Ariel sam jest ciekaw, jak w afrykańskim skwarze będzie smakować mu własnoręcznie przygotowana wieczerza wigilijna. Toruński wysłannik Polskiej Akcji Humanitarnej w Sudanie święta spędzi prawie sam.
<!** Image 2 alt="Image 163291" sub="Wyjazd na misję PAH był marzeniem Ariela Zielińskiego. Od pół roku czuwa on nad budową studni w Sudanie Południowym. Fot. Adam Zakrzewski">Miejscowi mówią o nich „khawazia”, czyli obcokrajowcy. Na misji w rejonie miasta Bor w Sudanie Południowym jest ich obecnie czworo. Oprócz Ariela Zielińskiego z Torunia, przy budowaniu studni pracują jeszcze Agata z Połczyna Zdroju, Maciej z Warszawy i Kuba z Legionowa. Ale na czas Bożego Narodzenia torunianin zostanie sam. - Jestem tu najmłodszy stażem, więc teraz inni mają prawo skorzystać z urlopów. Ja wyskoczę do Polski w styczniu - mówi.
Dzisiaj, 24 grudnia, ulepi pierogi. Z kapustą, której kiszenie testuje od tygodnia. Sam jest ciekaw, jak będzie smakować mu taka wieczerza w afrykańskim skwarze.
Woda, czyli życie
Program wodny w Sudanie Południowym PAH to przede wszystkim budowa studni. W niektórych hrabstwach tego kraju na jedną studnię przypada 10 tys. mieszkańców. Pompy wodne bywają eksploatowane przez całą dobę, więc często się psują. Sudańczycy nadal czerpią wodę ze stawów, kałuż i okresowych rzek. Nietrudno zgadnąć, jak odbija się to na ich zdrowiu. Średnia długość życia w wielu regionach kraju nie przekracza czterdziestu lat. Dostęp do wody determinuje wszystkie inne działania. O edukacji, rolnictwie czy zdrowiu mówić można dopiero tam, gdzie działają studnie.
<!** reklama>W rejonie Bor systematycznie ich przybywa. Studnie wyposażone w pompy powstały w okolicznych wioskach, między innymi w Pariak, Malek, Ulwac, Maper i Jerwong. Nie byłoby ich, gdyby nie zaangażowanie tysięcy Polaków, wspomagających finansowo Kampanię Wodną PAH.
- W najbliższym miesiącu planujemy wywiercenie kolejnych sześciu studni. Teraz głównie zajmujemy się naprawami trzydziestu już istniejących w okolicznych hrabstwach. Szkolimy też mechaników pomp, organizujemy magazyny części zapasowych oraz niezbędnych przedmiotów podręcznych, typu kanistry czy tabletki uzdatniające wodę do picia - mówi Ariel. - Osobna kwestia to promocja higieny. Tu jest wiele do zrobienia...
Khawazia opracowują szkolenia, ale prowadzą je już miejscowi. Mówią ludziom nie tylko o myciu rąk przed jedzeniem, ale i o takich sprawach, jak niezałatwianie potrzeb fizjologicznych w buszu. - Latryny to wciąż wielki problem. Jest ich za mało. Nie ma ich nawet w niektórych szkołach, więc co dopiero mówić o gospodarstwach domowych - podkreśla Polak. - Na szczęście, w rozwiązywanie problemów sanitarnych coraz silniej angażują się lokalne władze. Niektóre w taki sposób, jak komisarz jednego z hrabstw, który po prostu wydal zakaz załatwiania się w buszu i karze za to mandatami.
Moje życie w obozie
- Siedzę pod drzewem. W cieniu jest jakieś 35 stopni Celsjusza. O czym marzę? Najbardziej chyba o kawałku żółtego sera. Dawno go już nie widziałem - słychać śmiech. Z Arielem rozmawiamy przez Skype’a, internetowy komunikator, który jest przyjacielem wszystkich rozsianych po świecie.
<!** Image 4 alt="Image 163292" sub="Sudan Południowy to jeden z najsłabiej rozwiniętych regionów świata. Dostęp do wody jest tu podstawowym problemem. Fot. Archiwum">Jak wygląda życie białasów na misji? Obóz rozbity jest jakieś pięć kilometrów za miastem. Pobudka, śniadanie i ekipa odpala komputery. Praca szefa misji to nie jest romantyczna przygoda, tylko dużo dłubaniny za biurkiem. - Każde działanie musi być szczegółowo udokumentowane. Szef przygotowuje i analizuje różne dokumenty - budżety, projekty, umowy - tłumaczy Ariel. - Spotykamy się też z urzędnikami albo pracownikami innych organizacji, bo bardzo ważne jest wymienianie się doświadczeniami i informacjami. Rytm dnia wyznacza nam dostęp do prądu.
Generator włączają na kilka godzin. Zazwyczaj pracują od rana do pory obiadowej. W przerwie jadą do miasta na zakupy albo posiłek. Wracają i znów zabierają się do pracy. W biurze albo pod drzewem. Pracować da się najwyżej do godz. 19. Wieczorem komary tną już niemiłosiernie. Wtedy miło wyskoczyć do Bor, spotkać się ze znajomymi Europejczykami z innych organizacji, zjeść kolację, wypić piwo.
