Nasi praprzodkowie nie marzyli o czółenkach, trampkach ani szpilkach. Przez łąki, pola, lasy pędzili na bosaka. Bo bez butów jest zdrowiej, a nawet weselej!
Na całym świecie formują się grupy ludzi, dla których spacer w mokasynach to nieporozumienie...
Park dla nieobutych
Przykłady? Ot, choćby Stowarzyszenie Żyjących Boso (Society for Barefoot), czyli działająca przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych organizacja promująca bose stopy. Pomysłowi Amerykanie uważają, że obuwie to zbędny balast, a bez niego nogi nie tylko wyglądają, ale i czują się lepiej.
Szalony pomysł? Pewnie nie, skoro temat podchwycili także pragmatyczni Niemcy. Za naszą zachodnią granicą powstają tzw. barfuss parki, gdzie propaguje się chodzenie boso jako formę rekreacji.
I w Polsce są ludzie, dla których chodzenie bez butów to styl życia. Od obuwia stronią nie tylko podczas spacerów po parku czy plaży, ale także wybierając się na codzienne zakupy, do restauracji i do pracy.
Może warto temat przemyśleć? Obuwie, szczególnie to z wąskimi noskami, ze sztucznych materiałów, bywa przyczyną bolesnych odcisków, otarć i haluksów. Stopy pozbawione dopływu powietrza stają się podatne na rozwój infekcji bakteryjnych i grzybiczych, nadmiernie się pocą, a wieczorem bywają opuchnięte i obolałe. Przyjemniej egzystować bez butów - od wiosny do późnej jesieni.
Kasia na spacerze
Miłośników takiego stylu życia znaleźć można o każdej porze roku w sieci.
- „Boso po świecie - 5 lat wspólnego bosochodzenia - jedyne w Polsce forum, na którym chodzenie boso nie ma konotacji erotycznych” - tak reklamuje się grono.net, profil ludzi „nieobutych”. Dotychczas pod adresem: grono.net/chat/#boso/ zalogowało się około 400 osób z całej niemal Polski. Buty zdejmują, gdzie tylko się da. Deszcz nie jest przeszkodą.
Ostatnio na forum pojawił się wątek kujawsko-pomorski.
- Tego lata po raz pierwszy zdjęłam buty na ulicy - mówi Kasia z Bydgoszczy. - Po kilku godzinach tańca w jednym z klubów stwierdziłyśmy z koleżanką, że dobrze zrobi nam nocny spacer boso. Na Mostowej zdjęłyśmy buty. Co za ulga! Rozgrzane po całym dniu płytki chodnikowe... Na początku myślałam, że będziemy wypatrywać szkieł, śmieci albo psich niespodzianek. Okazało się, że można się wyluzować, a chodniki są w gruncie rzeczy dość czyste. Szłyśmy raczej środkiem, a rozmaite nieczystości zalegały bliżej krawężników. Było późno, nieliczni przechodnie przyglądali się nam z uśmiechem. W dzień, w tłumie, mogłoby być trudniej. Wyobraziłam sobie, że ktoś nogą w ciężkim bucie może nadepnąć na moją bosą stopę. To by bolało... Nasz spacer zakończył się bez przykrych niespodzianek około drugiej nad ranem.
Kolejny spacer bez butów bydgoszczanka zaliczyła niedaleko dworca głównego.
- Mieszkam w pobliżu stacji. Pamiętam, że padał rzęsisty, ale ciepły, letni deszcz. Uznałam, że miło byłoby poczuć go stopami. Zdjęłam buty w bramie i przeszłam się po kilku kałużach. Niezwykłe doznanie. Apogeum moich bosych odczuć była wędrówka po rozgrzanym piachu na wiejskiej drodze. Nie przeszkadzały małe kamyczki ani gałązki, a szkieł się nie obawiałam, bo wiedziałam, że centrum alkoholowego życia jest pod sklepem i to tam natknąć się można na rozbite butelki. Spacer był wspaniały, zwłaszcza że zakończył się marszem po rżysku, czyli po świeżo ściętym zbożu. Tak, da się po tych słomkach chodzić, ale trzeba udeptywać je pod pewnym kątem. W polu nic stopom nie grozi. Gorzej jest na dzikiej łące, w trawie. Pewnego dnia ugryzł mnie chyba szerszeń. Stopa powiększyła się do monstrualnych rozmiarów. Nie mogłam chodzić przez kilka dni. Trzeba uważać, co w trawie piszczy...
Paweł studiował politologię w Toruniu. Po raz pierwszy ludzi bosych widział w Niemczech. No a wcześniej na filmach i zdjęciach z Afryki. Mieszkańcy Czarnego Lądu na buty pewnie nie mieli pieniędzy, a poza tym ich koczowniczy tryb życia nie przewidywał noszenia obuwia.
Import z Niemiec
- Wtedy w Niemczech zdziwiłem się niecodziennym widokiem bosych emerytek w parku. Spodobał mi się ten pomysł - wspomina były żak z grodu Kopernika. - Po powrocie do kraju postanowiłem, tak dla żartu, przejść się bez butów po uczelnianych korytarzach. Koledzy i wykładowcy śmiali się ze mnie, pytali, czy mają się zrzucić na buty. Na zajęciach też zsunąłem z nóg trampki. Muszę przyznać, że od razu poczułem ulgę. Doszedłem bez butów na obiad, a potem na parking, do samochodu. Drugi raz nie powtórzyłem podobnej eskapady, chyba z powodu braku towarzystwa. Po kilku piwach koledzy obiecali, że też zdejmą buty. Inni znowu żartowali, że dla dobra świata tego by nie robili. No i na żartach się skończyło. A teraz pracuję w biurze, z bardzo poważnymi ludźmi ubranymi w garnitury. Raczej nie zaproponowałbym im podobnego happeningu w czasie rozmów z kontrahentami, choć po pracy, kto wie...
Jak dołączyć do grona bosonogich?
- Po pierwsze: zdjąć buty - śmieje się Aleksander Senk, piewca bosej idei w Warszawie, opiekun nieobutego forum. - Dobrze mieć ze sobą towarzysza, nawet obutego, żeby nie czuć się onieśmielonym. Nie przejmować się zanadto bólem stóp, to normalne, że przyzwyczajone do butów są bardziej wrażliwe. No i koniecznie wybrać przyjemne miejsce. W moim rankingu nawierzchni przodują las i trawa, ale lubię też chodzić wieczorem po nagrzanym asfalcie.
Grupy chodzących boso nie są zamknięte - zaproszony jest do nich każdy chętny. Co więcej, podobne stowarzyszenia istnieją już na Zachodzie, m.in. w Niemczech czy USA. W Australii chodzenie bez butów to codzienność. A zatem - bosonodzy wszystkich krajów, łączcie się!