MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bo ja jestem kobieta skanująca...

Redakcja
Siedzenie w pampersie skończyło się w tym sklepie, gdy ciężarna kasjerka zwymiotowała przy kasie - kierownik zabronił jej wyjść do toalety. Teraz jest znacznie lepiej, ale czy jest dobrze?

<!** Image 3 align=none alt="Image 208062" sub="Jaka jest praca przy kasie? Niewdzięczna, męcząca, mało satysfakcjonująca. Plusem, zdaniem pani Wandy są ciekawi ludzie robiący zakupy, z którymi udaje się czasem zamienić kilka słów, pożartować...
[Fot.: Thinkstock]">

Siedzenie w pampersie skończyło się w tym sklepie, gdy ciężarna kasjerka zwymiotowała przy kasie - kierownik zabronił jej wyjść do toalety. Teraz jest znacznie lepiej, ale czy jest dobrze?

W ponadstutysięcznym miasteczku, w którym bezrobocie sięga blisko 40 procent (wszystkie zakłady produkcyjne upadły, a w ich miejsce wyrosły hipermarkety) narzekać na pracę nie wypada. Nawet jeśli w tej pracy wypruwa się, mówiąc bez ogródek, flaki. Tak jak dzieje się to w przypadku pani Wandy. Jest po dwóch operacjach przepukliny („Do końca życia nie mogę dźwigać, a powłoki brzuszne, zdaniem chirurga, wciąż mi się rozchodzą”). Bez trudu mogłaby wskazać dzień, w którym jej organizm się zbuntował. To było podczas rozładowywania owoców, przeznaczonych do sprzedaży w promocji (zwykle są to banany, pomarańcze albo jabłka), nazywanej często przez pracowników przekleństwem. <!** reklama>

Bananowy koszmar

- Jeśli szefostwo nie opłaci pracownikom kursu obsługi wózka elektrycznego, to zmuszeni są oni samodzielnie, czyli za pomocą własnych rąk, zmierzyć się z paletą pełną owoców - mówi pani Wanda, drobna blondynka po trzydziestce, szczęśliwa mama 2-letniego Kuby i 6-letniej Kamili („W ciąży lekarz wręcz zmusił mnie do wzięcia zwolnienia. Powiedział, że nie podpisze się pod rodzinną tragedią”). - Wózki elektryczne stały nie raz, nie dwa bezczynnie, a my, podczas jednej zmiany, czyli w ciągu 6 godzin, przerzuciłyśmy z koleżanką... sześć ton bananów.

Kartony z owocami trzeba było ustawiać do wysokości półtora metra. Jedno pudło bananów waży 25 kilogramów, pani Wanda waży 50 kilogramów. Dyrektor sklepu chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, ile bierze na swoje barki personel sklepu. Pani Wanda przypomina sobie zabawną i wymowną, jej zdaniem, scenkę. Szef przechodził koło potężnej bananowej dostawy i zainteresował się mrówczą pracą załogi. - Widział, że nie możemy we dwie dosięgnąć do najwyżej ustawionego kartonu. W dobrej wierze chwycił go więc i... aż zgiął się wpół pod ciężarem. Więcej nie próbował pomóc.

Metr na metr

Miesiące „orki na warzywach” zaprowadziły pracownicę marketu na stół operacyjny. Przepuklina została ujarzmiona dziesięcioma szwami, a pani Wanda została przesunięta „na kasę”. Pomyślałby ktoś - dobre szefostwo. Zdaniem pani Wandy, to nie troska o dobro pracownika była powodem decyzji szefa, raczej strach przed sądowymi konsekwencjami. Pani Wanda, jako działaczka związków zawodowych, mogłaby przecież dochodzić swego przed sądem... - Mogłabym, ale raczej bez szans na sukces - wzdycha kobieta i dodaje, że to gra nie warta świeczki, bo niby w jaki sposób udowodniłaby, że do dźwigania została zmuszona, skąd miałaby wziąć świadków. - W naszym hipermarketowym mieście każdy boi się o pracę, ja też.

Ciekawostką jest to, że podczas trzymiesięcznej nieobecności w pracy pani Wanda dostała dużo mniej pieniędzy niż wynikałoby to z obliczenia wysokości pensji za czas spędzony na zwolnieniu lekarskim. - Słyszy się o premiach za wysoką liczbę zeskanowanych produktów, u nas premie dostaje się za niechorowanie. To śmieszne i tragiczne zarazem, że za schorzenie, którego nabawiłam się w czasie pracy, musiałam zapłacić...

