Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz. Nieprzytomną ofiarę wrzucił do wanny i odkręcił kurek z wodą

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
archiwum/zdjęcie ilustracjne
Ta historia pasuje do scenariusza filmu kryminalnego. Takiego napadu i w taki sposób zorganizowanej próby pozbawienia życia nigdy wcześniej ani później policyjne kroniki w naszym mieście nie notowały.

Ofiarą napadu, do którego doszło w czasie stanu wojennego, w 1982 roku, była kobieta - lekarka powszechnie znana i ceniona w Bydgoszczy. Akurat przeprowadziła się do swojego nowego domu, więc poprosiła o pomoc znajomego młodego sanitariusza ze szpitala, którego hobby była właśnie dekoracja wnętrz – zajmował się m.in. metaloplastyką, dekorowaniem ścian, układaniem ozdobnej boazerii etc. Mężczyzna urządzał stopniowo lekarce zarówno mieszkanie jak i gabinet, w którym miała przyjmować pacjentów, z czasem stając się niemal domownikiem.

Do trzech razy...

Ów sanitariusz, jadąc pociągiem na urlop na południe Polski, poznał w podróży innego młodego człowieka. W Bieszczadach, spędzając czas pod namiotem, podczas jednej z nocnych rozmów wpadli na pomysł dokonania napadu na lekarkę, o której młody sanitariusz dobrze wiedział, że posiada w domu mnóstwo pieniędzy. Ataku dokonać miał jednak wspólnik, jako że sanitariusz czuł się „spalony” z powodu znajomości z ofiarą. On sam początkowo miał pełnić rolę wyłącznie „nadającego robotę”.

Ataku dokonać miał jednak wspólnik, jako że sanitariusz czuł się „spalony” z powodu znajomości z ofiarą.

2 sierpnia 1982 roku napastnik z ciężką wielką śrubą w torbie jako narzędziem do ogłuszenia zadzwonił do drzwi gabinetu. Tu jednak spotkała go niespodzianka. Usłyszał, że lekarka ma właśnie urlop i nikogo nie przyjmie. Następnego dnia sanitariusz przyszedł pierwszy pod pozorem kontynuacji prac wykończeniowych, które rozpoczął jeszcze przed swoim wyjazdem na urlop. Wspólnik miał zadzwonić do drzwi i wówczas dokonaliby napadu wspólnie. Kolega jednak tego dnia, choć pod domem się zjawił, stchórzył i do napadu znów nie doszło.

Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, poszedł je otworzyć, by wpuścić wspólnika. Ten od razu zaatakował lekarkę, uderzając ją w głowę.

Trzecie podejście miało miejsce 4 sierpnia. Sanitariusz przyszedł rano, już na śniadanie. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, poszedł je otworzyć, by wpuścić wspólnika. Ten od razu zaatakował lekarkę, uderzając ją w głowę. Kobieta upadła na podłogę i nie ruszała się. Wówczas sanitariusz, mając już rozeznanie w mieszkaniu, splądrował je drobiazgowo, zabierając głównie gotówkę i biżuterię. Było tego około miliona złotych przy średniej pensji wynoszącej sześć tysięcy… Z łupami wyszedł na zewnątrz i udał się na najbliższy przystanek autobusowy, gdzie oczekiwał na swojego kompana.

Ciało wrzucił do wanny

Wspólnikowi wydawało się, że kobieta już nie żyje, na wszelki jednak wypadek postanowił sprawy „doprowadzić do końca”. Ciało lekarki zaciągnął do łazienki i wrzucił do… wanny. Potem odkręcił na maksa kurek z wodą i zaczął wannę napełniać, licząc na to, że nieprzytomna ofiara utopi się. Potem jeszcze zastawił drzwi łazienki od zewnątrz, aby ewentualnie kobieta nie mogła się wydostać z pomieszczenia i udał się do kompana na przystanek.

Byli całkowicie przekonani, że kobieta nie przeżyje, że ich przestępstwo nigdy nie wyjdzie na jaw, a oni jakiś czas sobie pożyją…

Obydwaj mężczyźni wyruszyli potem nad morze, aby poszaleć za zdobyte pieniądze i przy okazji uzyskać dalsze, sprzedając skradzioną biżuterię. Byli całkowicie przekonani, że kobieta nie przeżyje, że ich przestępstwo nigdy nie wyjdzie na jaw, a oni jakiś czas sobie pożyją… Z Sopotu pojechali do Kołobrzegu, potem do Warszawy i do Krakowa. Po czterech miesiącach, gdy zaczęły się kończyć pieniądze, niespodziewanie do hotelowych drzwi zastukali milicjanci. Bandyci trafili do aresztu.

Walka o życie

Jak się wówczas dowiedzieli, woda sprawiła, że kobieta, pomimo odniesionych ciężkich obrażeń, ocknęła się w porę i zaczęła walczyć o życie. Na szczęście albo napastnik niedokładnie zatknął korek w wannie, lub też ofierze udało się go poluzować. Woda zaczęła odpływać i lekarka mogła wydostać się z wanny, a potem, z wielkim trudem, opuścić łazienkę. W szoku wyszła jeszcze przed dom i poprosiła przechodniów o wezwanie zarówno pomocy lekarskiej jak i milicji.

Poszukiwania bandytów trwały długo, ponieważ często zmieniali oni miejsca pobytu.

W śledztwie milicjanci korzystali z portretów pamięciowych, które sporządzono w oparciu o zeznania kobiety. Za sprawą sanitariusza poznano też personalia jednego z podejrzanych. Jednak poszukiwania bandytów trwały długo, ponieważ często zmieniali oni miejsca pobytu, w większości unikając tzw. obowiązku meldunkowego.

Obydwaj mężczyźni zostali uznani za winnych napadu i próby zabójstwa i skazani na kary długoletniego więzienia.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera