Przyjęło się, że młodzi stąd uciekają. Dlaczego? To proste - nie widzą tu perspektyw na dobrze płatną pracę i ciekawe życie. Kiedy 20-letni Sławek ogłosił, że założy w Chełmży biznes i to dotowany z urzędu pracy, znajomi uznali, że zwariował.
<!** Image 2 align=right alt="Image 110765" sub="Krystyna Barcikowska
(z lewej) wciąż czeka, aż chełmżyński urząd pracy przyzna jej dotację na rozkręcenie własnej firmy. Trzydziestolatka jest przekonana, że mimo kryzysu nie spadnie zapotrzebowanie na usługi kosmetyczne i czasu nie marnuje - cierpliwie doskonali umiejętności zawodowe. / Zdjęcia: Jacek Smarz">- Chłopaku, w Chełmży to umrzeć można, a nie pieniądze robić - pukali się w głowę koledzy. Nawet rodzice, jak dotąd wspierający syna we wszystkich poczynaniach, chwilowo stracili wiarę. Nie chcieli wystąpić w roli żyrantów, radzili Sławkowi, by dalej był fryzjerem w Toruniu. Tam jest przecież prawdziwy świat, tam odbywają się wybory miss, konkursy i gale. A w Chełmży po ulicach chodzą zwolnieni z japońskich fabryk, co najwyżej kupują pasztetową na dekagramy i ogólnie klimatu biznesowego nie czuć. Podobno.
Jedyny facet w mieście
Ale on sobie zaplanował wszystko w szczegółach i z żelazną konsekwencją realizował plan. Biorąc pod uwagę, że skończył dopiero 20 lat, ta samodyscyplina musi budzić uznanie.
- Najpierw dokładnie zbadałem rynek. Ostatecznie przekonał mnie fakt, że w Chełmży jest co prawda 18 zakładów fryzjerskich, ale wszystkie prowadzą kobiety. Można powiedzieć, że jako mężczyzna wszedłem w niszę rynkową - śmieje się Sławek Bolechowicz, a uśmiech ma taki, że - co tu dużo mówić - klientkom zapada w pamięć.
<!** reklama>Sławek dokładnie zlustrował konkurencję i stwierdził, że, owszem, zakłady to tu są, ale salonu fryzjerskiego jeszcze nie ma. Ponieważ dotychczas pracował tylko w Toruniu, musiał poznać gusta chełmżynianek. Zaczął czesać i strzyc „po domach”. - No, świetny jest. Taki młodziutki, ale wszystko potrafi - rozniosło się w miasteczku. I numer telefonu Sławka przekazywano z rąk do rąk.
- Od dziecka chciałem być tylko i wyłącznie fryzjerem. Od 16. roku życia marzyłem, by pracować na swoim. Odkładałem, co tylko udało mi się zarobić. Bez specjalnego bólu, bo wiedziałem, że kupię za to sprzęt do własnego lokalu - mówi Sławek. - Postanowiłem też skorzystać z dotacji z urzędu pracy. Pewnie gdybym od początku wiedział, jaki to bieg z przeszkodami, zrezygnowałbym na starcie.
14,5 tysiąca złotych - tyle było do wzięcia. To sześciokrotność średniego wynagrodzenia - przepisowo maksymalna kwota dotacji oficjalnie nazwanej „jednorazowymi środkami na rozpoczęcie działalności gospodarczej”. Pieniądze są rządowe, a dzielą je powiatowe urzędy pracy.
Może się o nie ubiegać bezrobotny (nieważne, od jak dawna), który w ostatnim roku nie prowadził żadnego biznesu, ale też nie odmówił bezzasadnie powiatowemu urzędowi pracy, gdy ten kierował go do pracy albo na szkolenie.
<!** Image 3 align=left alt="Image 110765" sub="Śledzenie ofert wywieszanych w chełmżyńskim urzędzie pracy to jeden ze sposobów na znalezienie posady. Urzędnicy przyznają jednak, że bezrobotni są obecnie odważniejsi i coraz częściej występują o dotację na rozkręcenie własnej firmy.">Szans nie mają karani za przestępstwa gospodarcze w ciągu ostatnich dwóch lat i „podstawieni”. - Chodzi o to, by działalność gospodarczą rzemieślnik czy handlowiec prowadził osobiście. Kobiecie twierdzącej, że chce prowadzić zakład murarski, raczej odmówimy - tłumaczy Anna Załęcka-Pelplińska z Powiatowego Urzędu Pracy w Chełmży.
Sławek zwolnił się z pracy w Toruniu i zarejestrował jako bezrobotny w chełmżyńskim PUP-ie, bo mieszka z rodzicami w Grzywnie, wsi podlegającej pod ten urząd. Następnym krokiem było przygotowanie biznesplanu. - Pamiętam, jak nad nim dyskutowano. Że, owszem, dobry, ale nie dam rady go zrealizować, bo jestem za młody - wspomina Sławek.
