Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bicie klientów nie jest potrzebne

Redakcja
Bramkarz, wykidajło, ochroniarz. Zawód błędnie kojarzony z biciem ludzi. W rzeczywistości ciężka harówa, wymagająca niezwykłej koncentracji i zrównoważenia. Do tego nie najlepiej opłacana

<!** Image 3 align=none alt="Image 208678" sub="Ogłuszająca muzyka, pijani klienci, pogróżki, nocny tryb życia - tak pracują bramkarze [Fot. Tymon Markowski]">

Bramkarz, wykidajło, ochroniarz. Zawód błędnie kojarzony z biciem ludzi. W rzeczywistości ciężka harówa, wymagająca niezwykłej koncentracji i zrównoważenia. Do tego nie najlepiej opłacana

Dochodzi północ. Jedna z dwóch działających w Bydgoszczy dyskotek nabita po brzegi.

Dudni ogłuszająca, jednostajna muzyka. W kłębowisku tańczących na podeście i kręcących się przy barze ludzi trudno wypatrzeć ochroniarzy. Dziś nad bezpieczeństwem klientów i całego lokalu czuwa trzech bramkarzy. Niewysocy, choć barczyści, w czarnych, obcisłych koszulkach, nie rzucają się w oczy. Jeden zastąpił przed chwilą selekcjonerkę przy kracie, drugi wtopił się w tłum tańczących i podpierając ścianę w rogu sali obserwuje klientów. Szybka reakcja to podstawa. Trzeci bramkarz kursuje między lokalami, przed chwilą przywiózł ciekły dym dla didżeja i pojechał dalej.<!** reklama>

Stolarz proszony na bramkę

Bramkarze nie lubią się zwierzać. Poza tym nie chce im się walczyć ze stereotypami i krzywdzącymi opiniami, które ukuto na temat ich zawodu. Większość z nich to normalni ludzie, przeważnie byli lub czynni sportowcy, którzy postanowili uczynić ze stania na bramce stały dochód. Pracują po nocach, a w dzień regenerują siły, trenują, zajmują się dziećmi, poświęcają czas żonom i dziewczynom. Śpią po kilka godzin na dobę.

- Można do tego przywyknąć, ale na początku trudno się było przestawić. Z zawodu jestem stolarzem, technologiem meblarstwa. Wstawiałem okna, robiłem ludziom remonty w mieszkaniach, a na bramkę trafiłem przez przypadek - mówi pan Tomek. Któregoś dnia poszedł do nocnego klubu, żeby pogadać z kolegą, który stał tam na bramce, ale doszło do awantury.

- Tamtych było siedmiu, a bramkarzy dwóch, klienci bili się między sobą i trzeba było ich rozdzielić. Pomogłem kumplowi i tak się zaczęło. Najpierw dorabiałem sobie tylko w weekendy, a teraz pracuję w klubach przez cały tydzień - dodaje mężczyzna. W trakcie rozmowy nie przestaje obrzucać taksującymi spojrzeniami klientów wchodzących do klubu. Pijani i zachowujący się prowokacyjnie nie są wpuszczani do środka. Jeśli chcą wejść na siłę, przyjeżdża policja.

Bramkarzom pomagają selekcjonerzy, czuwający nad tym, by do klubu nie weszły kłopoty. Kłopoty to diler narkotykowy, nakoksowany kark, dresiarz szalikowiec, a czasem pijany student czy biznesmen. Czasem pozory mylą.

- Młodzież jest dzisiaj bardzo chamska - przyznają bramkarze.

Jeden z selekcjonerów wyjawił naszemu reporterowi sposób na wyczucie zaczepnego klienta. - Nagle, bez żadnego powodu łapię gościa za rękę i mówię stanowczym głosem: „Co tam masz w kieszeni?” - mówi pan Paweł. Od dalszego biegu zdarzeń i reakcji klienta zależy to, czy wejdzie on do lokalu. Wielu odpowiada selekcjonerowi spokojnie, ale część ma nerwowe odruchy. Krzyczą, żeby ich nie dotykać, machają rękami.

- Zarobki nie są jakieś rewelacyjne. 100-150 złotych za noc. Tyle, że mam normalną umowę o pracę, opłacony ZUS i jestem ubezpieczony od różnych sytuacji. Miesięcznie wyciągamy około trzech tysięcy - mówi pan Andrzej, wygląda na około 40 lat, jest średniego wzrostu, ogolony na zero, obdarzony żelaznym uściskiem dłoni. Pod luźną bluzą zarysowują się potężne mięśnie klatki piersiowej. Z daleka mężczyzna wygląda jednak niepozornie. Niechętnie przyznaje, że jest emerytem służb mundurowych. Jakich? Łatwo się domyślić.

