<!** Image 1 align=left alt="Image 209470" >Ulica Dworcowa, wyremontowana w ubiegłym roku, znowu nadaje się do naprawy. Jak twierdzą specjaliści, bruk się rozłazi, płyty chodnikowe wykrzywiają, drzewa w donicach giną.
Tak jest, choć wiele miesięcy temu znaleźli się ludzie, którzy przestrzegali miasto i wykonawców. Twierdzili, że tak właśnie będzie. Ale co tam. Nikt nie miał wtedy ochoty słuchać czarnowidzących mądrali, którzy tylko zakłócali błogi spokój ducha. Kiedy dziennikarze pytali o to, słyszeli najczęściej jedną odpowiedź: „Mamy gwarancję, wykonawca poprawi wszystko na swój koszt”. Ale czy warto marnować energię i czas na ciągłe poprawki?
<!** reklama>
Wiem, starsi Czytelnicy mi przypomną, że w Polsce najdłużej wytrzymuje to, co z założenia miało być tymczasowe. Żadna to, niestety, pociecha. Zwłaszcza że bylejakość przelewa się przez publiczny żywot niczym tsunami i niszczy wszystko, co jeszcze w miarę sprawnie funkcjonowało. Od prawa nadrzędnego zaczynając, na prawie lokalnym kończąc. Tu, dla przykładu, przypomnę o bałaganie związanym z oświadczeniami lustracyjnymi, absurdach ustawy śmieciowej bądź pakiecie ustaw zdrowotnych.
Czytaj też:
Ulica Dworcowa do reklamacjiBylejakość wtapia się w naszą rzeczywistość i co gorsza, nie jest prowizorką z czasów PRL-u. Ma dziś polityczne poparcie... Intelektualną niezależność zastępuje absolutne posłuszeństwo. Kto choć raz spojrzał w oczy baseta, ten wie, o czym myślę.