Pamięta też, jak urzędnicy wprowadzili go w błąd. Poinformowali, że najpierw ma zarejestrować własną działalność, a potem dopiero może ubiegać się o dotację. A było odwrotnie: na pieniądze mógł liczyć tylko ten, kto jeszcze działalności nie miał. - Kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że mnie krew zaleje - przyznaje. - Poszedłem zdenerwowany do dyrekcji. Na szczęście, okazało się, że mogę jeszcze wszystko odkręcić, bo nie wydano mi REGON-u.
Salon w stylu etno
Wniosek o dotację złożył w kwietniu 2008 roku, a pieniądze do ręki dostał we wrześniu. Nie jest jedynym, który czekał tak długo. - Na początku każdego roku dostajemy tak zwany limit finansowy na wszystkie formy działalności. Później, kilka razy w ciągu roku, za pośrednictwem Wojewódzkiego Urzędu Pracy, występujemy o dodatkowe fundusze z ministerialnej rezerwy. Stąd, szczególnie w pierwszej połowie roku, gdy dodatkowych pieniędzy jeszcze nie ma, dłuższy okres oczekiwania na dotacje - dodaje Anna Załęcka-Pelplińska.
Dziś Sławek śmiga nożycami w salonie „Image” w centrum Chełmży. Włożył w niego 14,5 tysiąca dotacji i prawie drugie tyle z własnych oszczędności. Pracuje codziennie w godz. od 9 do 18, a w soboty do 15. Klientki nie czekają, bo obowiązuje system zapisowy. W zeszycie widać zaklepane terminy już na przyszły tydzień. Nie brakuje też rezerwacji na maj i czerwiec, czyli tych komunijnych.
- Wystrój to moje dzieło - nie bez satysfakcji pokazuje Sławek. Bo takiego salonu w miasteczku nie ma. Ze ścian patrzą Elvis Presley i Marilyn Monroe. Drewnianą boazerię zdobią wstawki z tapety tkaninopodobnej, imitującej skórę zebry. Do tego drewniane maski zwierząt, pomarańczowa kanapa z fotelikami i kilka świeczników. Skromnie i trochę etno, czyli dokładnie tak, jak to sobie Sławek wymarzył.
<!** Image 4 align=right alt="Image 110765" sub="Sławek Bolechowicz zlustrował konkurencję i stwierdził, że, owszem, zakłady w Chełmży są, ale salonu fryzjerskiego jeszcze nie ma. Zaczął czesać i strzyc „po domach” i w ten sposób wyrobił sobie markę. Dziś ma swój wymarzony salon w centrum miasta i nie narzeka na brak klientów.">Żyrantów musiał mieć dwóch. Zgodził się brat i sama dyrektorka banku PKO w Chełmży (jego klientka). Na podpisanie umowy do PUP pojechali w piątkę. - Czyli ja i moi żyranci ze współmałżonkami. Taki wymóg... - macha ręką młody fryzjer.
Tak kombinują panie
Krystyna Barcikowska ciągle jeszcze czeka na pieniądze z PUP. - Co kilka dni dzwonię albo chodzę i osobiście pytam, czy już są - mówi. Papiery w chełmżyńskim urzędzie złożyła w grudniu 2008 roku. Przedstawiła biznesplan (zaakceptowany), przeszła szkolenie z zakresu prowadzenia własnej działalności gospodarczej, znalazła żyrantów. Działalności nie może zarejestrować dopóki nie podpisze umowy z urzędem.
Bezczynnie nie czeka, tylko wprawia się na stanowisku kosmetycznym w „Image”. Bo Krysia będzie obok Sławka kusić kobiety do zrobienia sobie paznokci, woskowania nóg, a niebawem też do przedłużenia rzęs i opalania natryskowego. - Wiosną słoneczko wyjdzie. Zaczną się parafiny, pedicure... - rozmarza się trzydziestolatka.
Krysia dobrze wie, że jest kryzys, w Chełmży przybywa bezrobotnych, bo zwalnia Sharp i inne japońskie fabryki, ale wcale nie zamierza się tym tak bardzo przejmować. Bo kobieta, jak już zacznie chodzić do fryzjera i kosmetyczki, to nawet na bezrobociu z tego nawyku nie zrezygnuje. Męża oszuka, pieniądze zakombinuje, ale raz w miesiącu przyjdzie. Tak po prostu jest i Krysia to obserwuje.
Chce być na swoim i nigdy już nie zostać zredukowaną. A to spotkało ją pięć lat temu, gdy upadł lokal gastronomiczny, w którym pracowała. Urodziła i podchowała dwójkę dzieci (cztery i półtora roku), w Toruniu skończyła kurs kosmetyczny i stylizacji paznokci. - Bardzo chcę wrócić o pracy. Mąż mnie wspiera i reszta rodziny też - podkreśla. - Pewnie, że praca na swoim to ryzyko. Ale lepszego wyjścia nie widzę.