- Rzecz nie polega na tym, żeby bić klienta. Chodzi o to, aby człowieka, któremu włączyła się nieśmiertelność, bo za dużo wypił, wyprowadzić jak najspokojniej z lokalu. I na tym kończy się nasza rola - tłumaczy mężczyzna. - Bicie nie jest nikomu potrzebne, ani klientowi, ani nam. Z tego mogą być tylko kłopoty - dodaje.

- Czasem trzeba wyrzucić człowieka za drzwi siłą, bo inaczej się nie da. Ale nie ma mowy o katowaniu - wyjaśnia pan Darek. Na bramce stoi od 9 lat. Oprócz tego pracuje jako instruktor boksu tajskiego. Do zawodu trafił, jak większość, z polecenia.

- Przeważnie wszyscy się znamy od lat. Razem trenujemy różne sporty, spotykamy się na siłowniach. Jak potrzebny jest człowiek, to szukamy w naszym gronie - mówi pan Bartosz. Wygląda na pięściarza wagi półciężkiej. Nad łukiem brwiowym ma charakterystyczną bliznę.

Puknąć na zmiękczenie

- Jak widzę, że kolega ma kłopoty, to nie odwracam głowy, tylko idę mu z pomocą. Ode mnie zależy, czy on wróci cało do domu. I odwrotnie. Musimy na sobie nawzajem polegać - dodaje pan Bartek.

- Tutaj trzeba mieć jaja, no sorry. Jak ich jest siedmiu, a nas dwóch, to trudno dwóm naraz wykręcić ręce. To nie jest film z Seagalem.Czasami trzeba puknąć na zmiękczenie, żeby móc obezwładnić klienta i wyprowadzić na zewnątrz - uśmiechają się bramkarze.

- Żadnej walki jeszcze nie przegraliśmy, chociaż czasem człowiek przez tydzień nie mógł się podnieść z łóżka - dodają.

Imiona bramkarzy zmieniono.


Na ten sam temat

Zapaśnicy i judocy mile widziani

Szeregi ochrony w lokalach nocnych zasilają głównie ludzie, którzy mieli do czynienia ze sportami walki lub siłowymi. Dobrze sprawdzają się zawodnicy judo i zapasów, znający chwyty obezwładniające, ponieważ idealna interwencja to przytrzymanie klienta i wyprowadzenie go na zewnątrz. Kopanie po głowie czy nokautowanie sierpowym nie są w tym fachu mile widziane. Przydatni są też ciężarowcy i wszelkiej maści kulturyści, których postura mówi sama za siebie. Jak przyznają sami ochroniarze, szczupły i niepozorny bramkarz, samym wyglądem prowokuje niektórych niesfornych klientów do szukania guza. Zdarzają się, oczywiście, wyjątki, które ze sztukami walki nigdy nie miały do czynienia, ale posiadają za to inne atuty, jak odporność psychiczną i łatwość uczenia się. Wielu bramkarzy przechodzi kursy samoobrony, na których uczą się chwytów i używania pałki do obezwładniania.

Selekcja - ważna rzecz

Odporna psychika i duża siła fizyczna to nie wszystko. Wiele zależy od warunków pracy, jakie właściciel lokalu stworzy ekipie ochroniarzy. Jeśli będzie mu zależało na jak największym zysku, pozwoli wejść do lokalu każdemu klientowi i da sobie spokój z selekcją gości. To będzie oznaczało więcej pracy dla bramkarzy. Dobra selekcja to połowa sukcesu. Pozory czasem mylą i potulny na pierwszy rzut oka student czy niewinnie wyglądająca panna mogą zamienić się w potwora, który bluzga, kopie, a na końcu wymiotuje na innych, bo zaszkodził mu alkohol.

Trening to podstawa

Podstawą w tym zawodzie, co podkreślają ludzie z długim stażem na bramce, jest zrównoważona psychika, odporność na stres i dobra kondycja fizyczna. Bez ciągłej pracy nad sobą trudno utrzymać się w tym fachu. Szarpanie się z pijanymi wymaga wytrzymałości i siły. Dlatego dzień po przepracowanej nocy ochroniarz zazwyczaj spędza na siłowni, na macie albo przed workiem bokserskim. Profesjonaliści powtarzają, że od sprawności każdego z nich zależy bezpieczeństwo pozostałych. Zazwyczaj interwencje przeprowadza kilka osób. Jeden człowiek miałby duży problem z przytrzymaniem pijanego agresora. We dwóch, niesfornego klienta wyprowadza się łatwiej, co nie znaczy, że jest to proste. Jak opowiadają weterani tej profesji, nawet ważący 70 kilogramów mężczyzna potrafi stawić zaciekły opór.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!