Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem ambitnym bramkarzem i tak mi zostało [rozmowa z trenerem Zawiszy Zbigniewem Smółką]

Marek Fabiszewski
Zbigniew Smółka  trenerem piłkarzy Zawiszy jest od 7 stycznia 2016. Jego asystentem jest Krzysztof Kapelan.            Fot. Dariusz Bloch
Zbigniew Smółka trenerem piłkarzy Zawiszy jest od 7 stycznia 2016. Jego asystentem jest Krzysztof Kapelan. Fot. Dariusz Bloch
Rozmowa z nowym szkoleniowcem piłkarzy Zawiszy, 43-letnim Zbigniewem Smółką, byłym szkoleniowcem III-ligowej Odry Opole. Po trzech tygodniach pracy trenera na Gdańskiej pora na bliższe poznanie, rozmowę o nowej drużynie. I nie tylko.

Wierzy Pan w awans Zawiszy?
Oczywiście.

Na jakiej podstawie?
Widzę potencjał wśród zawodników, którzy zostali i jeśli wzmocnimy odpowiednio zespół, uzupełnimy kadrę o zawodników, którzy będą lepsi od tych, co odeszli, a ponadto dobrze przygotujemy się motorycznie, to uważam, że jesteśmy w stanie już po kilku kolejkach doskoczyć do czołówki i walczyć do końca o awans.

Zdaje Pan sobie sprawę, że funkcja trenera Zawiszy, to gorące miejsce, które parzy.
To taki zawód, nie jest łatwo w każdym klubie, nie tylko w Zawiszy. Trzeba się obronić pracą. Mam nadzieję, że złapię szybko kontakt z zespołem. Widzę progres z dnia na dzień. Myślę, że drużyna zrozumie jak najszybciej czego od niej oczekuję. Nie wolno się przejmować, co to będzie, trzeba patrzeć co jest teraz i robić wszystko, żeby goląc się rano móc spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że zrobiło się wszystko, co można było zrobić. Piłka jest tak wspaniałym sportem, że wszystko może się wydarzyć. Ale trzeba przede wszystkim myśleć pozytywnie. Trener musi być przygotowany na wszystko i reagować w odpowiednim momencie.

Ale tu właściciela drużyny interesuje tylko zwycięstwo, sukces, którym byłby awans.
Bardzo fajnie, że właściciel stawia cele, że chce grać w najwyższej klasie. Uważam, że to jest pozytywne. Potencjał zawodników, których mamy, jak najbardziej predestynuje do takich celów. Natomiast ja chciałbym się skupić na swojej pracy, na wykonywaniu swojego zawodu i doprowadzić do tego, żebyśmy grali jak najlepiej i żeby drużyna w każdym meczu walczyła o trzy punkty. W każdym wyjściu na boisko musimy się obronić swoją pracą, ja jako trener, a piłkarze jako ci, którzy zrealizują moje pomysły.

Może Pan powiedzieć, jak Pan trafił do Zawiszy, w jakich okolicznościach?
To nie jest pytanie do mnie. Zaproponowano mi pracę w Zawiszy i po kilku rozmowach podjąłem decyzję, że podejmę wyzwanie. No i jestem w Bydgoszczy.

Czy był Pan zaskoczony propozycją?

Nie, trener nie może być zaskoczony. Musi być przygotowany na wszystko, na różne sytuacje. Ja się po prostu cieszę, że taki klub jak Zawisza złożył mi propozycję i że się dogadaliśmy.

Jako zawodnik był Pan bramkarzem. Był Pan dobrym golkiperem? Jak się Pan ocenia z tamtego okresu?
Piłkę nożną zawsze traktowałem jako pasję. Miałem dużo obowiązków i niełatwe życie. Czy byłem dobry? Na tyle, na ile mogłem, byłem dobrym, ale na pewno byłem ambitny. Może talentu Bozia za dużo mi nie dała, ale ciężką pracą, profesjonalizmem i zaangażowaniem doszedłem do tego, że osiągnąłem więcej niż mogłem, czyli zagrałem na zapleczu ekstraklasy. Tak naprawdę w poważną piłkę wszedłem w wieku 28 lat.

Wspomniał Pan o niełatwym życiu, może coś więcej na ten temat? Oczywiście, jeśli nie jest to zbyt osobiste.
Wolałbym mówić o sporcie. Jednym coś przychodzi łatwiej, innym trudniej. Niektórych rodzice od dziecka wożą na treningi, kupują sprzęt, inwestują w nich, zapisują do dobrych klubów itd. A inni nie mają takiej możliwości. Pamiętam, że jako chłopiec uciekałem z domu, żeby pójść na trening. Dwa komplety sprzętu, które dostałem z klubu ojciec mi spalił. Był przeciwnikiem uprawiania przeze mnie futbolu, nigdy nie był na moim meczu. Ale ja się cieszę, bo teraz w wieku 83 lat bierze moich synów na kolana, przebywa z nimi, zmienił się. Kiedyś było inne życie, inna dyscyplina w domu. Dziś uważam, że ta młodzież niekiedy ma za łatwo.

