Do tej pory kodeks karny mówił ogólnie o „uporczywym uchylaniu się” od obowiązku alimentacyjnego i dłużnicy perfidnie to wykorzystywali. Płacili niewielkie sumy od czasu do czasu, żeby nie można im było zarzucić uporczywości.
- Prawie sto procent wniosków kierowanych przez nas do organów ścigania było umarzanych albo policja w ogóle odmawiała wszczęcia postępowania - mówi Róża Lewandowska, p.o. dyrektora Wydziału Świadczeń Rodzinnych Urzędu Miasta Bydgoszczy.
Po 31 maja tego roku to ma się zmienić. Znowelizowany przepis kodeksu karnego mówi jasno, że karze podlegać będzie ten rodzic, którego dług alimentacyjny wyniesie równowartość trzech świadczeń okresowych. Mówiąc prościej, z sankcjami będzie musiał liczyć się każdy zobowiązany do alimentów, kto nie zapłaci co najmniej trzy razy. Nie trzeba będzie udowadniać uporczywości w niepłaceniu.
Przeczytaj też: Seniorzy z problemami finansowymi. Średnio zalegają ponad 12 tysięcy złotych.
Sankcje się nie zmieniają. Niepoprawny alimenciarz może trafić na rok do więzienia, zostać skazanym na karę ograniczenia wolności i grzywnę. Przy czym po nowelizacji wymiar sprawiedliwości ma częściej orzekać dozór elektroniczny, czyli tzw. bransoletkę, by dać skazanym szansę odpracowania długu. Już w tej chwili kodeks karny wykonawczy każe w pierwszej kolejności kierować do pracy tych skazanych, którzy muszą płacić alimenty. Kara na dłużnika nie spadnie jednak od razu. Ustawodawca daje mu bowiem „ostatnią szansę”. Jeżeli przed upływem 30 dni od pierwszego przesłuchania podejrzany pokryje dług, uniknie kary.

Z aktualnych danych Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej wynika, że zadłużenie alimentacyjne w Polsce przekroczyło 11,15 mld złotych.
Mamy w kraju ponad 318 tysięcy nierzetelnych rodziców (w woj. kujawsko-pomorskim ponad 23 tys., w tym 1,1 tys. to kobiety). Rekordzista z naszego województwa ma 51 lat, 445 tysięcy złotych długu i mieszka w powiecie tucholskim.
- Dobrze, że zrezygnowano z terminu „uporczywe uchylanie się od płacenia alimentów”, które było nieostre i prowadziło do wynaturzeń. Teraz jest jasne, że 3 miesiące niepłacenia są już powodem do wszczęcia postępowania. Ale kara więzienia nie jest dobrym rozwiązaniem - mówi Andrzej Kulik, rzecznik Krajowego Rejestru Długów BIG.
Zobacz
Zobacz jak wyburzają Astorię. Zostały ostatnie ściany [ZDJĘCIA]
Ściągalność długów po wpisie do Krajowego Rejestru Długów wynosi ok. 25 proc. To pięciokrotnie więcej niż w 2008 roku, gdy zaczynano wpisywać alimenciarzy do rejestrów dłużników, ale nadal mało w porównaniu z Niemcami czy Wielką Brytanią, gdzie ściągalność wynosi 80 procent.
- Część dłużników to ludzie, którzy nie korzystają z usług finansowych czy telekomunikacyjnych w abonamencie, więc konsekwencje wpisu do KRD ich nie dotykają - tłumaczy rzecznik Andrzej Kulik.
Za nierzetelnych rodziców od lat 70. XX wieku płaci państwo. Wcześniej ZUS, a od 2005 roku samorządy, na które przerzucono prowadzenie Funduszy Świadczeń Alimentacyjnych. Zanim sprawa zaległych alimentów trafi do funduszu, najpierw zajmuje się nią komornik. Jeśli przez dwa miesiące nie zdoła przeprowadzić egzekucji, można zwrócić się o alimenty do samorządu. Tam następuje „obróbka” alimenciarza. W tej chwili maksymalna miesięczna kwota świadczenia wynosi 500 złotych.
- Największy problem mamy ze znikaniem... 30 procent dłużników nie da się namierzyć. Nic nie możemy w stosunku do nich zrobić, bo ich po prostu nie ma - mówią w Wydziale Świadczeń Rodzinnych Urzędu Miasta Bydgoszczy. 4 tysiące bydgoskich alimenciarzy winnych jest prawie 180 milionów złotych.
Polecamy wideo: Bydgoszcz dawniej i dziś