Jednym z komentatorów i ekspertów w studio olimpijskim TVP był Sebastian Chmara, były lekkoatletyczny mistrz świata w wielobojach, a obecnie zastępca prezydenta Bydgoszczy.
Czy warto poświęcić urlop, aby komentować igrzyska olimpijskie?
Robiłem to, co lubiłem, to, co mnie pasjonuje i interesuje. To była już kolejna moja wielka impreza w okienku. Od 2003 roku pojawiałem się na antenie przy okazji lekkoatletycznych mistrzostw świata, a następnie przy okazji igrzysk olimpijskich w Atenach, Pekinie i ostatnich w Londynie.<!** reklama>
Na antenie był Pan merytorycznie przygotowany. Czy dużo czasu zajęło Panu zaangażowanie się w nową rolę?
Sport to moja życiowa pasja. Na bieżąco śledzę wyniki, portale internetowe i czytam prasę sportową. W trakcie igrzysk czytałem opinie, wywiady sportowców, rozmawiałem z naszymi trenerami i zawodnikami, którzy startowali w Londynie.
Praktycznie przez cały dzień przebywałem w studio. W telewizji pojawiałem się o godzinie 8.00, a kończyłem pracę o 23.00. W międzyczasie - po południu - mieliśmy trzygodzinną przerwę na obiad i krótki odpoczynek.
Kiedy najbardziej przeżywał Pan igrzyska?
Przez wiele lat uprawiałem lekkoatletykę. Dlatego najwięcej emocji dostarczała mi królowa sportu. Przeżywałem starty Polaków: dyskobola Piotra Małachowskiego, kulomiota Tomasza Majewskiego czy młociarki Anity Włodarczyk. Za każdym razem o sukcesie lub porażce decydowały centymetry.
Komentując starty Polaków na igrzyskach często wymieniał Pan Bydgoszcz i lokalne kluby. Czy za lokalny patriotyzm nie otrzymywał Pan reprymend od przełożonych?
To sami sportowcy dostarczyli mi okazji, abym mówił o mieście i klubach, z których pochodzą.
Dorobek Polaków - 10 medali - oceniany jest jako porażka,przyprawiająca o rozpacz. Niestety, więcej było tych niespełnionych nadziei niż niespodzianek...
Sport jest piękny, ale nieprzewidywalny. Każdy, kto jedzie na igrzyska, startuje z myślą walki o medale. Wiele niuansów decyduje o sukcesie i nie zawsze wszystko zagra. Jako były sportowiec wiem, że w karierze jest więcej porażek niż sukcesów. Dlatego łatwiej jest mi zrozumieć zawodników. Wiem jak oni to przeżywają i jest im ciężko. Unikałem krytykowania Polaków.