Co chce Pan przekazać piłkarzom Zawiszy ze swego doświadczenia życiowego?
Im trudniej masz na początku, tym łatwiej masz później w życiu. Tłumaczę to także piłkarzom, że im ciężej na treningu, tym łatwiej będzie w meczu. Jeżeli w meczu jest ciężko, to znaczy, że coś źle było zrobione wcześniej. Wychodząc na boisko musisz mieć czyste sumienie, że zrobiłeś wszystko, co powinieneś. Sam mecz ma być dla nich nagrodą, a wygrana taką wisienką na torcie. Oni mają być dumni i wierzyć w siebie. Jeżeli zawodnik jest przygotowany fizycznie i mentalnie, wtedy jest wiara w siebie i w sukces.

Jest taka stara piłkarska zasada, że zespół buduje się od tyłu. Czy Pan jako były bramkarz teraz jako trener patrzy na zespół oczyma bramkarza?
Staram się utożsamiać z sobą, ze swoimi tematami. To że zespół buduje się od tyłu mówi od wielu lat wielu ludzi. Ja bym to ujął tak: zespół buduje się od człowieka, od szatni, od zachowania w domu, od prowadzenia się jako sportowiec, od dyscypliny, od zachowania na ulicy, w restauracji, czy w hotelu. To wszystko przenosi się potem na boisko. Ja właśnie w ten sposób chciałbym dotrzeć do ludzi, którzy są piłkarzami i reprezentują Zawiszę. Uważam, że zespół buduje się dobierając odpowiednich ludzi, którzy muszą wiedzieć, kto jest odpowiedzialny za ich rozwój, muszą być odpowiedzialni sami za siebie.

A jeśli chodzi już o zespół na boisku?
Wiadomo, że fajnie jest mieć stabilną defensywę. Można budować zespół od tyłu, postawić w niej czterech znakomitych obrońców i takiego samego bramkarza. A potem okazuje się, że już w pierwszej kolejce ktoś wypada, jest jakiś uraz, konsternacja, co dalej. Trener musi być przygotowany na każdą sytuację, można budować od tyłu, można budować od przodu, ale w sumie chodzi oto, że my jako zespół, musimy być jak rodzina, że ostatni zawodnik w kadrze jest tak samo ważny, jak ten pierwszy, czyli lider.

To nie jest Pana autorski zespół, przynajmniej w tej chwili. Zastał Pan taką kadrę, ale wiadomo, że jesienią problemem była gra obrony.
To jest pana zdanie, ja muszę ten zespół odczytać dokładniej. Nie tylko obrona odpowiada za defensywę, za stracone bramki, za sytuacje stwarzane przez przeciwnika. Zespół musi reagować, musi - to co u mnie jest najważniejsze - bardzo szybko przechodzić od ataku do obrony i odwrotnie, musi umieć się ustawić, zabezpieczyć, wyasekurować. Uważam, że jak to zrozumiemy, że piłka nożna, to jest sport drużynowy, to będzie dobrze. Każdy musi wiedzieć i umieć zagrać na zero z tyłu, musi umieć oszukać przeciwnika i być lepszym o tę jedną bramkę w każdym meczu.

Ta zmiana trenerska w Zawiszy na początku roku nastąpiła tak nagle, niespodziewanie, przynajmniej dla kibiców. Jak odbyło się przekazanie zespołu?

Spotkałem się z dużym profesjonalizmem właściciela klubu. Po wielogodzinnych rozmowach przez dwa-trzy dni wprowadził mnie do szatni, przedstawił drużynie. Bardzo pomógł mi swoim wstępem, zaufał mi od początku, a to jest bardzo ważne w tym zawodzie. Z trenerem Bartoszkiem też się spotkałem, w trzech luźnych rozmowach. Troszeczkę mi pomógł szybciej poznać zawodników. Ale to nie jest tak, że ja ich w ogóle nie znałem.

A co Pan już wie o jesiennym Zawiszy?
Obejrzałem sześć meczów jesiennych, wszystkie stracone bramki. Jestem teraz w trakcie analizy bramek zdobywanych przez Zawiszę. Na pewno zrobię wszystko, żeby ta drużyna wiosna grała lepiej.

