Polityczny thriller pod nazwą prezydenckie wybory w Stanach Zjednoczonych zakończył się. Stacja CNN i inne amerykańskie podały: Joe Biden uzyskał 273 głosy elektorów, to oznacza, ze zostaje prezydentem USA.
- Jestem zaszczycony waszym poparciem i obiecuję, że będę prezydentem wszystkich Amerykanów - napisał na Twitterze Joe Biden. - Przed nami praca będzie ciężka, ale obiecuję: będę prezydentem wszystkich Amerykanów - niezależnie od tego, czy głosowaliście na mnie, czy nie dodał.
https://twitter.com/JoeBiden/status/1325118992785223682
Ta informacja daje Bidenowi prawo ogłosić światu, że będzie 46. prezydentem jedynego supermocarstwa na kuli ziemskiej, ale przez nim jeszcze wiele dni, a może nawet i tygodni walki.
- Będę prezydentem, który nie chce dzielić, ale chce łączyć. - Naród dał nam pewne zwycięstwo. Chcę odbudować kręgosłup tego kraju, czyli klasę średnią – mówił z kolei Joe Biden w pierwszym przemówieniu po medialnej informacji, że wygrał wybory.
Wspomniał o 74 milionach Amerykanów, którzy oddali na niego głos - podkreślił.
- Widziałem ogromny wybuch radości, to rodzi szanse i daje nadzieję na lepsze jutro - mówił demokrata, przemawiając na tle amerykańskich flag.
Będę prezydentem, który nie chce dzielić, ale chce łączyć, nie widzi stanów czerwonych i niebieskich, ale widzi Stany Zjednoczone. Chcę odbudować kręgosłup tego kraju, czyli klasę średnią. Jestem dumnym demokratą, ale będę rządził jako amerykański prezydent - oświadczył. - Będę równie ciężko pracował dla tych, którzy mnie poparli, jak i dla tych, którzy na mnie nie głosowali
Jego zdaniem nadszedł czas uzdrowienia Ameryki. Obiecał stworzyć zespół ekspertów do walki z pandemią koronawirusa. Ma się to stać już w najbliższy poniedziałek i będzie to tymczasowy zespół do walki z koronawirusem. Ten problem uznał za najważniejszy, by ludzie mogli pracować, a dzieci bezpiecznie chodzić do szkół.
Apelował o obniżenie temperatury sporu politycznego i przestanie traktowania swoich przeciwników politycznych jako wrogów. Obiecywał stworzenie szerokiej koalicji ludzi o różnym pochodzeniu.
Celem jego prezydentury, jak mówił, jest "przywrócenie Ameryce duszy" i sprawieniu, że że USA znów będą szanowane na świecie.
Zakończył patetycznie: Ameryka jest latarnią dla świata.
Na wieść o jego wygranej na ulice Nowego Jorku, Waszyngtonu oraz wielu kalifornijskich miast wyszły tłumu, by cieszyć się z wygranej Demokraty.
Ale już wiadomo, że jego rywal, urzędujący jeszcze prezydent USA Donald Trump nie odpuści, co zapowiadał zresztą dużo wcześniej.
Jego sztabowcy składali przecież już pozwy w sądach, by wstrzymać liczenie głosów w wielu stanach, zarzucał doradcom Bidena oszustwa wyborcze, nie zostawił suchej nitki na korespondencyjnych wyborach , które- jego zdaniem- prowadziły do oszukańczych praktyk Demokratów.
Rudy Giuliani, osobisty prawnik Donalda Trumpa tuż po ogłoszeniu medialnych informacji o wygranej Bidena zdobył się tylko na pokrętne tłumaczenia, że Demokrata wygrał na skutek wyborczych oszustw.
A adwokaci Donalda Trumpa już rozmyślają, jak w ciągu najbliższego tygodnia doprowadzić do paraliżu kolegium elektorskiego, które decyduje o wyborze amerykańskiego prezydenta, aby znaleźli się w nim ludzie, których nie będzie krępowała zasada, że oddają oni głosy na tego kandydata, który uzyskał najwięcej głosów w danym stanie.
Te amerykańskie wybory były wyjątkowo nietypowe. Przede wszystkim upływały pod znakiem pandemii, która rzucił niemal na kolana świat. Uderzyła nawet w Donalda Trumpa, który na początkowym etapie zarazy lekceważył zagrożenie.
