiarą. Co chwilę ktoś przechodzi tu przez jezdnię. Nawet kiedy córce wypisywali mandat, tuż obok samochodu policyjnego przeszło kilka osób. Pytani o brak reakcji policjanci oznajmili, że... nie mają podzielności uwagi.
Komendant miejski policji stwierdził, że skoro zatrzymana nie skorzystała z prawa do odmowy przyjęcia mandatu, to tym samym potwierdziła fakt, iż świadomie popełniła wykroczenie.