Jan Dopierała, który sam pracuje w handlu twierdzi, że nie zna żadnego pracownika, który nie byłby za wprowadzeniem ograniczeń handlu w niedzielę. My tymczasem bez problemu takie osoby znaleźliśmy.
- Praca w niedzielę ma plusy i minusy - mówi pracownica kwiaciarni, otwartej w jednym z centrum handlowych w Bydgoszczy. - Niby kwiaciarnie mają być z tego zakazu zwolnione, ale przecież nikt nie otworzy galerii specjalnie dla nas.
W takich punktach jak mój pracuje się po 12 godzin dziennie, ale nie przez cały tydzień. Praca w niedzielę wypada raz w miesiącu, więc nie jest źle. Poza tym ludzie w niedzielę są milsi, nie spieszą się, a sam punkt otwarty jest nie 12, a 8 godzin - podkreśla kwiaciarka.
PRZECZYTAJ:Handel w niedziele [KOMENTARZ]
Są i oczywiście inne punkty widzenia. W salonie odzieży sportowej w innej bydgoskiej galerii spojrzenie na wolne niedziele jest zupełnie inne.
- Już to z dziewczynami przeliczyłyśmy. Gdy w niedzielę będzie zamknięte, to wychodzi 12 godzin w tygodniu mniej pracy, na tyle osób zatrudnionych wyszłoby może pół etatu do likwidacji - zauważa sprzedawczyni.
PRZECZYTAJ:Na zakazie handlu w niedzielę zyskają... sklepy internetowe
- Szefowie na razie w ogóle o tym nie mówią. Ja zawsze twierdziłam, że niedziela powinna być dla rodziny, tym bardziej że za pracę w ten dzień nie ma podwójnych stawek.
Utargi bywają wyższe, bo wiadomo - wolne od szkoły, niektórzy mają pracę od poniedziałku do piątku, to mają czas na zakupy. Ale jestem przekonana, że nauczyliby się robić je w sobotę.
Wystarczy, że organizuje się promocję w pozostałe dni tygodnia i niedziela z obrotami się chowa - uważa bydgoszczanka.
