Atak zimy. Korki w naszym regionie miały w sumie 140 kilometrów

Tysiące osób czekających godzinami w korkach, 25 tysięcy mieszkańców bez prądu, setki wypadków i kolizji to tylko powierzchowny bilans weekendowego ataku zimy.

<!** reklama>

Gdy w piątek Ksawery - bo takie imię nadano wichurze przechodzącej nad Polską - pojawił się nad regionem, niewiele wskazywało na to, że tak bardzo da się we znaki mieszkańcom. Z każdą godziną było jednak gorzej. Już w piątek całkowicie zablokowane były drogi krajowe 5, 15 i 25 oraz obwodnica Kowala, która jest dojazdem do autostrady.

<!** Image 3 align=none alt="Image 226063" sub="Autobus wiozący osoby, które utknęły w gigantycznym korku na drodze Poznań - Bydgoszcz, zatrzymał się w szkole w Rogowie na kilka godzin. Pasażerowie mogli się w tym czasie ogrzać i wypić coś ciepłego(Fot. Nadesłane)">

Na godzinę 22. w piątek wojewoda - widząc skalę zagrożenia - zwołuje posiedzenie Wojewódzkiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego. Tej nocy nie śpią strażacy - tylko do 20. w piątek interweniowali w związku z wichurą niemal 600 razy, potem nie mieli czasu liczyć. Na nogi postawiono służby drogowe i policję. Policjanci ściągają do regionu śmigłowiec, będący w dyspozycji Komendy Głównej Policji. Sobota to kolejny sądny dzień dla kierowców, niektórzy stoją w korkach jeszcze od piątku, alarmują, że dojazd z Poznania do Torunia zajął... 18 godzin.

Po południu sytuacja nie zmienia się, choć część krajówek jest już odblokowana albo odbywa się na nich ruch wahadłowy.

- Zablokowane są całkowicie drogi na odcinkach: Strzelno - Pakość, Mogilno-Barcin, Radziejów - Piotrków Kujawski, Osięciny - Piotrków Kujawski, Strzelno-Konin, Strzelno - Inowrocław, Radziejów - Kruszwica i Żnin - Bydgoszcz - raportuje Zarząd Dróg Wojewódzkich. Policja apeluje, by ci którzy nie muszą jechać na południe województwa, zostali w domach.

- W kilku miastach regionu zorganizowaliśmy punkty pomocy, gdzie kierowcy, którzy utknęli w korkach mogli przenocować. Zrobiliśmy to głównie ze względu na cztery autokary wycieczkowe z dziećmi, które utknęły w trasie. Kierowcom też dostarczano gorące napoje - mówi Przemysław Słomski z zespołu prasowego KWP w Bydgoszczy. W samym Strzelnie udzielono pomocy 200 dzieciom, które w sobotę po południu już spokojnie odjechały do swoich domów.

To, co przeżywali kierowcy, jest niczym w porównaniu z paniką, która wybuchła na pokładzie czarterowego samolotu z Hurghady. - Już międzylądowanie we Wrocławiu było koszmarem, samolotem rzucało na wszystkie strony, ludzie byli przerażeni. Szczęście mieli ci, którzy tam wysiedli, bo cała reszta miała lecieć do Gdańska, ale Gdańsk nas nie przyjął, zawróciliśmy więc nad Bydgoszcz, ale tu też nam odmówiono. Był jeszcze Szczecin i w końcu wylądowaliśmy w Poznaniu - relacjonuje nasz Czytelnik. - Pasażerów miały rozwieźć do ich miejscowości autokary. Co z tego, skoro utknęły w korkach? Podróż do Bydgoszczy zajęła mi łącznie 30 godzin.

Co się właściwie stało na regionalnych drogach, że przez weekend ruch na nich był całkowicie sparaliżowany? Przemysław Słomski zauważa, że żaden samochód osobowy drogi w weekend nie zablokował. - Mieliśmy za to TIR-y ustawione w poprzek drogi, w rowach, blokujące ruch przy podjazdach. Bywało, że gdy z trudem odblokowaliśmy trasę, za chwilę inny TIR znowu ją blokował. Ale przecież w naszym kraju obowiązku używania opon zimowych nie ma - mówi Przemysław Słomski.

Pechowcy, którzy stali w korkach, mają pretensje przede wszystkim do służb porządkowych, które ich zdaniem zawiodły.