I jest jeszcze półfinał Pucharu Polski! W 2014 roku Zawisza zdobył to trofeum.
Oczywiście i to jest fajna rzecz. Oni muszą wiedzieć, że to jest nagroda za ich wysiłek jesienią. Pogratulowałem im na wstępie tego sukcesu. Zagrać z Legią półfinał to duża sprawa. Na pewno tego dwumeczu nie przestraszymy się, wyjdziemy na boisko po to, żeby walczyć i Legia tak łatwo z nami nie będzie miała.

Co Pan uważa za swój dotychczasowy trenerski sukces?
W tej chwili moim największym sukcesem jest podpisanie kontraktu z Zawiszą. Natomiast, jeśli chodzi o prowadzenie zespołu, to każdy, który przejmowałem miał potem lepszy bilans. Rozwijał się zespół, rozwijałem się też ja. Mój zawód, to jest takie wchodzenie po schodach i jeśli się zatrzymasz, to będziesz spadał w dół. Cały czas trzeba się rozwijać, trzeba jeździć na staże zagraniczne, podglądać innych, tych najlepszych, analizować spotkania, czytać książki, rozwijać swoją wiedzę o futbolu. Wstydzę się moich pierwszych lat w zawodzie, człowiek nabiera pokory. Uważam jednak, że z każdym rokiem jestem lepszym trenerem.

Wspomniał Pan o stażach, to były ciekawe kluby?
Dla mnie tak, ale pewnie dla tych, którzy będą czytać ten wywiad, też. To był Zamalek Kair, Milan, CSKA Sofia, Nuernberg, Braunschweig.

W którymś z ostatnich z wywiadów powiedział Pan, że futbolem żyje cały dzień, budzi się z myślą o nim i zasypia.
To jest problem, z którym zderzyłem się po raz pierwszy. Od dwóch tygodni cały czas śni mi się piłka, tak że można to nazwać chyba obsesją. Wygląda to tak, że rano myjąc zęby, czy wieczorem idąc do łazienki myślę o tym, co polepszyć, poprawić. Cały czas analizuję co się wydarzyło w ciągu dnia, na treningu. Wreszcie mogę się zająć tym, co kocham, w stu procentach. Moja ukochana żona Elżbieta pozwoliła mi na to, trzymając w ryzach wszystko, przede wszystkim dom, że mogę przez te kilkanaście miesięcy poświęcić się tylko futbolowi. Zobaczymy jak to będzie wyglądało. Teraz poza piłką i Zawiszą nic się nie liczy.

Wiadomo, że jest Pan też biznesmenem, ma Pan interesy. Czy mógłby Pan funkcjonować bez futbolu?
Wychodzę z założenia i podpowiadam to moim przyjaciołom, synom, że najważniejsze jest to, aby utrzymać swoją rodzinę, żeby zarobić na chleb. Ale starajmy się robić to, co lubimy. Jeśli będziemy robić coś za karę, to nic z tego nie będzie, tylko frustracja. Piłka jest teraz dla mnie najważniejsza. Jako bramkarz byłem ambitny i tak mi zostało.

A ma Pan licencję na prowadzenie zespołu w I lidze? Bo różnie się o tym mówi.

Zdałem egzamin, teraz staram się o licencję UEFA Pro. Wielu trenerów otrzymało warunkową zgodę, myślę, że nie będzie z tym problemów.

Dziękuję za rozmowę.
Też dziękuję i życzę zdrowia.

Nawzajem.

Trener Zbigniew Smółka prywatnie

43 lata, ostatnio prowadził III-ligową Odrę Opole (36 zwycięstw, 11 remisów, 6 porażek).

O rodzinie:

żona Elżbieta, synowie Mateusz 19 lat, Karol 13 lat, Miłosz 8 lat.

O sobie:
- Stanowczy zdecydowany, sprawiedliwy, ale bezwzględny, jeśli chodzi o ludzi, którzy są źli. Nigdy nie podam ręki komuś, kto jest niesprawiedliwy, kłamie, oszukuje. Mam swoje zasady, nie muszę się z takimi ludźmi zadawać. Jest na świecie kilka miliardów ludzi, więc nie mam problemu z wyborem.

Jak spędza wolny czas?
- Futbol, książki o nim. Na pewno dobry film, ale jak mam wolny czas, to lubię go spędzać z rodziną. Mamy takie miejsce, gdzie lubimy jeździć, to Wisła.

Kim chciał być, gdy był mały?
- Wychowałem się w małej wiosce pod Wrocławiem. Każdy z nas na podwórku chciał być Szurkowskim, potem Bońkiem. Sport kreuje walkę, zawziętość. Każdy kto się z nim zetknął w młodości, da sobie potem radę w dorosłym życiu.

Życiowe i sportowe credo:
- Cały czas idź do przodu, nie oglądaj się za siebie, nie przejmuj się krytyką. Nie oczekuj wdzięczności, dąż do doskonałości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!