Były to wybory, których wyników po raz kolejny nie potrafiły przewidzieć tamtejsze sondażownie.
Na starcie ogromną przewagą dały77-letniemu Joe Bidenowi, Demokracie, który u boku Baracka Obamy pełnił funkcję wiceprezydenta.
Im bardziej kampania się rozkręcała, tym poparcie dla Bidena spadało, w siłę za to rósł Trump, który po krótkiej przerwie spowodowanej koronawirusem, ruszył w pościg za rywalem.
I to w wielkim stylu. Rozniósł Bidena na Florydzie, gdzie sondaże wskazywały na wygrana Demokraty.
Bidena pogrążyli tam potomkowie kubańskich imigrantów, którym Biden kojarzył się z … socjalizm, który ich rodzice i dziadkowie odczuli na własnej skórze.
Ale Biden i jego sztabowcy nie poddali się, krok po kroku odrabiali straty, odwrócili niekorzystne trendy..
Prawdziwy przełom nastąpił w miniony piątek, kiedy to Joe Biden wyprzedził w Donalda Trumpa nie tylko w Pensylwanii, ale także w Georgii i był już tylko kilka kroków od zwycięstwa.
Ale Donald Trump powtarzał, że wybory jeszcze się nie skończyły i dodawał, że to spisek przeciwko niemu.
Wygrana Bidena w Pensylwanii dała mu 20 głosów elektorskich, co oznaczało, że Demokrata wygrał wybory prezydenckie.
Biden prowadził też w Georgii, Nevadzie i Arizonie - trzech innych stanach, które były wtedy jeszcze w grze
Wtedy już sztabowcy Trumpa wiedzieli, że wygrana szefa jest niemożliwa. On sam jednak powtarzał: padłem ofiarą ogólnokrajowego spisku mającego pozbawić mnie prezydentury. I na pewno, zgodnie a tą filozofią będzie walczył dalej.
Raczej nie o prezydenturę, bo amerykańskie sądy nie raz pokazały, że są „odporne” na działania polityków wszelkiej maści, nawet tych z najwyższych szczytów.
Mówi się, że jeśli Trumpowi nie uda się zablokować wygranej Bidena, to wystartuje on w kolejnych wyborach za cztery lata.
Po co miałby to robić? By przygotować grunt pod swoją … dynastię. Jego następczynią miałaby być ukochana córeczka tatusia, Ivanka.
Czy tak będzie, nie wiadomo? Na razie Trump i jego ludzie mogą ze złością rozpamiętywać piątkowy poranek w Pensylwanii, kiedy Biden prowadził już 49,4 proc. do 49,3 proc. Trumpa, odbierając przewagę prezydentowi. Do przeliczenia zostało wtedy 140 tys. głosów.
Głosy w Pensylwanii liczono szybko, w przeciwieństwie do Georgii, Nevady i Arizony. Biden wygra w Pensylwanii i nie potrzebował już więcej głosów.
W Georgii Biden prowadził w piątek rano 1067 głosami, do przeliczenia było 8 000 głosów oraz tyle samo nadesłanych pocztą przez żołnierzy USA stacjonujących poza granicami kraju.
Wygrana w Georgii dawałą 16 punktów głosów elektorskich.
Przewaga Bidena w Arizonie Biden wynosiła 47 tys. a do policzenia było kolejne 200 tys. W Nevadzie przewaga Bidena wynosiła ponad 11 tys. głosów, do przeliczenia było ok. 50 tys. głosów.
W Karolinie Północnej wygrywał Trump, który odmawiał zaakceptowania tego, co wydawało się nieuniknioną porażką. Wyrazem tego była jego wcześniejsza 17-minutowa tyrada w Białym Domu, gdzie mówił, że jest ofiarą spisku wielkich pieniędzy, Demokratów i mediów.
Zapowiedział, że nie zaakceptuje niekorzystnego wyniku i nawet jego dzieci mówią, aby „walczył na śmierć i życie”.
W piątkowym oświadczeniu sztab Trumpa oznajmił, że wybory są „dalekie od zakończenia”, a wygrana Bidena to „fałszywa prognoza”.
Są uzasadnione obawy, że postawa Trumpa, który podzielił Amerykanów doprowadzi do zamieszek. Bez względu na to, jaki będzie ich zasięg i jak się zakończą, przed nowym prezydentem stoi tytaniczne wyzwanie: „sklejenie” Ameryki na nowo.