Bezrobotni coraz odważniejsi
Pierwsze dotacje biznesowe chełmżyński PUP przyznał w 2005 roku. - To było kilka umów. Z roku na rok ludzie robią się jednak odważniejsi, nie tylko ci młodzi - podkreśla Anna Załęcka-Pelplińska. - W 2007 roku dotacji było już 155, a w zeszłym - 180. Najczęściej sięgają po nie budowlańcy i przedstawiciele branż pokrewnych: elektrycy, hydraulicy. Całkiem sporo jest też tych na sklepy, usługi fryzjerskie i kosmetyczne.
Pojawiają się też nowinki, takie jak sklepy internetowe, projektowanie i pielęgnacja ogrodów, firmy sprzątające. Te nowości wyrastają już nie tyle w Chełmży, co na osiedlach domków jednorodzinnych, które budują na wsiach uciekające z Torunia mieszczuchy.
Jeden warunek - trzeba wytrwać
Wszystkie urzędowe dotacje urzędnicy skrupulatnie sprawdzają. Pieniądze muszą bowiem zostać wydane dokładnie z zawartym w umowie harmonogramem. Jeśli czegoś nie kupi się w terminie, trzeba zwracać. I takie przypadki urzędnicy pamiętają, ale na niewielkie, kilkusetzłotowe kwoty.
Świeżo upieczony przedsiębiorca nie musi zwracać dotacji, o ile spełni jeden warunek - wytrwa na rynku przez 12 miesięcy. Później, przez kolejny rok, korzysta jeszcze z preferencyjnej stawki ZUS (obecnie 320 zł na miesiąc).
Jak sobie radzą biznesy urodzone dzięki urzędowym pieniądzom? Z ankiety, którą chełmżyński PUP musiał przeprowadzić na zlecenie WUP, wynika, że funkcjonuje dalej 60 procent z nich. Dla tych, którzy wolą widzieć szklankę do połowy pustą, to porażka. Ale Anna Załęcka-Pelplinska jest optymistką.
- W naszym powiecie to naprawdę dobry wynik. Pewnie, że część wnioskodawców kombinuje tylko, by wziąć pieniądze, przetrwać rok, a później niech się dzieje, co chce. Ale z wielką przyjemnością obserwujemy tych, którzy dali radę, rozwijają się i wracają do nas, bo na przykład chcą kogoś zatrudnić.
Fakty
Prognozy nie są dobre - fala zwolnień grupowych dopiero nadchodzi
W styczniu w kujawsko-pomorskich urzędach pracy zarejestrowało się 19948 osób. W grudniu było ich 18354. Cały czas rejestrują się kolejne. Główne przyczyny rosnącego bezrobocia to sezonowość (w tym także koniec subsydiowanych form zatrudnienia), zwolnienia grupowe i mniejsze cięcia personalne w wielu firmach oraz powrót do kraju emigrantów zarobkowych.
W sumie mamy w regionie 120,8 tysiąca bezrobotnych w wieku produkcyjnym. Pod koniec grudnia było ich 110,2 tysiąca i stopa bezrobocia wynosiła 13,4 proc. Teraz rośnie. Najwyższe bezrobocie odnotowano w powiatach grudziądzkim (22,8 proc.), lipnowskim (21,6 proc.), sępoleńskim (21,4 proc.) i żnińskim (21,2 proc.).
W Polsce stopa bezrobocia wzrosła z 9,5 proc. w grudniu do 10,5 proc. w styczniu. Prognozy nie są dobre, bo fala zwolnień grupowych, związanych z kryzysem, dopiero jest spodziewana. Krytyczne mają być dwa pierwsze kwartały roku.
Oficjalnie zgłoszone zwolnienia grupowe w regionie w styczniu to 130 osób w grudziądzkim Amteku (branża elektromechaniczna), 40 osób w firmie Tibro z Janowca Wielkopolskiego (tekstylna), 30 osób w radziejowskim Polimecie (tworzywa sztuczne).
Od końca 2008 r. systematycznie ograniczają zatrudnienie japońskie fabryki w Ostaszewie w Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Największa z nich, czyli Sharp Manufacturing Poland, zredukowała załogę z 2,1 do 1,8 tysiąca osób. Nie przedłuża umów o pracę kolejnym osobom.
Zwolnienia w firmach działających w PSSE najbardziej odbijają się na mieszkańcach powiatów toruńskiego (w tym Chełmży), chełmińskiego, wąbrzeskiego i sąsiednich.
W zeszłym roku subsydiowaną działalność gospodarczą zdecydowało się podjąć w województwie 2709 osób, o 197 więcej niż w 2007 roku. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się też dotacje unijne, choćby takie, które oferuje program „Zostań swoim szefem”, prowadzony przez Toruńską Agencję Rozwoju Regionalnego. Dostać można nawet 40 tys. zł, ale pula pieniędzy jest ograniczona, stąd duża rywalizacja.