Oficjalnie oferta nigdzie się nie pokazała, ale o gotowości właściciela klubu do jego sprzedania poinformował portal Sportowe Fakty. To nie jest zresztą nowość. Co dwa, trzy lata Przemysław Termiński wysyła na rynek zaproszenie do rozmów na temat kupna jego klubu. Na razie nikt konkretny się nie zgłosił.
Za Apator Toruń trzeba zapłacić 5 mln zł. Za co taka kwota? Przede wszystkim miejsce w przynoszącej duże zyski PGE Ekstralidze, do tego gotową drużynę, bo wszyscy najważniejsi zawodnicy mają kontrakty do 2024 roku. Do tego motocykle, silniki w szkółce żużlowej, części i wyposażenie warsztatów. I to tyle, bo stadion i biura klub dzierżawi od miasta.
Teoretycznie więc 5 mln zł to nieduża kwota, dopóki nie porównamy jej z rocznymi wydatkami klubu. Budżet klubu, który chce walczyć o medale, to w tej chwili minimum 15 mln zł. Połowę z tego klub dostanie ze Speedway Ekstraligi w ramach umowy z telewizją i sponsorem strategicznym rozgrywek. Resztę trzeba wygospodarować samemu. To umowy z mniejszymi sponsorami, wpływy z biletów i karnetów. W przypadku Toruniu sporą pozycją w budżecie jest zysk z Grand Prix Polski.
Paweł Przedpełski wziął ślub. Oto ukochana żużlowca Apatora ...
To jednak nie zawsze wystarcza Przemysław Termiński od 2015 roku wpompował w klub dobre kilka milionów złotych. Dlatego właściciel oczekuje od potencjalnego kupca nie tylko 5 mln zł za spółkę, ale też gwarancji utrzymania wysokiego poziomu sportowego.
Przykład toruńskiego klubu pokazuje zresztą, że sport to niewdzięczny biznes. Apator od 2007 roku jest jednym z najbogatszych i najbardziej wiarygodnych klubów żużlowych dzięki pieniądzom najpierw Romana Karkosika, a potem Przemysława Termińskiego. Obaj milionerzy marzyli o mistrzostwach Polski, nie szczędzili własnych pieniędzy, ale w tym czasie "Anioły" zdobyły je tylko raz i to aż 14 lat temu. Największym sukcesem klubu Terminskiego jest srebrny medal w 2016 roku, ale także za jego kadencji zdarzył się pierwszy w historii "Aniołów" spadek do I ligi.