Praca przy kasie lekka nie jest. Widać to gołym okiem. Boks wielkości metr na metr. A w nim ciągłe przekładanie, skanowanie, wypłacanie, „proszę”, „dziękuję”, „miłego dnia”... I tak przez sześć godzin. Wyliczono, że kasjerka przekłada podczas jednej zmiany od 3 do 6 ton produktów. Dla przykładu, zgrzewka wody mineralnej waży 12 kg, karma dla zwierząt pakowana jest nawet po 15 kg. Na szczęście coraz więcej kupujących wyraża chęć pomocy w skanowaniu wielkogabarytowych paczek. - Staram się jak najczęściej wstawać i łapać te kilogramy zgodnie z zasadami BHP - mówi pani Wanda. - Zresztą z siedzeniem w boksie kasowym jest kłopot. Krzesło na kółkach stale odjeżdża, trudno się na nim utrzymać, poza tym chwieje się na krzywej i dziurawej podłodze.

„Nie kłóćcie się!”

Po całym dniu kieratu najbardziej bolą ręce, szczególnie nadgarstki, plecy i głowa, zmęczona z powodu szumu, gwaru, rytmicznej muzyki, zimnego nawiewu (uruchomiony dla komfortu kupujących) i niewybrednych tekstów klientów. Tych roszczeniowych kupujących jest na szczęście coraz mniej, ale przed każdymi świętami ciśnienie rośnie i następuje wybuch w okolicy kas. - Nieraz w szatni widziałam zapłakane koleżanki, które nie mogły dojść do siebie po obelżywym ataku klienta. Moja taktyka jest taka: najlepiej nie wchodzić w żadne dyskusje, milczeć albo próbować obrócić napięcie w żart. Czasem z uśmiechem mówię: „Ludzie, nie kłóćcie się! Nie dość macie problemów w życiu osobistym, żeby użerać się o jakąś kolejkę czy reklamówkę?

„Szybciej!”

W poniedziałkowe południe „na kasie” na ogół jest spokojnie. O tej samej porze w sobotę kasjerka jest bliska szaleństwa. - Staram się wszystkich zrozumieć. Można się wściec, gdy na 26 kas czynne są tylko cztery, a kolejki sięgają regałów z towarem - skarży się pani Wanda. - Słyszy się wtedy: „Panie, nie płać pan, pakuj że się pan i dopiero wtedy płać! My tu wszyscy czekamy!”, „Po co się pan pcha, nie widzi pan, że moje zakupy już zajęły całą taśmę?!”, „Szybciej! Czas to pieniądz!”, „Co to za prywatne pogaduchy w czasie pracy! Niechże pani kasuje, a nie gada”, „Dokąd pani wydzwania teraz, trzeba było wcześniej pomyśleć o tym, że tu nie ma kodu kreskowego”, „Dlaczego cena z kodu nie zgadza się z ceną z półki!”, „Dlaczego ten produkt nie jest w promocji?”...

Nad wszystkim czuwa niejedno oko kamery. - To dobrze i źle - uważa pani Wanda. - Dobrze, bo łatwo udowodnić, że nie oszukujemy, na przykład podczas wydawania reszty, z drugiej strony, stale czuje się oddech kierownika na plecach. Mnie to wciąż stresuje, mimo że pracuję tu już ponad osiem lat...

Kierownik stoi także za zasadami rządzącymi placówką, choć pewnie nad nim stoi jego szef z wytycznymi od swojego szefa. W markecie, w którym pracuje pani Wanda, kasjerki nie siedzą w pampersach, ale dawniej zdarzały się sytuacje kuriozalne. - Kobieta „na kasie” źle się poczuła, miała mdłości, bo była w ciąży - wspomina nasza rozmówczyni. - Kierownik nie pozwolił jej opuścić stanowisko pracy, więc koleżanka zwymiotowała na podłogę przy klientach. Zrobiło się potworne zamieszanie, a prawdziwy tajfun rozszalał się wtedy, gdy do szefa wpadł rozwścieczony mąż tej ciężarnej dziewczyny...

Napisz do autora: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!