- To może potrwać nawet kilka lat - mówią prezesi dużych spółdzielni w naszym regionie po niemal półrocznym okresie obowiązywania nowej ustawy.
<!** Image 3 align=none alt="Image 70684" sub="W niektórych spółdzielniach liczba wniosków o przekształcenie praw własności mieszkań istotnie przekroczyła możliwości administracji / Collage: Hubert Zająkała">Zobligowała ona spółdzielczość mieszkaniową do ostatecznego załatwienia nieuregulowanych od lat spraw własności gruntów. I dała na wszystko trzy miesiące.
Grunt to zapobiegliwość
W Bydgoszczy trudna sytuacja pod tym względem jest w Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Tam do tej pory z około 4 tysięcy złożonych wniosków zrealizowano dopiero czwartą część.
Na bieżąco jest za to bydgoska Spółdzielnia Mieszkaniowa „Zjednoczeni”.
- Wszystkie złożone wnioski realizujemy w ustawowym terminie 3 miesięcy - twierdzi prezes „Zjednoczonych”, Wojciech Łent. - Nie wszystko jednak będzie nam szło jak z płatka. Kilka z naszych 105 budynków, jakie znajdują się w naszej gestii, ma jeszcze nieuregulowane sprawy gruntowe, czekamy na wpis do ksiąg wieczystych, a w jednym przypadku grunt w ogóle nie jest wykupiony. Potrwa to wszystko, tak szacuję, do maja. Lokatorzy są jednak uprzedzeni o sytuacji i będą czekać. Wiedzą, że to opóźnienie wynikło niezależnie od nas i niczego nie mogliśmy dla przyspieszenia zrobić.
<!** reklama>- Byliśmy przewidujący - wyjaśnia prezes Łent. - W czerwcu już mieliśmy wykupioną większość gruntów, a terminy u notariuszy - działamy jednocześnie na cztery kancelarie - poumawialiśmy zawczasu. Teraz ten „przerób” wynosi do 100 osób dziennie. Najlepiej, gdy wnioski są seryjnie przygotowane, dotyczą od razu całych budynków.
Notariusze na wagę złota
Termin trzymiesięczny dotyczy części działań leżącej po stronie spółdzielni, dotyczącej wyodrębnienia nieruchomości i przygotowania wniosku - twierdzi Zdzisław Zakrzewski prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Rubinkowo” w Toruniu. - W tym zakresie przygotowujemy wszystko w porę i na czas. „Wąskie gardło” tkwi natomiast w biurach notarialnych. W Toruniu notariuszy jest niewielu, a zawieranie jednej umowy trwa od 35 minut do nawet godziny. Termin realizacji wszystkich złożonych wniosków, a w naszym przypadku jest to około 5 tysięcy, jest naprawdę trudny do przewidzenia.
Prezes Zakrzewski nie chce terminu załatwienia wszystkich wniosków podać nawet w przybliżeniu. - Nie powiem - deklaruje. - Nie chcę denerwować naszych członków. Co gorsza, wniosków może jeszcze przybyć, bowiem w spółdzielni jest około dziewięciu i pół tysiąca mieszkań.
Z podobnymi kłopotami boryka się największa spółdzielnia we Włocławku.
- Szukamy „wolnych mocy” u notariuszy poza Włocławkiem, w Aleksandrowie Kuj., w Radziejowie. Dzięki temu proces zawierania umów przebiega w miarę sprawnie - mówi prezes Włocławskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Mirosław Urbański. - W październiku zrealizowaliśmy czterdzieści siedem umów, w listopadzie sześćdziesiąt pięć, w pierwszej dekadzie grudnia już dwadzieścia. Szacuję, że ostatni ze złożonych w tej chwili wniosków, a mamy ich około tysiąca ośmiuset, doczeka się realizacji za jakieś dwa - trzy lata. Ile dojdzie nowych wniosków, trudno dziś przewidzieć. W naszej spółdzielni mamy ponad sześć tysięcy mieszkań - stwierdza prezes Urbański.
Na opieszałość chórem narzekają spółdzielcy. Na razie jednak lokatorzy zadowalają się wyjaśnieniami. - O żadnej skardze złożonej do policji czy prokuratury jeszcze nie słyszeliśmy - mówi prezes Urbański. - Liczę na zrozumienie ze strony naszych członków i, choć nie brzmi to najlepiej, ich cierpliwość.
Mniejsi też mają kłopoty
Nie tylko spółdzielnie-kolosy mają kłopoty. Nadążyć nie mogą też i mniejsze. Na przykład spółdzielnia mieszkaniowa w Świeciu n. Wisłą otrzymała prawie 800 wniosków o przekształcenie mieszkania. Zrealizowaliśmy jedynie około stu. Zakończenie akcji wykupu planowane jest na koniec pierwszego kwartału przyszłego roku. Zdążyła za to dużo mniejsza spółdzielnia w Nowem n. Wisłą, ale dzięki pracy w nadgodzinach i temu, że tylko dwie trzecie lokatorów chciało ustanowienia własności.
