Pierwszego kwietnia, bynajmniej nie dla żartu, bydgoszczanin założył maseczkę postaciom - symbolom naszego miasta, m.in. Marianowi Rejewskiemu, dr. Zygmuntowi Mackiewiczowi, Andrzejowi Szwalbe, Wędrowcowi u zbiegu Gdańskiej, Dworcowej i Pomorskiej, Flisakowi na bulwarze Brdy czy niedźwiadkowi z fontanny Potop. Pomnikom (choć był też jeden znak poziomy czy kłódka zakochanych z kładki nad Brdą) w maseczkach zrobił zdjęcia i wstawił na swój profil w mediach społecznościowych, podpisując „Zamaskowana Bydgoszcz”.
- Pomniki stoją w miejscu, my teraz też stoimy. Zatrzymaliśmy się. Nie wiemy, w którą stronę pójść, co będzie dalej? To jest nowa rzeczywistość, w której znaleźliśmy się wszyscy - mówi nam Arkadiusz Wybranowski, który przyznaje, że nie spodziewał się, że jego akcja wywoła wręcz skrajne emocje. Jedni podpowiadali panu Arkadiuszowi kolejne pomniki do „zamaskowania”, drudzy krytykowali, że zamiast przekazać maseczki do szpitali, którym wszystkiego brakuje, „zmarnował” je. Bydgoszczanin wyjaśnia:
- Użyłem dwóch tych samych masek, które wcześniej zdezynfekowałem. Po założeniu maseczki na daną rzeźbę, robiłem zdjęcie telefonem komórkowym i zdejmowałem maseczkę, bo nie chciałem, by ktoś potraktował to jako dewastację pomników.
Pan Arkadiusz zdradził nam, że ma zamiar „zamaskować” jeszcze rzeźbę Łuczniczki w parku Kochanowskiego i jej młodszą siostrę przy Operze Nova, a także Trzy Gracje nad brzegiem Brdy. Kto wie, może nawet król Kazimierz Wielki zechce założyć na chwilę maseczkę. Skąd pomysł na taką akcję?
- Gdy w mniej więcej w połowie marca zamknięto w Polsce szkoły, wybrałem się z siostrzeńcem na Stary Rynek, by rozdać przechodniom sto maseczek. Nie powiem, to było trudne zdanie, bo większość osób maseczek nie chciała, mówiąc, że „nie są im potrzebne”. Dlatego zastanowiłem się, co mogę zrobić, by uświadomić ludziom, że nie żyjemy już w tym samym świecie co przed epidemią - opowiada nam Arkadiusz Wybranowski, który dwa miesiące spędził w Chinach.
- Wybrałem się tam, by poznać ten kraj nie tylko jako turysta, ale i przedsiębiorca. Podczas mojego pobytu Chiny zaczynała już ogarniać epidemia i nikt nie dyskutował na temat tego, czy maseczki ochronne nosić, czy też nie. Ubierali je wszyscy, bez wyjątku. Podobnie było z niewychodzeniem z domów. Nagrałem nawet film, jak jadę rowerem przez 4-milionowe miasto, które jest całkowicie opustoszałe - opowiada bydgoszczanin, któremu bez szwanku na zdrowiu udało się wrócić do kraju. Czego możemy zatem uczyć się do Chińczyków?
- Musimy zmienić sposób myślenia z „ja” na „my”. Noszenie maseczki nie pomaga mi, ale nam wszystkim, żeby opanować epidemię. W Chinach społeczeństwo stało się pomocnikiem w walce z wirusem - dodaje Arkadiusz Wybranowski.