Sudańczycy? Życzliwi i przyjaźni. Współpraca z nimi bywa jednak prawdziwym wyzwaniem. - Widoczne są ogromne różnice kulturowe w podejściu do pracy i obowiązków, choćby te związane z czasem. Dla Europejczyka „zaraz” oznacza góra kwadrans. Dla Sudańczyka - godzinę-dwie. Umówienie się na określoną godzinę bywa problemem - dodaje Ariel.
Codzienność to także skorpiony i hałasujące przed namiotem żaby. To tęsknota za wspomnianym żółtym serem i warzywami. Rozmowy z bliskimi przez Skype’a. Od czasu do czasu odzywająca się tęsknota za nimi, ale i świadomość uczestniczenia w czymś bardzo istotnym.
Sudan - kraj po wojnie
Styczeń 2005 roku. Umowa pokojowa kończy 22-letni konflikt między islamską północą i chrześcijańsko-animistycznym południem. Wraz z napływem powracających uchodźców z Ugandy, Kenii, Etiopii, Demokratycznej Republiki Konga oraz z pozostałych części kraju (łącznie ponad 4 miliony ludzi) pojawia się problem ich reintegracji. Na powracających nie czeka nic. Brakuje jakiejkolwiek infrastruktury, dostępu do wody pitnej, edukacji i opieki medycznej. Dlatego część ludzi znów opuszcza Sudan Południowy.
<!** Image 3 alt="Image 163292" sub="Obóz PAH-u rozbity jest pięć kilometrów od miasta Bor. Rytm pracy wyznacza dostęp do prądu. Fot. Archiwum">- Od kilku lat panuje względny spokój, ale cała masa potrzeb nadal pozostaje niezaspokojona. Dużym problemem jest demilitaryzacja. Ludzie, którzy całe życie spędzili z bronią w ręku, często nie potrafią zajmować się niczym innym. Planujemy otworzenie szkoły rolniczej, w której będą mogli zdobyć nowe umiejętności - opowiada Ariel. - Kolejny wielki problem to niedożywienie dzieci. Ma całkiem inną skalę niż na przykład w Polsce. Widać to nawet w Bor, które nie jest najbiedniejszym miastem. Na ulicach widać dużo dzieci, zwłaszcza wieczorami. Chodzą po barach i zbierają resztki jedzenia z talerzy lub wybierają je ze śmietników. I to naprawdę resztki - na przykład niedojedzony chleb, gotowaną fasolę, kawałki ryby. Organizacje międzynarodowe prowadzą tu wiele programów walki z głodem, ale to wciąż mało...
Statystyki nie pozostawiają wątpliwości: Sudan Południowy to jeden z najgorzej rozwiniętych rejonów świata. Zaledwie 25-30 proc. dzieci ma dostęp do edukacji, niecałe 40 proc. - do wody pitnej, a śmiertelność kobiet przy porodach jest najwyższa na świecie.
Skok do samolotu
Wyjazd na taką misję był Ariela marzeniem. Dwukrotnie robił podchody. Starał się wyjechać do Czeczenii, potem do Afganistanu. Wypalił dopiero Sudan. Pobyt na misji trwa co najmniej rok, więc wróci do domu najszybciej w lipcu 2011 roku. Co trzy miesiące może wziąć krótki urlop. Co trzeba zrobić, by pojechać? Po pierwsze, bardzo chcieć i nie zrażać się przeciwnościami. Nie uda się za pierwszym, drugim, trzecim razem, to uda za dziesiątym.
Organizacje humanitarne nie mogą pozwolić sobie na zatrudnienie osób bez doświadczenia. To doświadczenie trzeba gdzieś zdobyć. Ariel radzi, by zaczynać od pracy wolontariackiej w jakiejś organizacji pozarządowej w kraju lub za granicą. Uczyć się pisać projekty i je koordynować. Uczyć się elastyczności i szacunku do innych ludzi. - Także cierpliwości, bo raczej nie ma szans, by zostać pracownikiem humanitarnym zanim ukończy się 24-25 lat. A potem, jak to w życiu - trzeba mieć oczy i uszy otwarte na okazje, które od czasu do czasu się pojawiają i w odpowiednim momencie wskoczyć do samolotu - mówi. On wskoczył.
* * *
Nie będzie wzruszającego zakończenia. Białas z Torunia to twardziel. Liczył się z tym, że Boże Narodzenie spędzi w Afryce. Choinka? Drzewa iglastego w Sudanie nie uświadczysz, a sztucznej nie zabrał. Będą zatem pierogi („Dziękuję mamie, że mnie tak szkoliła w kuchni”), życzenia składane przez Skype’a i spotkanie z przyjaciółmi z innych organizacji.
PS Chcesz mieć swój udział w budowie studni? Tradycyjnie już cały dochód z festiwalu Afryka Reggae, odbywającego się w klubie „Od Nowa” w Toruniu, przeznaczony zostanie na Kampanię Wodną PAH. Impreza odbędzie się 28-29 stycznia 2011 roku.